Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Stańko: Mój hejnał Rzeszowa jest frywolny? Bo ja jestem frywolny

Małgorzata Froń
- Moja córka Ania od lat mnie wspiera, jest moją    menadżerką i wszystkim najlepszym, co mi się w życiu przytrafiło - mówi Tomasz Stańko.
- Moja córka Ania od lat mnie wspiera, jest moją menadżerką i wszystkim najlepszym, co mi się w życiu przytrafiło - mówi Tomasz Stańko. Andrzej Wiktor
Światowej sławy trębacz, urodzony w Rzeszowie, napisał dla naszego miasta hejnał. Tomasz Stańko mówi, że to nie pierwszy hejnał w jego życiu. Ten pierwszy był dla Piotra Skrzyneckiego. Na pożegnanie.

Skomponował pan dla Rzeszowa hejnał. Skąd taki pomysł i taka propozycja?

Propozycja przyszła ze strony miasta. Córka mi powiedziała, że Rzeszów jest zainteresowany stworzeniem nowego hejnału. Ja jestem jazzmanem i to nie jest moja specjalizacja, ale jednak w jakiś sposób z tematem “hejnał” czuję się związany. Po śmierci Piotra Skrzyneckiego, genialnego artysty, twórcy “Piwnicy Pod Baranami”, ktoś mi zaproponował, żebym dla Piotra zagrał hejnał, ten znany, krakowski. To było w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Myślałem sobie: Boże święty, jak to zrobić, jak to zagrać, przecież hejnał to hejnał. Ale zagrałem dla Niego krakowski hejnał, zmieniając jedną nutę - z “dur” na “moll”. I wyszedł z tego zupełni inny utwór. To mnie zainspirowało. Napisałem utwór, który nazwałem “Piotrada” i nagrałem go na jednej z moich płyt.

Kolejna przygoda z hejnałem wydarzyła się w Podkowie Leśnej. Mam tam mały domek, bywam tam, czuję się z tą miejscowością związany. Mieszka tam wielu znanych i interesujących ludzi: artystów, polityków. I napisałem dla Podkowy Leśnej hejnał. Nie jest grywany, choć w Podkowie jest wieża. Ja zagrałem go raz, ma go w swoim archiwum miasto.

Kiedy więc Rzeszów zaproponował mi skomponowanie hejnału, od razu się zgodziłem, bo czułem się w jakiś sposób przygotowany do podjęcia tego wyzwania. I pracowałem nad tym tak, jak się pracuje nad każdą kompozycją. To jest dosyć specyficzna forma, przyrównałbym ją do pracy nad wierszem. Dzieło musi być krótkie, nośne i niespecjalnie ekstrawaganckie.

Czy pan wie, że jeden z rzeszowskich radnych powiedział o nowym hejnale, że jest... frywolny?

(śmiech) Bardzo się z tego ucieszyłem. Bo jak się zamawia hejnał u osoby frywolnej, to trzeba się liczyć z tym, że hejnał będzie frywolny. Jak się nie chce, żeby był frywolny, to trzeba go zamówić u strażaków, czy ludzi, którzy się zajmują taką muzyką. Ale z drugiej strony wiedziałem, że muszę być wierny pewnym formom, bo jest to rzecz dosyć tradycyjna, adresowana do wszystkich mieszkańców miasta. Mnie się wydawało, że ten hejnał w swojej formie jest dosyć prosty, ale jak widać ta frywolność jednak we mnie tkwi i niestety jest nie do usunięcia z mojego “ja”. Co niektórzy w tym hejnale zauważyli (śmiech).

Jak pan ocenia współpracę współpracę z miastem?

O panu prezydencie Tadeuszu Ferencu już wcześniej słyszałem same pozytywy. Dobre opinie na jego temat wygłaszał prezydent Bielska-Białej, gdzie od lat organizuję festiwale. Kiedy po latach przyjechałem do Rzeszowa, największym zaskoczeniem dla mnie było odkrycie, że jest tutaj sklep “Kawa i herbata”. Jestem smakoszem kawy, kupuję ją na całym świecie. Nie spodziewałem się, że taki sklep znajdę w Rzeszowie. Pomyślałem, że to już jest miasto na wysokim poziomie, że ktoś tutaj rządzi z głową. Prezydenta poznałem osobiscie. Moim zdaniem to znakomity gospodarz. Rzeszów wygląda świetnie. Hotele, w których mieszkałem, są na najwyższym światowym poziomie. Pamiętam, że miałem apartament z sauną. To jest naprawdę rzadkość. Takie pokoje można spotkać gdzieś w Skandynawii, ale w Europie nie są one na porządku dziennym. A Rynek jest po prostu uroczy. Wszystko odnowione. Widać, że miasto prowadzone jest gospodarską ręką. Ja się takimi sprawami typu, jak i kto rządzi nie zajmuję, ale muszę stwierdzić, że Rzeszów ma dobrego prezydenta.

