Ścigani po polsku

Jolanta Jasińska-Mrukot
7 kwietnia 2004 r. Krystyna i Alojzy Krupowie stawili się w sądzie na rozprawie. Za to, że kochają wnuczkę, dostali karę więzienia w zawieszeniu.
7 kwietnia 2004 r. Krystyna i Alojzy Krupowie stawili się w sądzie na rozprawie. Za to, że kochają wnuczkę, dostali karę więzienia w zawieszeniu.
To historia jak z filmu. Babcia ukrywa się z wnuczką, którą dziadkowie wychowywali od zawsze. Dziecko chce im zabrać oleski sąd. Niewykluczone, że dziewczynka trafi do domu dziecka. Bo takie jest prawo.

Marcelinka ma teraz 8 lat. Niemal od urodzenia żyje w stresie, bo ciągle trwa walka o to, kto będzie się nią opiekował. Matka na łożu śmierci zdecydowała: córeczkę mają wychowywać dziadkowie, ale dla sądów nie ma to znaczenia. Ma za to dla dziadków - żeby wypełnić ostatnią wolę córki, gotowi są na więzienie. I pewnie tak się stanie.

Popłacze i się przyzwyczai
Na początku według sądu najlepszym miejscem dla dziecka miało być u dziadków. Ale potem sąd zmienił zdanie i uznał, że 2-letnia Marcelinka, która nikogo poza dziadkami nie znała, powinna zamieszkać z ojcem. W niewielkim pokoiku, który Roman W. dzielił z matką i bratem.
- Popłacze i przyzwyczai się do mnie - mówił wtedy Roman W.
- To jest nieludzkie, żeby zabierać dziecko, które znało tylko dziadków! - oburzyła się wówczas profesor Maria Łopatkowa z warszawskiej fundacji "Dziecko", senator RP poprzedniej kadencji. - Sąd najwyraźniej nie pomyślał, jakiego ta dziewczynka mogła doznać szoku. Równie dobrze sąd mógł zadecydować o umieszczeniu jej w domu dziecka, skutek byłby podobny.
O domu dziecka sąd pomyślał również, tylko że trochę później. W sprawie Marcelinki rozpraw, apelacji i wyroków było wiele. Sami zainteresowani się w nich gubią. W ostatnim postanowieniu Sąd Rejonowy w Oleśnie uznał, że Krystyna i Alojzy Krupowie od 2000 do 2002 roku bezprawnie przetrzymywali swoją wnuczkę. Dziadkowie zostali skazani na pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Sąd zobowiązał też Krupów, żeby dziecko oddali ojcu.
- Skazali ich za miłość i dobrą opiekę nad tym dzieckiem, dlatego wystąpię do prezydenta RP o ułaskawienie Krystyny i Alojzego Krupów - zaznacza prof. Łopatkowa, która od początku śledzi zmagania dziadków o prawo do wychowywania Marcelinki.

Umieram,
co będzie z dzieckiem
26-letnią umierającą Erykę z Kościelisk pod Olesnem porzucił mąż. Zanim przyszła na świat Marcelina, zanim Eryka zaczęła chorować, Roman W. przez dwa lata mieszkał z teściami i żoną.
- Ale kiedy widać było, że z Eryką jest coraz gorzej, wziął pod pachę telewizor i przeniósł do matki, która mieszka w dawnym PGR - wspomina Alojzy Krupa. - A po śmierci naszej córki zaczął brać rentę na Marcelinkę i bierze ją do dzisiaj.
- Ja nie mam do Romka żalu, ale kiedy go pytałam, czy jedzie z nami do szpitala do Eryki, to on mi odpowiadał, że nie ma po co, bo on już tam był - opowiada Ewa, najmłodsza siostra nieżyjącej Eryki. - Wszyscy chcieliśmy z nią być, bo wiedzieliśmy, że to są jej ostatnie godziny...
Eryka umarła 24 listopada 1996 roku, po półrocznym pobycie w szpitalu w Sosnowcu. Na dzień przed terminem swojej sprawy rozwodowej z Romanem.
- Czy ktoś nas wtedy pytał, jak boli, kiedy na cmentarz odwozi się własne dziecko? - mówi drżącym głosem Alojzy Krupa. - Jakoś wtedy nie przyszedł Romek ani nikt z jego rodziny, żeby zobaczyć, co słychać u Marcelinki. Ani razu nie zainteresowali się, czy jest zdrowa, czy chora.
- Musiałam od nowa nauczyć się wszystkiego o małym dziecku - wspomina Krystyna Krupa, babcia Marcelinki. - Herbatki, kąpiele i nocne wstawania do dziecka. Do tego mieliśmy na głowie 7-hektarowe gospodarstwo i zakład stolarski męża. Ale jakoś to szło, tylko szkoda, że wtedy żaden kurator ani sąd dzieckiem się nie zainteresował.

Jakie jest prawo
W 1997 roku Sąd Rejonowy w Oleśnie uznał, że Marcelinka powinna pozostać u Krupów, bo przenoszenie kilkunastomiesięcznego dziecka, które od urodzenia przebywa z dziadkami, mogłoby się źle odbić na psychice dziewczynki. Tym bardziej - jak zaznaczył sąd - że dziadkowie nigdy nie byli przeciwni kontaktom Romana W. z dzieckiem. Sąd nie pozbawił Romana władzy rodzicielskiej nad Marcelinką. Jednak już Sąd Wojewódzki w Częstochowie widzi to inaczej, rok później decyduje, że Krupowie muszą "stopniowo" oddawać dziecko, czyli rozpocząć od krótkich wizyt ojca, by po 7 miesiącach dziecko zamieszkało na stałe u Romana W.
Sędzia Ewa Kowalczyk, prezes Sądu Rejonowego w Oleśnie oraz przewodnicząca tamtejszego wydziału rodzinnego i nieletnich w Oleśnie, mówi, że takie jest prawo. Cytuje kodeks opiekuńczy:
- Kiedy jedno z rodziców umiera, to prawo wykonywania tej władzy przysługuje drugiemu. By odebrać władzę, musi zaistnieć okoliczność dyskredytująca go jako rodzica.
- Porzucił żonę w chorobie i niemowlę, to ciągle za mało? - dziwi się profesor Łopatkowa.
W 2000 roku zapadło kolejne postanowienie sądu, nakazujące Krupom wydanie Marceliny.
- Romek przychodził z policjantem, a ona krzyczała, że do obcych nie chce - opowiada dziadek Alojzy. - To co, miałem im wydać na siłę i zmarnować to dziecko? Potem Marcelinka nie spała po nocach i nasłuchiwała, czy ktoś po nią nie przyjdzie. Albo krzyczała przez sen, że nie chce do Biskupic, gdzie mieszkał Romek.
Za to, że Krupa nie chce oddać wnuczki, sąd skazał go na grzywnę.
- 10 tysięcy złotych! - załamuje ręce Alojzy. - Co miesiąc biorą mi teraz z renty 240 złotych. Gdyby nie pomoc córek z Niemiec, nie miałbym za co żyć.
Kiedy Roman kolejny raz pojawił się z policjantem, żeby egzekwować prawo, profesor Łopatkowa podpowiedziała Krupom, żeby Krystyna ukryła się z wnuczką.
- No i Krysia tułała się po rozmaitych domach matki i dziecka - wspomina Alojzy. - Co ona się tam napatrzyła, to jeden Pan Bóg wie, ale do domu nie mogła wracać, chociaż Roman po raz drugi ułożył sobie życie.

