Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tokio 2020. Kajakarska czwórka z brązowym medalem. Co za ekipa! "Mamusia czasem musi ustawić nas do pionu"

Przemysław Franczak, Tokio
Kajakarska czwórka z brązowym medalem w Tokio.
Kajakarska czwórka z brązowym medalem w Tokio. fot. Pawel Relikowski / Polska Press
Kobieca czwórka kajakarska w końcu oszukała przeznaczenie. Po latach walki o medal na igrzyskach, przegranych o włos i rozczarowaniach, w Tokio polska osada dopłynęła do podium. - Niemoc przełamana – cieszył się trener kadry Tomasz Kryk, który zaraz po wyścigu serdecznie wyściskał wszystkie swoje bohaterki: Karoliną Naję, Annę Puławską, Justynę Iskrzycką oraz Helenę Wiśniewską. Wzruszenie było ogromne, łzy leciały tak gęsto jak krople deszczu, który rozpadał się tuż przed finałem nad torem Sea Forest Waterway.

- Niedawno takie fajne zdanie przeczytałem, że miejsce to sobie można zająć w autobusie albo w kinie, a w finale olimpijskim na każde poza ostatnim trzeba nieźle zapieprzać – uśmiechał się szkoleniowiec. - Mały niedosyt może jest, bo start mógł być lepszy, ale cieszymy się, bo wiemy, że zawdzięczamy ten medal tylko sobie.

Stres przed tym wyścigiem zaczął się dużo wcześniej niż zazwyczaj. Już na początku czerwca. Pechowa kontuzja pewnej miejsca w tej osadzie Katarzyny Kołodziejczyk skomplikowała plany i wymusiła zmianę.

- Ale to jest też jej medal, medal „Kuli”, bo tak ją nazywamy – mówił Kryk. - Sytuacja była taka. Dzień po mistrzostwach Europy w Poznaniu Kasia wywróciła się na rowerze. Pękła kość w ręce. Na zgrupowanie przyjechała w ortezie, odmówiła założenia gipsu, bo chciała zaryzykować, walczyć o swoje. Ręka jednak puchła. Na jednej z odpraw wstała i powiedziała: dziewczyny, próbowałam, ale też chciałabym mieć w olimpijskiej osadzie zdrowe partnerki, po pełnych przygotowaniach.

W jej miejsce wskoczyła Iskrzycka, ale ta historia pokazuje niezwykły klimat, jaki panuje w tej grupie. Wzajemne zaufanie, szczerość.

- Cały czas wyznajemy zasadę, że jeśli coś się dzieje, to lepiej to powiedzieć, porozmawiać, żeby potem jakieś sytuacje nie wychodziły podczas zawodów – tłumaczyła Puławska.

Potem jednak też nie wszystko szło jak po maśle, pojawiały się kryzysy. Iskrzycka po finale odsłoniła sporo kulisów, opisywała nastroje, którym ulegała już w czasie igrzysk.

- Miałam świadomość tego, że dopiero weszłam do tej czwórki, że nigdy nie pływałyśmy w tym składzie – opowiadała 23-letnia zawodniczka. - Zdawałam sobie sprawę, że wzięłam na barki bardzo dużą odpowiedzialność. Miałam taki moment, ze chciałam odpuścić finał B na jedynce. We wcześniejszych startach czułam, że cały czas coś mi ciążyło. Powiedziałam trenerowi, że chcę już skupić się tylko na czwórce.

Trener zwołał wtedy całą czwórkę. Usłyszała, że nie może w siebie wątpić, bo to zwątpienie przeleje się na resztę zespołu.. Koleżanki przekonywały, że musi płynąć i walczyć.

- I dopiero wtedy zobaczyłam takie zielone światło, poczułam, że mogę popłynąć z lekkością ten finał B. I tak było, to był w końcu dobry start. Na pewno to wszystko nie było łatwe, ale myślę, że jeszcze bardziej umocniło naszą drużynę. Najważniejsze jest wzajemne zaufanie. Nie miałyśmy dużo czasu na przygotowania w tym składzie, ale dzięki temu, że jedna w drugiej ma oparcie, wywalczyłyśmy ten brązowy medal – stwierdziła Iskrzycka.

Najwięcej w tej grupie zależy od tej, którą nazywają swoją „mamusią”. Karolina Naja, najbardziej doświadczona w osadzie, w tej chwili już czterokrotna medalistka igrzysk, matkuje młodszym koleżankom, bez wyjątku olimpijskim debiutantkom.

- Sama jest już prawdziwą mamą, a nas też traktuje jak swoje córeczki – zdradziła, z uśmiechem, Puławska.

- A mamusia jak to mamusia, czasem jest surowa i musi ustawić do pionu – wtórowała jej Wiśniewska. - Przede wszystkim jednak zawsze można liczyć z jej strony na wsparcie, dobre słowo. Wiadomo, bywały ciężkie dni, a Karolina zawsze się uśmiechnie, powie coś krzepiącego. I takim zgranym teamem brnęłyśmy cały czas do przodu. A która z nas jest najbardziej niesforna. Wszystkie jesteśmy takie same – śmiała się ta, którą - jak ujawnił trener - w kadrze nazwali dzikim mustangiem.

- Czasem żyje w swoim świecie – opisywał Wiśniewską Kryk. A potem z wyraźnym wzruszeniem patrzył, jak udzielają kolejnych wywiadów. Całą czwórką.

- Fajny team – podkreślał szkoleniowiec, który wpadł w refleksyjny nastrój. - Popatrzcie, zawsze mają zrobione włosy, paznokcie, ja im tego nie zabraniam. To są ich chwile. Młodość im tak szybko przeleci w tym kajaku, w tym sporcie.

Nie tak prędko. Trzy z nich w olimpijskim debiucie wywalczyły medal (Puławska nawet dwa), przyszłość przed nimi. Zostaje tylko pytanie, czy „mamusia” nadal będzie opiekować się grupą.

- Nie robiliśmy planów, co dalej. Karolina jest spełnionym sportowcem, już przeszła do historii. Zobaczymy – mówił Kryk.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tokio 2020. Kajakarska czwórka z brązowym medalem. Co za ekipa! "Mamusia czasem musi ustawić nas do pionu" - Gazeta Krakowska

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24