Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Uchodźcy uciekają do Polski. Szworakowie z Żurawicy koło Przemyśla przyjęli pod swój dach dwie rodziny z Ukrainy

Norbert Ziętal
Norbert Ziętal
Nowa, polska-ukraińska rodzina. Nz. od lewej D. Szworak, H. Szworak, Rusłan, Makar, Oksana, Wiktoria, M. Szworak.
Nowa, polska-ukraińska rodzina. Nz. od lewej D. Szworak, H. Szworak, Rusłan, Makar, Oksana, Wiktoria, M. Szworak. Norbert Ziętal
Pan Rusłan z Charkowa (północno-wschodnia Ukraina) chciał wywieźć ciężarną żonę do Truskawca w obwodzie lwowskim. Jednak tutejszy szpital zamieniono na wojskowy, na potrzeby wojenne. Szybka decyzja, jedzie do Przemyśla, gdzie czeka na niego przyjaciel Marcin Szworak. Tuż przed granicą godzi się wziąć do samochodu nieznaną sobie kobietę i dwójkę jej dzieci. W dramatycznych okolicznościach docierają do Polski i pod dach domu Szworaków z Żurawicy.

Spis treści

Pan Rusłan pochodzi z Charkowa, w północno-wschodniej Ukrainie. Pracuje w Polsce, w Krakowie.

- Moja żona Ksenia jest w zaawansowanej ciąży. Termin porodu był wyznaczony na 25 lutego. Wobec tego, co się u nas szykowało, zdecydowałem, że wracam do Charkowa i wywożę żonę do Truskawca w obwodzie lwowskim. To spokojne miasto, uzdrowisko, tak będzie lepiej dla zony i dziecka. Tak wtedy myślałem - opowiada pan Rusłan.

Szczęśliwie udaje się mu dotrzeć z żoną do Truskawca, do obwodu lwowskiego. Dojechali do Borysławia, w rejonie drohobyckim. Zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Polską. Tutaj dowiadują się, że kobieta nie może zostać przyjęta do szpitala w Truskawcu, bo placówkę zamieniona na wojskową. Mają być tutaj przyjmowani ranni.

Ze względu na stacjonowanie jednostki wojskowej nie można dotrzeć też do Drohobycza. Podobnie jest ze Lwowem.

Wyjeżdżamy z Ukrainy do Polski, póki jeszcze można. "Weźmiesz ze sobą moją rodzinę?"

- Siedzieliśmy z żoną kilka godzin i zastanawialiśmy się, co mamy robić - wspomina pan Rusłan.

Zapadła decyzja, że jadą do Polski.

- W Borysławiu wynajmuję mieszkanie. Pomyślałem sobie, że skoro mnie tam nie będzie, to może skorzysta jakaś inna rodzina. Dzwonię do kolegi, mówię, jaka sytuacja, że zostawiam klucze, jakby ktoś chciał. A on do mnie, czy nie zabrałbym do Polski jego żony i dwójki dzieci. Odpowiedziałem od razu: OK - opowiada pan Rusłan.

W czwartek nad ranem Rosja zbrojnie zaatakowała Ukrainę. Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna.

- Ucieszyliśmy się, że możemy jechać do Polski, że mamy jakiś transport. Na spakowanie rzeczy mieliśmy zaledwie 15 minut czasu. Zabraliśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy - wspomina pani Oksana.

Jej sytuacja jest o tyle niebezpieczna, że mieszka niedaleko zakładów zajmujących się przetwórstwem ropy naftowej. To, niestety, dobry cel ataku dla rosyjskich agresorów.

Pan Rusłan jedzie z żoną Ksenią, panią Oksaną oraz jej dziećmi, 19-letnią Viktorią i 10-letnim Makarem. Kierują się na przejście graniczne Smolnica-Krościenko.

Jak ominąć 20-km korek? Gdy się ma rodzącą żonę w samochodzie, to musi się znaleźć sposób

- Jedzie się dobrze, aż natrafiamy na korek. Kolejka samochodów do granicy z Polską ma 20 kilometrów. Przestraszyliśmy się, co będzie dalej - opowiada pan Rusłan.

Nie była to zwykła kolejka. Standardowo na tej drodze są dwa pasy ruchu. Teraz jednak faktycznie zrobiły się aż cztery. Na dwóch kolejka samochodów. Część kierowców zajmuje też sąsiedni pas, jedzie, a raczej ustawia się pod prąd. A z naprzeciwka, od strony Smolnicy-Krościenka też jadą samochody. Sytuacja jest bardzo nerwowa.

- Dwadzieścia kilometrów i żona, która lada chwila ma rodzić. Urodzi w tej kolejce? Musiałem działać - wspomina pan Rusłan.

Nie każdy potrafi wyprzedzić 20-km kolejkę. Jedni kierowcy przyjaźnie ustępują miejsca, gdy widzą ciężarną kobietę w aucie. Inni nie przejmują się tym. Ile przekleństw pod swoim adresem wysłuchał pan Rusłan, wie tylko on.

