Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trener czy cudotwórca? Szalony Vital Heynen znów dokonał niemożliwego

Mateusz Skrzyński
Mateusz Skrzyński
Vital Heynen marzy o medalu olimpijskim.
Vital Heynen marzy o medalu olimpijskim. fot. sylwia dabrowa / polska press
Vital Heynen po raz kolejny udowodnił, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Po zdobytym mistrzostwie świata i spektakularnych meczach w Final Six siatkarzy, belgijski czarodziej ponownie znalazł się na ustach całej Polski. Przedstawiamy sylwetkę złotoustego 50-latka.

Reprezentacja Polski siatkarzy ograła Brazylię i Iran, awansując tym samym do najlepszej czwórki Final Six Ligi Narodów w Chicago. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby Biało-Czerwoni grali w możliwe najsilniejszym składzie. W USA występuje nawet nie drugi, a trzeci garnitur aktualnych mistrzów świata. Dla większości to dopiero pierwsze mecze w reprezentacji - drużynie, którą zarządza trener cudotwórca. Vital Heynen objął Biało-Czerwonych w 2018 roku. Kilka miesięcy później cieszył się już ze złotego medalu mistrzostw świata.

Siatkarski mag

Heynen jest jak król Midas. Wszystko, czego dotknie, zamienia w złoto. Potrafi zrobić coś z niczego, o czym świadczą wyniki naszych siatkarzy w Chicago, lub brązowy medal mistrzostw świata z 2014 roku, który wywalczył z Niemcami. W tegorocznej Lidze Narodów jako jedyny trener na świecie skorzystał z tak szerokiej kadry, rotując aż 26 zawodnikami. To prawdziwy ewenement - najbardziej szalony trener w stawce. Sam dobrze wie, że jest pracoholikiem. Jak mówi, siatkówce poświęca prawie cały rok. - Pracuję 360 dni w roku, więc podnoszę umiejętności szybciej niż trener, który pracuje 260 dni w roku. Dlatego zawsze wygrywam - tłumaczy 50-latek.

Nie sposób się z nim nudzić. Nikogo nie udaje. Jest prawdziwym showmanem, co pokazuje na konferencjach prasowych. Pod tym względem można go nawet porównać do samego Jose Mourinho. No może z tą różnicą, że Heynen w przeciwieństwie do Portugalczyka nigdy nie narzeka. Ze wszystkiego stara się wyciągnąć maksimum. Na meczach zachowuje się tak, jakby miał zaraz wbiec na boisko. Cały czas gestykuluje. Uśmiecha się dość często, ale nie zawsze oznacza to szczerą radość. Jest jak dobry pokerzysta. Zawsze walczy o swoje, potrafi dyskutować z sędziami o najmniejszych szczegółach do tego stopnia, że Ci mogą go uspokoić tylko w jeden sposób - pokazując czerwoną kartkę. W meczach z Brazylią i Iranem dostał aż dwie takie kary. Co ciekawe w obu przypadkach pobudziło to zespół do tego stopnia, że potrafił odrobić nawet pięciopunktową stratę (16:11) w trzecim secie z Brazylią, wygrywając całą partię.

Tysiąc pomysłów na minutę

Treningi wymyśla takie, że nie sposób się na nich nudzić. Wykorzystuje w nich krzesła, zasłony, plastikowe drzewka, jakie można znaleźć np. na placu zabaw, wózki sklepowe... Ogranicza go tylko wyobraźnia. Nieraz nagrodami za dobrze wykonane ćwiczenia są belgijskie czekoladki albo czipsy. Do tego duża swoboda i szczerość, która siatkarze cenią sobie najbardziej. Ma dwie zasady - zakaz spóźniania się i sen przez osiem-dziewięć godzin.

- Kocham tę drużynę, zawodnicy są dla mnie jak dzieci. Współpraca z nimi to sama przyjemność. Za każde moje dziecko, obojętnie, prawdziwe czy sportowe, czuję się odpowiedzialny - tłumaczył Heynen. Jakby studiował „Sztukę wojny” Sun Tzu. Na punkcie siatkówki ma świra. Mógłby o niej rozmawiać godzinami. Zresztą gaduła z niego wielka. Nie potrafił wytrzymać w biurze prasowym, gdy dziennikarze wysyłali materiały. Szukał wolnego słuchacza, któremu mógł opowiedzieć historię, jak kierowca autokaru nie patrzył na drogę, tylko oglądał filmy na telefonie. - Chciał nas zabić! - uśmiechał się, zajadając bułkę z... czekoladą. - Na stołówce nie zostało nic innego.