Najlepszy byłby dom dziecka
Ożenił się kobietą, która ma dwoje dużych dzieci. Roman przeprowadził się do żony. Nowy dom, nowa rodzina. Z przeszłością łączy go tylko córka, no i renta dla niej po zmarłej Eryce.
- Odkładamy wszystko na książeczce - zapewniała rok temu druga żona Romana W. - A jego córka może zamieszkać z nami.
- A jeżeli nie z nami, to powinna iść do domu dziecka, bo wtedy mógłbym się z nią widywać - dodał Roman.
Przed rokiem na zlecenie sądu Rodzinny Ośrodek Diagnostyczno-Konsultacyjny w Opolu przebadał Marcelinkę, jej ojca i dziadków. Z badań wynika, że Roman W. absolutnie nie może zajmować się dzieckiem. Opinia nie jest też przychylna dziadkom. Według RODK najlepszym miejscem dla dziewczynki będzie... dom dziecka!
- To była nieprofesjonalna opinia! - zarzuca profesor Łopatkowa. - Na zlecenie naszej fundacji zapoznali się z nią specjaliści, okazało się że przeprowadzone badanie ma szereg błędów.
Najtrudniej chyba zrozumieć taką opinię Irenie, siostrze nieżyjącej Eryki.
- Ja jestem matką chrzestną Marcelinki - płacze Irena, dzięki której Krupowie mogą utrzymywać wnuczkę. - Jak to możliwe, żeby sąd nakazał ją oddać do domu dziecka, kiedy Marcelinka chce być z nami?
Profesor Łopatkowa twierdzi, że ma jeszcze pomysły na rozwiązanie tej sytuacji, tak, by dziewczynka mogła zostać z dziadkami i chodzić normalnie do szkoły w Kościeliskach. - Zapewniam, że nie pozwolę tego rezolutnego i uczuciowego dziecka zmarnować - mówi profesor. Marcelina do pierwszej klasy poszła w Debrznie w województwie pomorskim.
- Tam mieszkałyśmy u takiej rodziny, która miała podobny problem jak my, bo im zięć, który nie potrafił się opiekować dzieckiem, zabrał wnuczka - opowiada Krystyna Krupa.
Rodzinny Ośrodek Diagnostyczno-Konsultacyjny w Opolu zarzucał dziadkom, że zaniedbali rozwój intelektualny dziecka.
- To nieprawda - zaprzecza Tadeusz Szypryt, dyrektor szkoły podstawowej w Debrznie, gdzie chodziła Marcelinka. - Być może na początku dziewczynka miała braki, ale bardzo szybko je nadrobiła, chociaż Marcelina posługiwała się gwarą. Przyjemnie było patrzeć, jak to dziecko idzie z babcią za rękę i radośnie podskakuje. Byłoby nieludzkie dziewczynkę odrywać od tych dziadków.

Dziadkowie szykują się
do więzienia
7 kwietnia w oleskim sądzie zapadł kolejny, ostatni jak na razie, wyrok. Nakazuje on Krupom oddać dziecko, które od ośmiu lat jest z nimi. Jeśli tego nie zrobią, pójdą do więzienia. Sąd nakazał oddać Marcelinkę... ojcu.
Więc gdzie ma trafić Marcelina: do domu dziecka czy do ojca, dla którego opinia RODK nie była przychylna?
- Sąd tego jeszcze nie wie - przyznaje Ewa Kowalczyk, prezes oleskiego sądu. - Jeszcze raz powołamy psychologa, jego opinia zadecyduje, do kogo trafi dziecko.
- Marcelinka już nie chodzi do naszej szkoły - mówi Tadeusz Szypryt, dyrektor podstawówki w Debrznie.
Uczy się w innej miejscowości województwa pomorskiego. Krystyna Krupa przeniosła wnuczkę, żeby znowu zatrzeć za sobą ślady. Będzie uciekać, bo ani ona, ani mąż nie zamierzają oddać wnuczki.
- Najlepiej, żeby ojciec cofnął wniosek o egzekucję tego postanowienia sądu i dogadał się z dziadkami - mówi sędzia Ewa Kowalczyk. - Wtedy nie byłaby potrzebna rodzina zastępcza, ojciec wychowywałby dziecko razem z dziadkami. Ale ojciec i jego rodzina na razie nie odstępują od sporu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska