Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Te filmy powstały z miłości do Bieszczadów

Małgorzata Froń
Na Rawkach. Po lewej Krystian, po prawej Marcin, a naokoło sprzęt.
Na Rawkach. Po lewej Krystian, po prawej Marcin, a naokoło sprzęt. archiwum
Rozmowa z Marcinem Kłysewiczem, jednym z twórców serii filmów poklatkowych o Bieszczadach.

- Skąd pomysł na kręcenie filmu o Bieszczadach? Dlaczego właśnie Bieszczady wybraliście?

- Gdzieś pod koniec roku 2010 odkryliśmy w Internecie filmy poklatkowe robione aparatami fotograficznymi no i się zaczęło. Ja mieszkam w Wielkiej Brytanii, Krystian mieszkał w tym czasie w Horyńcu Zdroju. Obaj zaczęliśmy próbować nowej techniki i w 2011 pojawiły się pierwsze nasze filmy. Jak jest wspólna fascynacja tematem, nutka rywalizacji i pogoń za nowinkami szybko się nabiera jako takiej wprawy. Atutem naszym było i jest to, że jesteśmy całkowicie samowystarczalni przy produkcji takich filmów - obaj fotografujemy i edytujemy zdjęcia oraz montujemy filmy, a ja dodatkowo komponuję muzykę do naszych produkcji. Ciągle jednak działaliśmy w terenie osobno, a chcieliśmy popróbować sił razem.

Okazja się nadarzyła jak przyleciałem z rodziną do Polski na urlop pod koniec czerwca tego roku. Krystian był w Bieszczadach w styczniu na jednodniowej wycieczce i zrobił bardzo krótki film, zaledwie kilka scen, na Połoninie Wetlińskiej. Planowaliśmy coś razem nakręcić i Bieszczady były logicznym wyborem - w sieci nie udało nam się znaleźć żadnego dobrego filmu wykonanego techniką poklatkową, pokazującego te tereny (nie mówimy, że takiego nie było, może źle szukaliśmy).

Mieliśmy Bieszczady niedaleko a przede wszystkim tam jest pięknie. Wypad był krótki, zaledwie 38 godzin, ale zaowocował filmem, który dzisiaj ma ponad 190 000 odsłon. Jak prace nad filmem z lata zakończyliśmy i obaj zobaczyliśmy co z tego wyszło zaświtała nam idea. Po internetowym sukcesie naszej letniej produkcji ta idea nabrała konkretnego kształtu i zaczęliśmy planować kolejny wyjazd. Każdy, kto był w Bieszczadach wie, że tam się po prostu wraca. Myśmy tam byli wiele razy - latem 2012 po raz pierwszy jednak naszym celem nie była sama wędrówka.

- Ile filmów już powstało i jakie powstaną kolejne?

- Jeśli rozmawiamy o filmach z Bieszczadów mamy ich w tej chwili trzy. Pierwszy, o którym już wspomniałem, Krystian zrobił sam. Jest za krótki by go potraktować jako pełną część naszej serii, ale świetnie się sprawdził jako trailer odsłony zimowej, do której nakręcenia trwają przygotowania. Drugi to Bieszczady Latem - W 38 Godzin. Robiony na wariata. Dosłownie biegaliśmy od lokacji do lokacji, nie było wiele czasu, żeby odpocząć. Spaliśmy chwilę w samochodzie pod sklepem w Wetlinie, kiedy baterie do aparatów się ładowały. Z perspektywy czasu fajnie się to wspomina, choć pamiętam że nogi się pod nami uginały. Ze zmęczeniem wygrała wtedy chyba ekscytacja - widoki były wspaniałe, pogoda nam sprzyjała no i we dwóch zawsze raźniej, był czas żeby podzielić się wiedzą, pogadać o życiu. A z bratem dobrze żyjemy i się rozumiemy - Bieszczady to dobre miejsce żeby nadgonić zaległości, powspominać, pomarzyć. Masz przed sobą niesamowite pejzaże i ciszę, taką medialną - nic nie rozprasza.

