"To nie ja zasłużyłem na mandat"

Dziwnym trafem na miejscu zdarzenia pojawił się funkcjonariusz w cywilu, którego najprawdopodobniej wezwał sprawca.

Środa, 9 maja, kilka minut przed godz. 8. Granatowa nexia wyjeżdża z ul. Sportowej w Krakowską. Kierowca widzi, że prawy pas jest wolny, więc rusza. Nagle jadący lewym pasem opel astra przecina ciągłą linię i uderza w przedni błotnik nexii.

Ukarali poszkodowanego

- Wina kierowcy opla była oczywista, dlatego od razu zaproponował, że pokryje koszty naprawy - mówi Tomasz Łacheta, kierowca nexii. - Prosił, żeby nie wzywać policji, bo ma na koncie dużo punktów karnych i nie chce stracić prawa jazdy.

Szkody były duże. Łacheta wezwał policję.

- Niestety, uznali, że winę za kolizję ponosi mój syn. Zaproponowali mu 100 zł mandatu i 6 punktów karnych - mówi Jerzy Łacheta. - To absurd. Sprawa jest tym bardziej dziwna, bo zaraz dojechał do nich jeszcze jeden człowiek ubrany po cywilnemu, jak się później okazało policjant. Chwilę rozmawiali. Czyżby zadziałały znajomości kierowcy opla, który po wezwaniu radiowozu szybko gdzieś telefonował?
Kontrowersyjny werdykt

Tomasz Łacheta nie przyjął mandatu. Podobnie, jak on, wątpliwości co do winy nie mają instruktorzy nauki jazdy, których poprosiliśmy o opinię.

- Wina leży ewidentnie po stronie kierowcy opla - mówi Jerzy Moskwa, główny egzaminator w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Rzeszowie.

Policjanci zapewniają, że sprawa zostanie ponownie rozpoznana.

- Przeanalizujemy jeszcze raz dowody z miejsca wypadku i dopiero wówczas zadecydujemy, kto jest winny - zapewnia kom. Wioletta Wandas, zast. naczelnika Wydziału ruchu drogowego Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie.