Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukończyła sześć kierunków, choć jest niepełnosprawna. Ma bardzo słaby wzrok

Małgorzata Motor
- Jestem żywym dowodem na to, że można pokonać wszystkie przeciwności losu - mówi o sobie Magdalena Pietrycha
- Jestem żywym dowodem na to, że można pokonać wszystkie przeciwności losu - mówi o sobie Magdalena Pietrycha archiwum rodzinne
Magdalena cierpi na wrodzoną jaskrę. Rodzice chcieli, żeby przynajmniej zdała maturę. A ona ukończyła sześć kierunków i zdobyła kilkanaście certyfikatów. I jeszcze na siebie zarabia.

Takich sukcesów, jakie ma na swoim koncie w tak młodym wieku 26-letnia Magdalena Pietrycha z Tarnawca koło Leżajska, może pozazdrościć jej niejedna pełnosprawna osoba.

Mało która zniosłaby też tyle upokorzeń, ile doświadczyła Magdalena. A wszystko dlatego, że mimo że przyszła na świat z chorymi oczami, chciała się uczyć w normalnej szkole. Jej rodzice nawet nie dopuszczali myśli, że miałaby pójść do specjalnej.

- Rówieśnicy i nauczyciele robili więc wszystko, żeby mnie zniechęcić. Doświadczyłam od nich bardzo dużo przykrości. Jedna z nauczycielek nawet wprost mi powiedziała, że mnie nie lubi i będzie mi stawiać jedynki. A ja nie wymagałam zbyt wiele, bo jedynie życzliwości i nieco więcej czasu na przelanie swojej wiedzy na papier niż zdrowi uczniowie. Z odpowiedzi ustnych otrzymywałam piątki, a z pisemnych zawsze dwójki i trójki - nie kryje żalu Magdalena.

Wytykana palcami i wyśmiewana

Odkąd sięga pamięcią, rówieśnicy podstawiali jej nogi, wytykali palcami i żartowali sobie z jej choroby. Jak jadła, często słyszała "patrz, zaraz się wybrudzi". Tak było na szkolnych przerwach.

Ale najgorsze czekało ją dopiero na lekcjach. Bo chociaż z bliska w miarę widzi, to z daleka jedynie zamazany obraz. Przepisywała więc z tablicy z błędami. I to zaledwie niewielką część lekcji.

Koledzy z klasy śmiali się nie tylko z jej błędów w zeszycie, ale też bardzo często z tego, że był on po prostu pusty. Nauczyciele dawali jej tyle czasu, co zdrowym dzieciom.

A w tym czasie mogła zrobić jedynie połowę z tego, co reszta klasy. Najmniej wyrozumiali okazywali się nauczyciele z chemii i biologii, czyli tych przedmiotów, które Magda najbardziej lubiła. Tak było w szkole podstawowej i gimnazjum.

W drugiej klasie gimnazjum powiedziała "dość". Jej cierpliwość skończyła się. Ale nie do nauki, która w jej przypadku była do tej pory wyłącznie syzyfową pracą, lecz do osób, które ją obrzydzały.

- Ja też mam swoje granice wytrzymałości. Uczyłam się dwa razy tyle co inni, głównie dzięki rodzicom, którzy czytali mi w domu książki. Mimo wszystko wciąż miałam słabe oceny. Na świadectwie miałam dwójki i trójki, chociaż umiałam tyle, co piątkowi uczniowie - podkreśla 26-latka.

Po 15 operacjach oczu

Niektórzy nauczyciele swym zachowaniem ocierali się nawet o granice absurdu.

- Przeszłam już piętnaście operacji oczu. Każda wiązała się z moją trzytygodniową nieobecnością w szkole. Jednej nauczycielce w ogóle to nie interesowało i stawiała mi w tym czasie jedynki. Mama interweniowała więc u dyrektorki. Skończyło się na tym, że nauczycielka otrzymała reprymendę i wymazała mi te oceny - wspomina teraz ten czas z uśmiechem.

A im częściej wszyscy wokół rzucali jej kłody pod nogi, tym bardziej była zdeterminowana, żeby pokazać im, że mimo słabego wzroku jest coś warta. Pomagała jej w tym szczególnie mama. Dla niej zrezygnowała nawet z kariery zawodowej.

- I to, jakim jestem człowiekiem, zawdzięczam tak naprawdę tylko jej. Żeby więc zrobić jej przyjemność, wybrałam leżajskie liceum i zdałam tu maturę - opowiada Magdalena.

Wszystko zaczęło się zmieniać na dobre dopiero w szkole średniej. Na rynku pojawił się wtedy specjalistyczny sprzęt, który umożliwiał naukę osobom słabowidzącym.

Szczególnie program komputerowy, który powiększał tekst. Magda mogła z niego korzystać dzięki dofinansowaniu z PFRON.

Zaczęła przyswajać więcej wiedzy. I to szczególnie tę bardziej skomplikowaną. Zafascynowała się anatomią człowieka.

- Mama pomyślała, że skoro słabo widzę, a mam takie zainteresowania, to powinnam zostać masażystką. Osoby niewidzące i niedowidzące są w tym zawodzie najlepsze, bo inne zmysły, szczególnie dotyku, stają się bardziej wrażliwe - tłumaczy Magdalena.

Postanowiła, że właśnie w tym kierunku będzie się kształcić. Równocześnie studiowała drugi kierunek - teologię adwentystyczną o specjalizacji promocja zdrowia.

W sumie obecnie ma ukończonych sześć różnych kierunków i zdobytych kilkanaście certyfikatów. W tym roku zakończyła drugie studia podyplomowe na kierunku dietetyka. I już zapowiada, że od października rozpoczyna studia doktoranckie.

Na trzech kierunkach jednocześnie

Bywało, że w jednym semestrze studiowała aż trzy kierunki, a egzaminów do zdania miała 30! Jak jej się to wszystko udało osiągnąć z tak słabym wzrokiem?

- ,b>Dla mnie jeden czy kilkadziesiąt egzaminów to żadna różnica. Świetnie sobie radziłam na studiach. Kończyłam je z bardzo dobrym wynikiem. Byłam nawet najlepszą studentką na całym roku. A wszystko przez to, że na studiach wykładowcy byli bardzo wyrozumiali. Zgadzali się, żebym zdawała egzaminy ustnie. Często było tak, że inni studenci pisali, a ja w tym czasie byłam odpytywana.

Były tego też inne plusy. W indeksie od razu miała wpis i ocenę. Inni jej koledzy musieli czekać na to po dwa tygodnie. I chociaż wykładowcy bez oporów dostosowywali się do jej niepełnosprawności, to, niestety, w większości przypadków uczelnie nie były przygotowane na niedowidzących studentów. A uczyła się w Krakowie, Łodzi, Katowicach i w Podkowie Leśnej na Mazowszu.

- Brakowało programów powiększających, skanerów, rzutników. I co najważniejsze audiobooków. Musiałam więc wypożyczać książkę, usiąść z nią przy skanerze i przełożyć na plik w pdf, a następnie zapisać w specjalnym programie, który powiększa tekst lub przetwarza słownie. Nabrałam już taką wprawę, że jedną stustronicową książkę potrafię przełożyć w dwa dni. Przesłuchanie jej zajmuje już tydzień. Trzeba też mocno się skupić, bo program ten nie odróżnia przecinków od kropek.

Podróżuje po całym kraju

Okazuje się, że nie tylko świetnie sobie radzi z przyswajaniem wiedzy książkowej. Nie jest dla niej też żadnym problemem poruszanie się po całej Polsce.

- Studiowałam w różnych częściach kraju. Jeździłam busami i naszą polską koleją. Tak naprawdę trzeba być jedynie dobrym organizatorem. Miałam jedną zasadę - podróżować jeszcze z jedną osobą. Bywało, że towarzyszyła mi osoba zupełnie niewidoma i to ja byłam od pomocy - śmieje się 26-latka.

Nauka jednak tak do końca nią nie zawładnęła, bo w wolnych chwilach uprawia sport. Na tyle świetnie sobie radzi, że jest laureatką zawodów pływackich w sprincie na 12,5 m, a nawet zawodów wspinaczkowych osób niepełnosprawnych.

- Lubię w wolnych chwilach biegać, pływać i wspinać się. Mogę bezpiecznie uprawiać sport, bo są wykwalifikowani instruktorzy do pracy z osobami niepełnosprawnymi. W przypadku wspinaczki podpowiada mi on, czy nogę postawić mam w prawo czy w lewo. A w basenie przy okrążeniu mówi po prostu "koniec" - wyjaśnia Magda.

Znajduje na to wszystko czas, mimo że od trzech lat pracuje jako masażystka. I jest jedną z najlepszych w Krakowie.

- Masuję od godz. 7 do 19. Teraz w sezonie urlopowym nawet po czterdzieści osób dziennie. Ręce nie bolą, a zmęczenia nie odczuwam, bo to dla mnie przyjemność. Zawsze podkreślam, że ja nie chodzę do pracy. Ja chodzę tylko sobie pomasować - uśmiecha się.

Jedyna na Podkarpaciu

Jej długą listę osiągnięć w tak młodym wieku dostrzegła nawet kapituła Konkursu Lady D im. Krystyny Bochenek. Znalazła się w pierwszej trójce kategorii Dobry Start.

To duży sukces, bo po raz pierwszy nominowana osoba z Podkarpacia doszła tak daleko. Zgłoszenie wysłało Stowarzyszenie Dobry Dom.

- Byłam zaskoczona tą nominacją. Stowarzyszenie dowiedziało się o mnie z PCPR w Leżajsku, gdzie składałam wnioski o pokrycie kosztów nauki. Stwierdzili, że warto więc moją edukację w jakiś sposób nagrodzić. A że PCPR nie mógł mnie nominować, więc podsunął ten pomysł właśnie stowarzyszeniu - mówi Magdalena.

Jak dodaje, to ważny konkurs, bo pokazuje innym osobom niepełnosprawnym, że życie ma sens i mimo swojej choroby, można coś osiągnąć.

- Nie zamykać się w czterech ścianach i z góry nie przekreślać siebie. Ja jestem żywym dowodem na to, że można pokonać wszystkie przeciwności losu. Nie tylko te związane z chorobą, ale też z ludźmi, którzy rzucają niepełnosprawnym kłody pod nogi - uśmiecha się 26-latka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24