Kilka dni po tej wyprawie mój urlop się skończył a około miesiąc później opublikowaliśmy nasz pierwszy wspólny film. Kolejny etap to przygotowania do następnego wyjazdu. Wiedzieliśmy, że potrzebujemy więcej czasu, już na etapie planowania zdawaliśmy sobie sprawę z tego że nie damy rady zrobić nic lepszego, jeśli znowu będzie taki pośpiech. Krystian poprzez facebook skontaktował się z właścicielami Chaty Wędrowca w Wetlinie z prostą prośbą, czy mogliby nas informować o warunkach pogodowych. Odpowiedź, którą uzyskał była dla nas wielką niespodzianką i totalnym zaskoczeniem - dostaliśmy zaproszenie w Bieszczady, a oferta zawierała dach nad głową i wyżywienie. Chata Wędrowca jako pierwsza wyciągnęła do nas pomocną dłoń. Chyba każdy, kto po górach wędrował zgodzi się z nami, że porządne warunki do odpoczynku i pełne smakowitego jadła brzuchy to podstawa w regeneracji sił przed każdym kolejnym szlakiem do zaliczenia. I pod tym względem wyprawa jesienna była nieporównywalnie łatwiejsza, co nie znaczy, że się nie napociliśmy.

W filmie z jesieni jest zdecydowanie więcej lokacji i choć czasu na filmowanie/fotografowanie mieliśmy trochę więcej to sprzęt na szczyty tak samo trzeba było taszczyć. I tym razem ścigaliśmy się z czasem - pobudka kilka godzin przed świtem, wspinaczka na szczyt z latarkami na głowach, wieczorem zejście po zmroku, doświadczyliśmy tego wszystkiego, ale czego się nie robi dla filmu. Bieszczady Jesienią - Kolorowe Szlaki to druga odsłona naszej serii. Na pierwszy film nikt nie czekał i pojawił się nagle, na drugi trochę miłośników Bieszczadów już czekało. No i na tym nie poprzestaniemy. W obecnej chwili pozostał mniej więcej miesiąc do rozpoczęcia prac w terenie nad filmem mającym pokazać Bieszczadzką zimę. To będzie trzecia odsłona a po niej oczywiście wiosna. Tak, więc będą cztery pory roku zobrazowane czterema osobnymi filmami a piąty będzie scaleniem naszych wielomiesięcznych wysiłków. Stworzony od początku do końca z uzbieranych przez nas materiałów pokaże jak w Bieszczadach płynie czas - dosłownie i w przenośni - na przestrzeni całego roku.
- Jak długo powstawał film?

- Ten ostatni, czyli Bieszczady Jesienią - Kolorowe Szlaki, powstawał ponad miesiąc. Znacznie dłużej gdyby liczyć etap przygotowań, który, proszę mi wierzyć, jest równie ważny, jak sam wyjazd w teren. Pomijając jednak na razie te przygotowania to było 4 dni w terenie i reszta na obróbkę zdjęć, montaż filmu i skomponowanie muzyki. Aby zrozumieć, o czym w ogóle mówimy kilka słów wyjaśnienia musi być. Technika poklatkowa polega na zrobieniu filmu ze zdjęć - to w wielkim skrócie. Na jedną sekundę filmu potrzeba 25 takich zdjęć. Na wyprawie jesiennej zrobiliśmy ich ponad 24 000. A to dopiero początek. Wszystkie zdjęcia trzeba poddać edycji - choć część tego procesu jest zautomatyzowana nadal najważniejsze etapy trzeba wykonać samemu. Obaj z Krystianem pracujemy i niestety nie ma to nic wspólnego z fotografią, dlatego czas, który mogliśmy poświęcić na edycję materiałów to noce i weekendy.

Po edycji zdjęć z każdej sceny trzeba zrobić plik wideo. Jak już wszystko jest w tej postaci trzeba film zmontować. Pod mniej więcej gotowy film pisze się muzykę. Na końcu jest czas na ostatnie poprawki żeby wszystko się zgrało jak należy, obraz z dźwiękiem. To prawdziwa mrówcza robota, niezliczone godziny przed ekranem komputera, nieskończona liczba poprawek. Do tego trzeba mieć cierpliwość, ale jest w tym magia. Kiedy jesteśmy na lokacji i robimy zdjęcia jedyne co możemy zobaczyć to pojedyncze klatki przyszłego filmu. Kiedy natomiast te zdjęcia edytujemy i przerabiamy na pliki wideo zaczyna się wyłaniać coś zupełnie nowego, niby to samo miejsce, gdzie staliśmy i podziwialiśmy widoki, ale w nowej jakości. I zaczynamy tworzyć naszą opowieść, przygodę, na którą każdy może z nami się wybrać. To pewnie w tym tkwi sukces naszych produkcji - zabieramy widzów na wyprawę, a nikt nawet z domu nie musi wychodzić. Efekt jest taki, że chyba jednak wielu planuje w tej chwili wyjazd w Bieszczady - to trzeba poczuć na własnej skórze. Według nas - aby taki cel osiągnąć warto było ten czas poświecić.
- Nie obyło się ponoć bez przygód, zarówno dramatycznych jak i śmiesznych.

