Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Taneczne pląsy w klasztorze

Antoni Adamski
- To niezwykłe, że osoby duchowne szukają tak nietypowych form zbliżenia między ludźmi - mówi Jerzy Tychanicz, nauczyciel tańca.
- To niezwykłe, że osoby duchowne szukają tak nietypowych form zbliżenia między ludźmi - mówi Jerzy Tychanicz, nauczyciel tańca. WOJCIECH ZATWARNICKI
Czy tańca można nauczyć się w klasztornych murach? Można. Rzeszowscy dominikanie niedawno uruchomili specjalne warsztaty. Chętnych nie brakuje.

Taniec u dominikanów zaprowadził ojciec Andrzej Kuśnierski. Studiował on teologię w hiszpańskiej Salamance. Jego kolegami na roku byli bracia zakonni z Ameryki Łacińskiej: Peru, Argentyny, Kolumbii, Dominikany. Pewnego razu ze zdziwieniem zauważył, że Latynosi chodzą na świeckie imprezy po to żeby tańczyć.

- Tańczą bez partnerów - opowiada o. Kuśnierski. - Wyczucie rytmu jest ich drugą naturą. Później tłumaczyli mi, że w ich krajach nie umieć tańczyć, to nie do pomyślenia. Bez tańca nie ma życia: świeckiego, lecz także duchowego.

Tańczące procesje

Ojciec Andrzej wspomina słynne procesje wielkanocne w hiszpańskich miastach. Ludzie niosący ciężkie figury świętych poruszają się ze swym ciężarem w rytm muzyki. Wiernym towarzyszy orkiestra. W Salamance w dzień Zmartwychwstania z katedry wyrusza procesja z figurą Chrystusa, zaś z innego kościoła pochód z figurą matki Boskiej. Procesje spotykają się na rynku, gdzie następuje radosny taniec. Bo taniec to specjalna, świąteczna modlitwa.

Polskie procesje także wywodzą się z tanecznego korowodu, ale już dawno o tym zapomniano. Ojciec Andrzej podkreśla: - Taniec kojarzony jest u nas ze sferą cielesną. A więc z czymś świeckim i grzesznym. To błąd. Człowiek uczy się bycia sobą właśnie poprzez ciało. To ono pozwala nam odnaleźć się na tym świecie. Taniec buduje więzi, pozwala na wyrażenie uczuć i emocji. Poszerza horyzonty.

Dlatego w spotkaniach duszpasterskich u dominikanów obok warsztatów teatralnych i muzycznych są także warsztaty taneczne - nieraz bardzo specjalistyczne (taniec średniowieczny, żydowski itp.). Bez tańca nie ma integralnego rozwoju człowieka.

Takiej propozycji jeszcze nie miałem

Ojciec Andrzej przyjechał do Rzeszowa w grudniu ubiegłego roku. Jako przeor i proboszcz parafii wprowadził naukę tańca w ramach zajęć duszpasterskich. Kursy prowadzi Jerzy Tychanicz, dwukrotny wicemistrz Polski w tańcu towarzyskim (1963 - 64).

- Tańca uczę od 30 lat, ale to najbardziej oryginalna propozycja, jaka dostałem - przyznaje Tychanicz. - Byłem nią zaskoczony i natychmiast zacząłem szukać formuły dla tych kursów. Nie znalazłem niczego nowego. Ważna jest kompetencja, serdeczność i cierpliwość. Jednym słowem wszystko to, co obowiązuje nauczyciela tańca.

[obrazek2] Ojciec Andrzej Kuśnierski, przeor rzeszowskich dominikanów: - Jest moda na dobry i piękny taniec. (fot. Fot. Wojciech Zatwarnicki)Pląsy przed ołtarzem

Z tańcem u rzeszowskich dominikanów Tychanicz zetknął się kilka lat temu w czasie Mszy św. dla dzieci. Pląsały one przed ołtarzem spontanicznie, z radością. Ale na tym ta nietypowa oprawa nabożeństw się kończy.

Ojciec Kuśnierski wyjaśnia, że nie chodzi mu o to, żeby taniec był oprawą liturgii. W myśl wskazań soborowych jest on dopuszczany tam, gdzie jest to od wieków przyjęte. A więc w krajach afrykańskich i azjatyckich. W Polsce nie ma zwyczaju tańczenia w kościele. A w klasztorze?

Erotyzm to nic złego

- Warunki są świetne - podkreśla Tychanicz. - Przestronna świetlica, dobra akustyka. Ważna jest też atmosfera ciepła i serdeczności. Ludzie otwarci, weseli, na luzie, świetnie się bawią. A przy tym są wewnętrznie zdyscyplinowani i skupieni.