Po wygranym finale mistrzostw świata nie dowierzał w to, co się stało. Choć przed weekendem kupował bilety do Turynu dla swoich dwóch córek. Medal zdjął zaraz, jak mu go wręczono. - Mam go tu - wskazywał na głowę. Krążek oddał prezesowi PZPS Jackowi Kasprzykowi. Bo to szef związku mu zaufał, jak on zaufał siatkarzom, a oni jemu.

Trener na medal

50-letni Belg w Polsce czuje się znakomicie. W 2013 r. zaczął pracę w klubie z Bydgoszczy. Jednocześnie prowadził reprezentację Niemiec, którą wywalczył wspomniany brąz mistrzostw świata. Niewiele brakowało także do medalu mistrzostw Europy, z którą w 2017 roku zajął czwarte miejsce.

Teraz głównym celem Heynena jest wywalczenie olimpijskiego medalu w Tokio. Żeby to było możliwe trzeba się do igrzysk zakwalifikować. - Chcemy zdobyć medal olimpijski. Mamy dwie szanse, by zakwalifikować się na igrzyska. Gdańsk (9-11 sierpnia) to pierwsza z nich i oczywiście chcemy ją wykorzystać. Zagramy u siebie, będzie bardzo trudno, bo przyjedzie do nas Francja, a to dobry zespół. Uważam, że i Polska takim jest, więc czeka nas bardzo wyrównane spotkanie. Mam nadzieję, że za miesiąc będziemy gotowi, by zmierzyć się z tym wyzwaniem - tłumaczy Heynen.

Praca z reprezentacją to dla niego za mało. Od nowego sezonu będzie trenerem włoskiej Perugii. Wicemistrzowie Włoch to jedna z najlepszych drużyn w Europie - półfinalista Ligi Mistrzów. Nie to jednak skusiło 50-latka. - Dlaczego Perugia? Z trzech konkretnych powodów. Pierwszym z nich jest prezydent, ponieważ kiedy z nim rozmawiałem, od razu złapaliśmy dobry kontakt i jesteśmy bardzo podobni w postrzeganiu siatkówki. Drugi to Perugia będąca miastem, które żyje siatkówką podobnie jak ja. Trzeci to zespół, świetny zespół na najwyższym poziomie, zespół, który będzie musiał walczyć o wszystko, przede wszystkim o mistrzostwo Włoch i to będzie nasz główny cel – oznajmił w swoim stylu.

Na koniec warto przytoczyć kilka cytatów, z których zasłynął złotousty Belg:

"Czasami mam kłopot z tutejszym konserwatyzmem. Uderzasz w piłkę krzesłem, to cię uznają za wariata! A ja nie jestem wariatem, po prostu uderzam w piłkę krzesłem i generalnie stale szukam nowego. Asystenci na początku też uważali mnie za szalonego, ale po miesiącu im przeszło".

"Podczas pierwszego spotkania z PZPS-em starałem się udawać normalnego, bo wiedziałem, że inaczej mnie nie przyjmą".

"Jeżdżę jak wariat. Nawet nie patrzę już na to, czy dostaję mandat, czy nie. W domu została moja żona, co chwilę słyszę od niej, że przyszedł jakiś mandat, że wycenili to co zrobiłem na tyle i tyle. Policjanci mnie uwielbiają. Każdy mandat przyjmuję z uśmiechem".

"Nie czytałem nawet kontraktu z polskim związkiem, tylko go podpisałem. Podobnie było wcześniej w Belgii. Nie pracuję dla pieniędzy. Kiedyś Niemcy przez rok mi nie płacili, bo zapomnieli robić przelewy i zauważyła to dopiero moja żona, zerkając na stan konta".

"Wie pan, czemu ludzie nienawidzą grać ze mną w bilard? Bo nie gram tak, by wbić bilę do łuzy, ale tak, by utrudnić wszystkim innym dobre wbicia".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Trener czy cudotwórca? Szalony Vital Heynen znów dokonał niemożliwego - Sportowy24

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24