Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten pojaz jeździ, lata i zagra w filmie Sylwestra Stallone. Skonstruował go przemyślanin [WIDEO]

Norbert Ziętal
Latający samochód B – dzieło Witolda Mielniczka, przemyślanina, obecnie mieszkającego w Londynie.
Latający samochód B – dzieło Witolda Mielniczka, przemyślanina, obecnie mieszkającego w Londynie. Norbert Ziętal
Dla wymyślonego przez przemyślaniana Witolda Mielniczka latającego samochodu B (bii) Sylvester Stallone zmienił scenariusz swojego najnowszego filmu "Niezniszczalni 3".

- To był przypadek, miałem szczęście i to jak się okazało, co najmniej podwójne. Ekipy przygotowujące film akcji "Niezniszczalni 3" szukały w Internecie różnych gadżetów, które można wykorzystać na planie. Jedna z takich osób zwróciła uwagę na mój pojazd, który był wtedy prezentowany na Kickstarterze. Gdy już miałem nadzieję, że pośrednio zagram w filmie, okazało się, że scenariusz jest zamknięty. Jednak ta osoba pokazała mój pojazd Sylvestrowi Stallone. To jego film. On tak się zachwycił moim pojazdem, że zmodyfikował scenariusz - opowiada pan Witold.

Kilkanaście aktorskich sław

"Niezniszczalni 3" (tytuł oryginału The Expendables III) to klasyczna strzelaninka amerykańska. Kilkunastu twardzieli znowu ratuje świat przez złem. Przy okazji niszcząc wszystko dookoła, trup ściele się gęsto. Niezbyt ambitna produkcja, bardziej kasowa. Jednak dech w piersiach zapiera lista aktorów odtwarzających twardzieli.

Oprócz Stallone, Arnold Schwarzenegger, Harrison Ford, Mel Gibson, Jason Statham, Jet Li, Antonio Banderas, Wesley Snipes, Dolph Lungren. Już jedno z tych nazwisk gwarantuje wielomilionową widownię, a połączenie wszystkich?

W USA niedawno odbyła się światowa premiera, w polskich kinach film pojawi się 15 sierpnia.

- Niestety, ktoś udostępnił w Internecie film przed oficjalną premierą światową. Dlatego widziałem już mój pojazd w akcji. Wjedzie po ścianie do jakiegoś budynku i wykona rozpoznanie obiektu - opowiada pan Witold.

B jak bee, czyli pszczoła

Kilka lat temu, po studiach w Przemyślu wyjechał do Londynu. Tutaj studiował na Product Design and Robotics. Wzornictwo przemysłowe, robotykę i mechatronikę. Wtedy DARPA, czyli amerykańska agencja zaawansowanych projektów badawczych w dziedzinie obronności, ogłosiła konkurs. Wystartował razem z grupą studentów.

- Celem było przelecenie dronem 5 km, za las. Wylądowanie w wiosce na dachu, zostawienie drona na 3,5 godziny i przez ten czas filmowanie i przekazywanie sygnału. Potem powrót do bazy - opowiada pan Witold.

Było jedno "ale". Wojsko prawdopodobnie stosowało odpowiedni sygnał zagłuszający, który powodował, że konstruktorzy tracili kontakt ze swoimi maszynami wysyłanymi na zwiad. Drony spadały. Tylko dwóm drużynom się udało.

- Zamiast dolecieć, wymyśliłem, że lepiej przejechać przez ten las i wystartować dopiero przed wioską - wspomina przemyślanin.

Równolegle kończył studia i jako zadanie do pracy końcowej miał skonstruować "zabawkę" poruszającą się na dwa sposoby. Lata i pływa, lata i jeździ lub coś innego.

Samochód latający B ma cztery koła, a w nich cztery śmigła. To pozwala mu jeździć i latać. Pojazd może płynnie i szybko zmieniać funkcje. B wymawia się bee, bo litera to skrót od pszczoły, po angielsku bee.