Nauczyciel tańca nie ukrywa swojego entuzjazmu. Jest zachwycony tym, że osoby duchowne szukają tak nietypowych form zbliżenia między ludźmi. To powrót do prawdziwej kultury - tak jak ją dawniej pojmowano i jakiej dziś bardzo brakuje. Nie tylko starszym, młodzieży także.

- Taniec wykorzystuje magnetyzm płci - to co zostało dane nam od Boga. Erotyzm to nic złego - podkreśla pan Jerzy.

Ojciec Andrzej: - U nas taniec do niedawna oceniany był negatywnie. Kojarzył się z dyskoteką, piwskiem i prymitywnym podrywaniem. To nastawienie się zmieniło. Jest moda na dobry i piękny taniec. Ten kto zainteresuje się tańcem, odkrywa własną cielesność. A wtedy odnosi się do siebie inaczej: szanuje siebie i bliźniego.

Flirt z małżonkiem

Kursy odbywają się we wtorki. Program obejmuje tańce standardowe (walce, tanga, fokstroty), latynoamerykańskie (rumba, samba, cha-cha itp.) oraz dyskotekowe (disco - blues, disco - fox, rock-and-roll i inne). W trzech grupach uczy się około stu osób. Od gimnazjalistów i licealistów, poprzez studentów i pracowników naukowych po 50-latków. Różne środowiska i profesje. Podobne oczekiwania. Jakie?

Zofia jest inżynierem-chemikiem, Wacław - lekarzem nefrologiem. Nigdy nie uczyli się tańca.

- Braliśmy udział w imprezach towarzyskich. Podrygiwaliśmy w rytm melodii. Wydawało nam, się, ze to był taniec. To był tylko "chodzony". Teraz wszystko się zmieni - mówi Wacław.

Jako "stare małżeństwo" mogą pochwalić się 26-letnim synem, który dotarł do klasy "C" w tańcu turniejowym. Ojciec towarzyszył mu jako "obsługa medyczna". - Może mu pozazdrościliśmy? - zastanawia się głośno.

Inne małżeństwo: Krystyna (inżynier budownictwa) i Stanisław (inżynier elektryk) również poszło za przykładem syna. W wieku 23 lat, na trzy tygodnie przed ślubem zaczął uczyć się tańca. Był to intensywny kurs. Na weselu tańczył sztywno, ale w sumie jakoś to wyszło.

- Za pół roku będziemy tańczyć z przyjemnością. Pójdziemy na jakiś wieczorek towarzyski - zapowiada Stanisław.

- Nauka tańca to okazja do flirtu z małżonkiem - dodaje Krystyna.

Chodzi o przyjemność

Młodsza para to Witek (socjolog, wykładowca na Uniwersytecie Rzeszowskim) oraz Magda (nie chce rozmawiać z prasą).

Witek podkreśla, że kurs to nie tylko nauka kroków i sposobów poruszania się. Taniec to forma duchowości i kultury. Na początek trzeba wejść w stan relaksu i pogody ducha.

- Franciszkanie wprowadzili w życie poczucie humoru. Dominikanie uczą jak się dobrze bawić. To trzeba propagować - mówi Witek.

O kursach tańca dowiedzieli się z ogłoszenia odczytanego w kościele. Podobnie trafili tu Beata (pracownik naukowy Politechniki Rzeszowskiej, specjalistka od budowy maszyn) i Piotr (nauczyciel elektronik). Chcieli nauczyć się tańczyć, aby nie czuć skrępowania na weselach i przyjęciach.

- Żona jest zdolniejsza. Ma większe wyczucie rytmu, choć na początku deptała mi po palcach - zdradza Piotr.

Pan Jerzy dyskretnie uczy jak takich wpadek unikać: "Panie uciekają z nogą do tyłu. Panowie stawiają krok do przodu - z wyczuciem! Tak, aby nie przepraszać partnerki częściej niż dwa razy w ciągu wieczoru."

A później wyjaśnia: - Tu nie chodzi o wykształcenie profesjonalistów - uczestników ogólnopolskich turniejów. Tu chodzi o przyjemność z tańca.

Wracam do życia poprzez taniec

Przypadek Piotra jest wyjątkowy. W roku 1991 przeszedł poważny wypadek samochodowy. Dwa miesiące przeleżał w śpiączce, przeżył śmierć kliniczną i trepanację czaszki. Długo poruszał się na wózku inwalidzkim. Później chodził o kulach.

- Taniec jest dla mnie formą rehabilitacji. Muzyka uspokaja, pomaga nie myśleć o tym, jak trudno wrócić do życia. Do normalnego życia wracam poprzez taniec. Dziękuję dominikanom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24