- Bilans wyprawy jesiennej to pogięty zderzak w samochodzie Krystiana, którym nas woził, przepalony metalowy termos, złamany filtr połówkowy i złamany statyw. Pierwszego dnia przed dotarciem na pierwszą lokację zafundowaliśmy sobie lądowanie w rowie. Myślę, że trudno sobie wyobrazić co czuliśmy - pierwsze sekundy to przerażenie oczywiście, ale nam na szczęście się nic nie stało. Oględziny samochodu wypadły w miarę pomyślnie. Rów nie był wielki, ziemia mokra i miękka, zero kamieni. Kiedy Krystian pobiegł po pomoc ja przed oczami miałem wizję powrotu na lotnisko bez wykonania nawet jednego zdjęcia. Krystian zapewne miał nieco bardziej ponure myśli. Mieliśmy jednak niesamowite szczęście - około pół godziny po incydencie byliśmy z powrotem na drodze.

Z rowu wyciągnął nas traktor, a pomagało z pięciu chłopa. To była niedziela, z albo do kościoła pewnie jechali, ale się zatrzymali. Gospodyni z domu obok powiedziała, że przed nami jakiś samochód terenowy zaliczył ten sam rów, ślady nawet było widać, ale oni sami dali radę wyjechać. To było w miejscowości Smolnik. Zapewne w wyniku wstrząsu metalowy termos przesunął się i dotykał akumulatora od szyny do aparatu - i tak się przepalił. Nie wiedzieliśmy o tym, aż dotarliśmy do Jezior Duszatyńskich. Jak zaparkowaliśmy samochód czuliśmy dziwny zapach, ale za nic nie mogliśmy go zlokalizować - poszliśmy na szlak z obawą że jak wrócimy możemy zastać zgliszcza Krystiana wehikułu. Jak się rozstawialiśmy ze sprzętem do pierwszego ujęcia i Krystian wyjmował akumulator znalazł ten nieszczęsny termos.

Metal był przepalony na wylot, herbatę utrzymała plastikowa komora w środku, która przetrwała. Połamany filtr nie zrobił na nas już żadnego wrażenia. Nawet podczas prac nad filmem były momenty grozy - ostatnia rzecz, której można się spodziewać to kompletne zawieszenie się komputera w trakcie prac na projektem i brak pewności czy po restarcie plik projektu nie będzie uszkodzony. To by była strata efektów około dwutygodniowej pracy. Szczęście nam jednak dopisuje. Kilka jeszcze fajnych momentów mieliśmy - dużo by o nich pisać i na pewno to zrobimy, jeśli jeszcze nie zrobiliśmy na naszej stronie facebook o nazwie Bieszczady - Timelapse.
- Film to pieniądze. Kto Wam pomagał finansować to przedsięwzięcie, bo z tego co wiemy urząd marszałkowski odmówił pomocy.

- Dla nas film to nie pieniądze tylko koszty. A te są bardzo wysokie. Startowaliśmy bez budżetu i niewiele się zmieniło przy pracach nad filmem z jesieni. Lato filmowaliśmy z tym, co mieliśmy - nie przygotowywaliśmy się do niego specjalnie. Jako ciekawostkę powiem, że obaj pracowaliśmy na ręcznie obsługiwanych szynach do aparatów domowej produkcji, wykonanych przez Krystiana - proszę sobie wyobrazić że musimy zrobić serię 300 zdjęć w odstępach co kilka sekund i po każdym zdjęciu trzeba przekręcić korbką żeby ruszyć aparat o kilka milimetrów. Drętwiały nogi, ręce marzły - zwłaszcza w nocy gdzie zdjęcie naświetla się 30 sekund, a zatem trzeba siedzieć przykutym do szyny znacznie dłużej.