Urodził się pan w Rzeszowie, ale wyjechał pan z tego miasta jako dziecko. Co pan pamięta z tamtych czasów?

Wyjechałem jeszcze, zanim zacząłem chodzić do szkoły. Mieszkałem i uczyłem sie potem w Krakowie. Ale do Rzeszowa często przyjeżdżałem na wakacje, bo moja babcia tutaj mieszkała. Miała mały domek przy ul. Dabrowskiego, koło parku. Teraz tam jest jakiś bank. Pamiętam, że obok domu, w ogrodzie babci, rósł wspaniały orzech. Potem przez wiele lat nie byłem w Rzeszowie, ale przez ostatnie dziesięć, a może nawet piętnaście lat przyjeżdżam do miasta, koncertuję. Staram się też odwiedzać miejsca, skąd pochodzą moi krewni. Kiedyś pojechałem na Zwięczycę, gdzie mieszkała rodzina mamy, ale niczego nie zdołałem sobie przypomnieć. Wszystko się pozmieniało. Nieraz się zastanawiałem nad tym, jakie znaczenie ma miejsce urodzenia i doszedłem do wniosku, że tam, gdzie człowiek się urodził, tam przynależy przez całe życie. Myślę, że tam, gdzie się po raz pierwszy otworzy oczy i popatrzy po raz pierwszy na świat, to jest właśnie to miejsce na całe życie. Artur Rubinstein, który pochodził z Łodzi, a wyjechał jeszcze wcześniej ze swojego miasta niż ja, bo miał chyba ze trzy lata, całe życie mówił, że jest z tą Łodzią związany i nic się na to nie da poradzić. Coś w tym jest. Jeżdżę po całym świecie, koncertuję, poznaję wspaniałe miasta, ale coś mnie do tego Rzeszowa ciągnie, to miasto wzbudza we mnie same pozytywne emocje. I jeszcze jestem jego Honorowym Obywatelem!

Ma pan rodzinę w Rzeszowie? Utrzymuje pan z nią kontakty?

Tak, mam bardzo dużą rodzinę, zarówno ze strony mamy, jak i ojca. Ze strony ojca mam kuzynów: Wojtka Stańko i Basię. Z Wojtkiem mam stały kontakt, dzwonimy do siebie regularnie, jak jest tylko możliwość, to się spotykamy. Mam też rodzinę ze strony mamy. Kontakt utrzymuję z kuzynką Bogusią i jej rodziną. Staram się te rodzinne relacje podtrzymywać i jakoś się to udaje.

A córka przyjeżdża do Rzeszowa?

Córka żyje swoim życiem. Nawet do Krakowa nie za często przyjeżdża. Od lat ze mną współpracuje, jest moim menadżerem, prowadzi moje sprawy, negocjuje kontrakty, wspiera mnie przy organizacji festiwalu. Bez niej nie wyobrażam sobie życia.

Trudno się rzeczywiście oderwać od korzeni. Pan ma także inne powiązania z Rzeszowem. Grał z panem przecież Witold Rek. Pamięta pan?

Oczywiście! To jest jeden z moich ulubionych muzyków, z którym pracowałem. Pochodzi ze Staromieścia, grał przez wiele lat w moim zespole. Naprawdę nazywa się Witold Szczurek, ale przyjął pseudonim Witold Rek. Teraz robi karierę w Niemczech. Utrzymuejmy ze sobą stały kontakt. To jest wybitny basista, znakomity muzyk.

W najbliższą niedzielę w sali Filharmonii Podkarpackiej zabrzmi hejnał w pana wykonaniu. Będą go mogli posłuchać mieszkańcy Rzeszowa. Ma pan tremę przed tym występem?

Obawiam się, że mam.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24