- Ja ich rozumiem. Każdy chce wyjechać do bezpiecznej Polski, a tu się ktoś wpycha bez kolejki - mówi.

Po polskiej stronie na Ukraińców czeka już przyjaciel. Polak

Z przeciwnej strony, po polskiej stronie, ze wsparciem dla przyjaciela, z Krakowa jedzie Marcin Szworak. Pochodzi z Żurawicy koło Przemyśla, tutaj nadal mieszkają jego rodzice, państwo Halina i Dariusz Szworakowie.

Sytuacja komplikuje się, bo pojawia się komunikat, że w związku z wybuchem wojny. Od północy mężczyźni Ukraińcy w wieku 18 do 60 lat nie będą mogli wyjechać z tego kraju. Pan Rusłan chce opiekować się żoną i nowo narodzonym dzieckiem w Polsce. Ale ma też plan awaryjny. Jeżeli nie zdąży wyjechać, jego żonę oraz panią Oksanę i jej dzieci odbierze przyjaciel Marcin. Szczęśliwie całej piątce udaje się przekroczyć granicę w czwartek o godz. 23.

- Rusłan był tak zmęczony, że ledwo patrzył na oczy. Mówię do niego, że będę jechał pierwszy, a on niech jedzie za mną i uważnie patrzy na moje światła - wspomina pan Marcin.

W międzyczasie zadzwonił do Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu i poinformował o sytuacji. Są już przygotowani, czekają. Telefonuje do domu.

Tato, oprócz tych uchodźców, o których mówiłem... bedą jeszcze trzy osoby

- Syn zadzwonił i spytał, czy nie przyjęlibyśmy pod swój dach rodziny jego przyjaciela z Ukrainy. Gościliśmy już w naszym domu wielu podróżnych, turystów, z różnych państw, dlatego nie widzieliśmy problemu. Trzeba pomóc. Jednak po północy syn znowu dzwoni. "Tato, ale jest o trzy osoby więcej". Ich też przyjmiemy, odpowiedzialem - mówi pan Dariusz.

- Droga do Przemyśla nie była spokojna. Pani Ksenia dostała bólów. Baliśmy się, że zacznie rodzić. Udaje się nam dotrzeć do szpitala w Przemyślu, a tutaj niespodzianka. Czeka już na nas personel, z wózkiem do transportu pani Kseni. Zabierają ją na oddział. Otrzymuje naprawdę profesjonalną i życzliwą opiekę - opowiada pan Marcin.

- To będzie nasz trzeci syn. Czekamy na Luca - mówi pan Rusłan. Na Ukrainie... - nie może mówić, oczy czerwone od łez. Na Ukrainie zostali dwaj synowie. 7-letni Ilia i 13-letni Vlad. Są pod opieką dziadków.

- Myślę sobie, przyjadą, to przyjadą. Jednak, jak przed szóstą rano pojawili się przed domem, wysiedli z walizkami, coś się we mnie złamało. To nie turyści, którzy chcą odpocząć. To uchodźcy, oni ratują przed wojną - pan Dariusz zawiesza głos.

Na Ukrainie został mąż. Objęła go mobilizacja

- Na Ukrainie został mój mąż Nazar. Jest objęty mobilizacją do wojska. Znajduje się w trzeciej grupie, w każdej chwili mogą go wziąć do walki. Zostali też rodzice. A my tutaj jesteśmy bezpieczni dzięki Rusłanowi i tym państwu - mówi pani Oksana.

- To jest niewyobrażalne i to trzeba podkreślić. Ci ludzie nie mieli żadnego obowiązku, żadnych zobowiązań wobec nas, a pomogli mojej rodzinie i Oksany. Do tej pory myśmy się wzajemnie nie znali - mówi pan Rusłan.

- Ale teraz jesteśmy już rodziną. Viktoria, Makar macie do mniej mówić wujku - śmieje się pan Dariusz.

- No i za chwilę będziemy mieli w domu małe dziecko. Trzeba będzie pomóc w opiece nad nim - dodaje z uśmiechem pani Halina.

Pani Oksana i jej dzieci są pierwszy raz w Polsce. Pani Ksenia, żona pana Rusłana, wcześniej była u nas tylko raz.

AKTUALIZACJA, SOBOTA GODZ. 19:00

W sobotę w Wojewódzkim Szpitalu w Przemyślu na świat szczęśliwie przyszedł syn państwa Kseni i Rusłana. Na imię będzie miał Luca.

Nowa, polska-ukraińska rodzina. Nz. od lewej D. Szworak, H. Szworak, Rusłan, Makar, Oksana, Wiktoria, M. Szworak.

Uchodźcy uciekają do Polski. Szworakowie z Żurawicy koło Prz...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na przemysl.naszemiasto.pl Nasze Miasto