To już nie ekologia, ale ekoterroryzm [KOMENTARZ]

Pełną nieoczekiwanych zwrotów akcji i wydarzeń mrożących krew w żyłach ekologów. A raczej ekoterrorystów, którzy ponad ludzkie zdrowie i życie przedkładają szuwary i błoto, w których lubią się chować czaple, ropuchy i bobry, a kotewka rośnie jak szalona. Szczerze mówiąc, zabawa w kotka i myszkę z „obrońcami przyrody” przestała bawić już nie tylko mnie, ale także tysiące rzeszowian, którzy codziennie korzystają z wody czerpanej przez miasto z Wisłoka. Nie rozumiem, jak w XXI wieku można pozwolić na tak wiele grupie ludzi, która za nic ma zdrowie człowieka, przedkładając ponad nie zamiłowanie do przyrody.

KOMENTOWANY ARTYKUŁ: Prezydent Rzeszowa niepokoi się o odmulanie zalewu na Wisłoku

A ekspertyzy fachowców nie pozostawiają złudzeń - jeśli muł z rzeki nie zostanie wydobyty, miastu grozi katastrofa ekologiczna, która dotknie także „obrońców przyrody”. Owszem, o środowisko należy dbać, a rośliny i zwierzęta, zwłaszcza te, którym grozi wyginięcie wymagają szczególnej troski. Ale nie może być tak, że ich obsesyjna ochrona prowadzi do sytuacji zagrażającej ludziom.

W Księdze Rodzaju czytamy: „Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi”. A kto nad kim panuje w Rzeszowie?