Rozsyła model po całym świecie

Postanowił znaleźć pieniądze na uruchomienie produkcji. Pomysł swojego pojazdu przedstawił na crowdfundingowym serwisie społecznościowym Kickstarter. Ideą takich portali jest, że większa grupa internatów składa się na czyjś pomysł.

Pan Witek przedstawił swój prototyp. Szybko zebrał 122 tys. funtów brytyjskich, czyli blisko 650 tys. złotych. Ponad 350 osób zdecydowało się kupić pojazd, który dopiero miał być wyprodukowany.

Znajomy polecił mu fabrykę w Chinach, która może wyprodukować jego B. Poleciał do Państwa Środka, zwiedził fabrykę i był tak zachwycony, że złożył zlecenie.

- Pojawiły się problemy. Głównie z podmianą materiałów. Ale chyba tak w tym biznesie jest. Wszystkiego trzeba dopilnować - mówi.

Wyprodukował już część pojazdów i przesłał ludziom, którzy sfinansowali jego ideę na Kickstarterze.

- Na razie rozesłałem B do osób spoza Europy. Wsparcie dostałem z całego świata. Za niedługo zrealizuję europejskie zlecenia, w tym jedno z Polski - mówi.

Model trafia głównie do hobbystów.

Marzeniem jest latający samochód przewożący ludzi

Pomimo sporego dofinansowania na tym projekcie nie zarobi zbyt wiele. Jest mnóstwo początkowych wydatków. Choćby 10 tys. funtów przeznaczone na opatentowanie wynalazku. Ale każdy grosz chce inwestować w kolejne projekty i udoskonalać je.

Planów ma sporo.

- Wiele z nich jest już rozrysowanych. Inne są w głowie. Chciałbym, aby mój B mógł wylądować na wodzie. Także, aby mógł pływać. Przydatną funkcją będzie możliwość jazdy po pionowej ścianie budynku. Jak się utrzyma? Rotacja śmigłem, negatywny ciąg - opowiada.

Zainteresowanie jego pojazdem jest spore. Dzwonią różni ciekawi ludzie. Np. osoby odpowiedzialne za wyposażenie sił specjalnych. Taki samochodo-helikopter, jeżdżący po pionowych ścianach, byłby idealny w przypadku konieczności wykonania zwiadu. Lepiej posłać maszynę niż człowieka.

- Mój pojazd ma tę przewagę nad klasycznymi dronami, że zużywa mniej energii. Bateria starcza na kilkanaście minut lotu. Natomiast jazda jest o wiele oszczędniejsza, dlatego do jakiegoś obiektu można najpierw podjechać - zachwala.

Jego celem jest stworzeniem modelu pojazdu, który będzie mógł przewozić ludzi. Projektem bardzo zainteresowana jest chińska agencja rządowa.

- To nie jest science fiction, ale zupełnie realna sprawa. Już mam w głowie taki pojazd. Osiem silników zamiast obecnych czterech. Dla większego bezpieczeństwa. Wystarczy odpowiednie laboratorium, aby taki projekt powstał - mówi.

Marzeniem pana Witolda jest uruchomienie fabryki pojazdu B w rodzinnym Przemyślu.

- Nie jest prawdą, że koszty produkcji w Chinach są dużo niższe niż u nas. Raczej porównywalne. Wolę dawać pracę swoim niż mieszkańcom obcego kraju - mówi.

W przemyskiej fabryce mogłoby pracować kilkadziesiąt osób. Próbował już, pukał do włodarzy przemyskich, prosił o wsparcie. Nie otrzymał pomocy. W zamian zaproponowano mu, aby zamiast stawiać fabrykę, został przedstawicielem handlowym systemów słonecznych.

- Będę próbował dalej. Może znajdzie się chętny do wspólnych inwestycji. Duże nadzieję wiążę z nowymi programami pomocowymi Unii Europejskiej, w których stawia się na innowacyjność - mówi pan Witek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24