Wielką pomocą dla naszych finansów była oferta Chaty Wędrowca, zaoszczędzone pieniądze plus o wiele, wiele więcej zainwestowaliśmy w sprzęt. Największy wydatek to był zakup komputerów - obaj mieliśmy stare laptopy, praca nad materiałem wideo graniczyła na nich z niemożliwym. Komputery to nie wszystko - na jesień Krystian sam skonstruował sobie zmotoryzowaną szynę do aparatu, kupiliśmy dodatkowe baterie do aparatów, dokupiliśmy obiektywy, karty pamięci, dyski twarde no i sporo oprogramowania, w tym fenomenalny bank brzmień dzięki, któremu powstała w pełni orkiestrowa muzyka do jesiennej odsłony. To wszystko kosztuje masę pieniędzy, ale wyszliśmy z założenia, że trzeba się doskonalić.

Wiedzy i doświadczenia nam przybywa, ale to niestety nie wystarczy, po prostu trzeba sprzętu żeby tę wiedzę spożytkować i doświadczenie wykorzystać. Pilnie obserwujemy rynek i społeczność związaną z filmami poklatkowymi, zwłaszcza zza oceanu - notujemy każdą nowinkę techniczną i mamy nadzieję, że kiedyś skompletujemy zestaw idealny do takiego filmowania. Do produkcji jesiennej udało nam się znaleźć dwóch sponsorów poza Chatą Wędrowca. Uwierzyli w nas Podkarpacka Strefa Wrażeń oraz Natura - Pracownia Ochrony Środowiska. Każda pomoc jest na wagę złota i serdecznie z tego miejsca dziękujemy. No i staraliśmy się o pomoc w urzędzie marszałkowskim. Telewizja Rzeszów zrobiła wywiad z Krystianem po tym, jak nasz film z lata odniósł niemały sukces w internecie.

Redaktorzy zajrzeli również wtedy do urzędu, pytając jak się film podoba. Pełnomocnik marszałka stwierdził, że pomysł jest dobry i na pewno pomogą. No to o tę pomoc się zwróciliśmy - nawet projekt, po nieudanych próbach nawiązania kontaktu, został wysłany, ale wygląda na to, że ugrzązł gdzieś w biurokratycznych zakamarkach urzędu. Na komentarz, że musimy się poddać procedurom i przystąpić do przetargu śmiało mogę odpowiedzieć, że chętnie, ale procedur nie znamy bo nikt z urzędu nam ich nie raczył przedstawić, a do przetargu trudno stawać skoro go nie ma. Nie jesteśmy firmą i nie mamy sztabu ludzi znających się na rzeczy. Kontakt z PROT był łatwiejszy a odpowiedź przyszła szybko - "nie realizujemy i nie wspieramy żadnych projektów filmowych w tym roku ani nie planujemy takiego wsparcia i realizacji na przyszły rok".

Zasięg naszych filmów jest międzynarodowy, co pokazują komentarze wpisywane na youtube i na naszej stronie facebook - wydawało nam się, że to dobry pomysł na promowanie regionu i instytucjom, którym na tym powinno najbardziej zależeć damy do ręki fajny produkt. Najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to, że my nie prosiliśmy o nieziemskie sumy, my nie chcieliśmy na tym zarobić tylko prosiliśmy o minimalną pomoc finansową.
Przy produkcji filmu z zimy do naszych sponsorów dołączyła firma Danuta i Ryszard Czach autoryzowany dealer Mercedes-Benz z siedzibą w Rzeszowie. Zaoferowali pomoc w postaci udostępnienia samochodu Mercedez-Benz Klasy ML 350 4-Matic - niesamowita maszyna naszpikowana najnowocześniejszą technologią, która na pewno się w Bieszczady przyda (napęd na 4 koła, aktywny system kontroli przechyłów, poprawiona widoczność nocą, rozpoznawanie pieszych, monitoring martwej strefy itd). Mało tego - moim kierowcą będzie Łukasz Gwiazda, odnoszący sukcesy pilot w rajdach samochodowych. Będę w bardzo dobrych rękach i na pewno dotrę tam gdzie trzeba.
- Z tego, co wiemy, problemy finansowe próbują z Wami rozwiązać internauci. Powstał portal polakpotrafi.pl. Powiedz coś o tej inicjatywie.

- Odzew ze strony internautów po obu filmach z Bieszczadów był ogromny, tak samo jak oglądalność. Pisały i piszą o nas media, wspierają nas patroni medialni, Kino Zorza pokazało nasze filmy na dużym ekranie. Nie trudno zgadnąć, że ekspedycja zimowa będzie najtrudniejsza i co za tym idzie wymaga specjalnych przygotowań. Od znajomego z portalu www.bieszczady.pl dostaliśmy namiary na stronę www.polakpotrafi.pl. Bez wahania napisaliśmy projekt - założenie jest takie, że czy pomoc otrzymamy czy nie film i tak powstanie natomiast do stracenia absolutnie nic nie mamy (poza pieniędzmi o ile to faktycznie strata). Zdecydowaliśmy, że poprosimy o pomoc jedynie w pokryciu kosztów podróży i stąd kwota nieco ponad 3 tysiące złotych. Na wyprawę muszę przylecieć z Anglii i tym razem będę sam w Bieszczadach, no może nie całkiem. Dzięki pomocy firmy Danuta i Ryszard Czach, o której wspomniałem, odpada koszt wynajęcia samochodu i paliwa - dzięki temu mogę zainwestować więcej w sprzęt.

Generalnie idea na portalu polakpotrafi jest taka, że jeśli nie uzbiera się zgłoszonej kwoty nie dostaje się nic a pieniądze wracają do właścicieli, jeśli uzbiera się 100 procent ustalonej stawki lub więcej kampania kończy się sukcesem. W tej chwili mamy już 80 procent całości. Jest okres przedświąteczny, koniec roku a mimo to odzew ze strony internautów jest bardzo duży i pomoc finansowa napływa bardzo szybko. To jest niesamowite i udowadnia, że to co robimy ma jakiś sens, co najważniejsze nie tylko dla nas samych. Otrzymujemy dziesiątki wiadomości i maili z życzeniami powodzenia oraz z ofertami pomocy, i to nie tylko z Polski, za co serdecznie dziękujemy. W efekcie jednego z takich maili przez dwa dni będzie mi towarzyszył Filip Ziarko, bardzo młody człowiek z Sanoka, który będzie mógł zobaczyć warsztat i mam nadzieję sporo się o fotografii nauczy. Na razie nie mamy żadnych dodatkowych ofert sponsoringu ze strony firm poza wspomnianymi Chatą Wędrowca i dealerom Mercedes-Benz z Rzeszowa.

Aby wyprawa się powiodła oraz by film był udany i tym razem sporo chcemy zainwestować - na co sobie pozwolić będziemy mogli zobaczymy, poprzeczkę jednak stawiamy wyżej niż ostatnio i sam film ma być lepszy. Ja ciągle mówię w liczbie mnogiej, bo projekt jest wspólny i Krystian jest w pełni zaangażowany w przygotowania plus pomoże w edycji materiału, który przywiozę. Na stronie polakpotrafi napisałem, co jest potrzebne, ale lista jest znacznie dłuższa. Jeśli uda się uzbierać pełną sumę, lub więcej, w naszej kampanii to z każdego zakupu będziemy się rozliczać na facebook - to nie jest tajemnica, co kupujemy, są to tylko rzeczy niezbędne na wyprawę i do wyprodukowania filmu. Marzeniem naszym jest, by w przyszłości posiadać cztery jednakowe aparaty każdy z przynajmniej jednym dobrym szerokokątnym obiektywem, niestety to tylko marzenie, bo to nieosiągalny dla nas towar, ze względu na cenę.

W tej chwili mamy trzy różne aparaty i kilka obiektywów, którymi się dzielimy. Problem polega na tym, że każdy aparat to inna rozdzielczość i jakość zdjęć. Standaryzacja by nam niesamowicie ułatwiła pracę. Radzimy sobie jednak jak możemy z tym, co mamy.

O samej inicjatywie polakpotrafi mogę napisać tylko jedno - świetna robota. Coś takiego, taka platforma crowdfundingowa, była na polskim rynku bardzo potrzebna. Aby projekt się powiódł trzeba go rozreklamować - im więcej ludzi o nim wie, tym większa szansa, że ktoś coś wpłaci. Można zostać honorowym producentem naszego filmu. System proponowany przez polakpotrafi działa szybko - w przeciwieństwie do urzędów, na które gdybyśmy czekali film by nie powstał. Kciuki w górę za twórców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24