Wszystko po to, by dowiedzieć się, kto częściej nimi jeździ - Mielczanie czy Tarnobrzeżanie.
Od połowy grudnia tarnobrzeskie i mieleckie przedsiębiorstwo PKS nie uznaje połówek biletów miesięcznych. Wcześniej pasażerowie kupowali pół biletu w Mielcu, drugie pół w Tarnobrzegu, by bez problemu korzystać z autobusów dwóch przewoźników.
Nagle okazało się, że system jest zły. Zdaniem Leszka Guzego, dyrektora ds. przewozów PKS Tarnobrzeg, sprawcą konfliktu jest strona mielecka. - Dyrekcja w Mielcu wyliczyła, że na 150 "naszych" pasażerów, tylko 10 jest mieleckich - twierdzi dyrektor Guzy.
Z kolei zdaniem Władysława Świetlickiego, prezesa firmy "Conex" w Mielcu, winę za konflikt ponoszą kierowcy tarnobrzeskiego PKS.
- Nagle po 15 grudnia, nasi pasażerowie zaczęli skarżyć się, że tarnobrzescy kierowcy zabierają najwyżej czterech pasażerów z "połówką" - twierdzi prezes Świetlicki.
- Podobno tłumaczyli, że taki mają nakaz od dyrekcji. Aby rozładować sytuację uruchomiliśmy własny kurs na trasie Mielec - Padew Narodowa, gdyż właśnie tam dochodziło do największych spięć z kierowcami.
Dyrekcja tarnobrzeskiego PKS montuje w swych autobusach nowoczesne kasy fiskalne, zwane bileterkami, które dzięki automatycznemu czytnikowi, po numerze seryjnym biletu, podadzą miejsce, gdzie został on wydany. Bileterki montowane są także przez mielecki PKS.
- Po miesiącu sprzedaży dowiemy się, ile razy przewoziliśmy pasażerów naszych, a ilu z Mielca. Wtedy będzie łatwiej podzielić z innym przedsiębiorstwem koszty przewozów. - mówi Leszek Guzy.
Handlowcy w galeriach rezygnują z pozwu