Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Unia faszeruje nam kiełbasę

WŁADYSŁAW BOROWIEC PIOTR WRÓBEL
Jak poznać, ile jest szynki w szynce? – Bardzo prosto – twierdzi Janik. Wysyła pracownika, by w jednym z rzeszowskich sklepów kupił kilka rodzajów szynki. Gdy przywozi, Janik przez plasterek szynki patrzy na światło. – O! W tym miejscu jest mięso! - wskazuje na ciemniejszą plamkę, przez którą światło nie chce się przedostać. – Reszta, to woda, chemia i jakaś galareta.
Jak poznać, ile jest szynki w szynce? – Bardzo prosto – twierdzi Janik. Wysyła pracownika, by w jednym z rzeszowskich sklepów kupił kilka rodzajów szynki. Gdy przywozi, Janik przez plasterek szynki patrzy na światło. – O! W tym miejscu jest mięso! - wskazuje na ciemniejszą plamkę, przez którą światło nie chce się przedostać. – Reszta, to woda, chemia i jakaś galareta. WŁADYSŁAW BOROWIEC
Polskie przepisy dopuszczają dodawanie 1500 miligramów środków wielofosforanowych na kilogram mięsa. Więcej nie można, żeby nikogo nie otruć. Normy unijne pozwalają na 5000 miligramów. I wszystko jest w porządku.

- Mamy dużo lepsze wędliny niż te sztuczne na Zachodzie. Tymczasem Unia, a także polscy urzędnicy zasypują nas nowymi przepisami, które i tak nijak się mają do rzeczywistości. Nawet te dotychczasowe nie zawsze są respektowane. Na przykład badanie zwierząt przed ubojem, to fikcja - twierdzi Kazimierz Janik, właściciel firmy "Janipek".
Podaje taki przykład: - Kiedyś jeden z lekarzy przedkłada mi zaświadczenie o zbadaniu, a ja mu na to: - Niech pan zbada świnie, które są na przyczepie, bo coś mi się wydaje, że kilka z nich ma podwyższoną temperaturę. Lekarz zdziwił się ogromne, że w ogóle wymagam od niego czegoś takiego, a przecież za to mu płacę. - Dziś nie mam odpowiednich butów i fartucha - tłumaczył się. Przyjechał na drugi dzień w pełnym rynsztunku i żąda ode mnie pracowników, żeby mu przyprowadzali zwierzynę do badania. A ja mu na to: - To pańska zapłata i pański biznes. Niech sobie pan zatrudni ludzi na własny koszt.
Na temat kompetencji urzędników i weterynarzy Janik ma wyrobioną opinię. Wojewódzki lekarz weterynarii to prawdziwy specjalista. A pozostali - szkoda mówić. - Kiedyś jeden z lekarzy, wypełniając dokumenty konieczne przy uboju, w rubryce gatunek napisał "krowa", a w rubryce rodzaj zwierzyny - "jałówka" - śmieje się Janik. - Kolejny weterynarz był jeszcze bardziej "twórczy". W rubryce gatunek napisał "krowa", a w rubryce rodzaj - "byk".

Ubój na cenzurowanym

[obrazek2] Jak poznać, ile jest szynki w szynce? - Bardzo prosto - twierdzi Janik. Wysyła pracownika, by w jednym z rzeszowskich sklepów kupił kilka rodzajów szynki. Gdy przywozi, Janik przez plasterek szynki patrzy na światło. - O! W tym miejscu jest mięso! - wskazuje na ciemniejszą plamkę, przez którą światło nie chce się przedostać. - Reszta, to woda, chemia i jakaś galareta. (fot. WŁADYSŁAW BOROWIEC)- Czyli wszystko to tylko jakaś dziwna zabawa urzędników - ocenia Janik. - Jednak uważam, że z głupotą nie należy walczyć, głupotę należy przetrzymać.
- Przepisy są, jakie są, ale dla dobra zakładu spełniliśmy wszystkie wymogi. Nasz zakład był w grupie "B1", czyli w grupie firm, które do 30 kwietnia 2004 mają spełnić wszelkie wymogi unijne - mówi Kazimierz Bonarski, wiceprezes Zarządu Zakładów Mięsnych Herman w Kielnarowej. - Obecnie ubiegamy się o kategorię najwyższą - "A".
Herman jest jednym z większych zakładów na naszym terenie. Zatrudnia 350 pracowników, a 150 rodzajów wędlin sprzedawanych jest w sklepach kilku województw.
- Mamy ubojnie wieprzów, gdzie istnieje najwięcej zagrożeń sanitarnych, stąd ubój jest na cenzurowanym - mówi Bonarski. - Dzięki nowoczesnej linii produkcyjnej i stałej obecności lekarza weterynarii przy uboju, nie mamy problemów z zachowaniem norm sanitarnych.
- Ja także zatrudniam lekarza weterynarii, bowiem taki jest wymóg - mówi Grzegorz Woźniak, właściciel Zakładu Przetwórstwa Mięsnego "Błażowiak" w Błażowej. To niewielka firma, zatrudnia kilka osób.

Drewniane zakazane

- Przepisy sanitarne są nieraz bzdurne, ale nie głupsze niż urzędnicy - pastwi się Janik. - Gdy uruchamiałem nowy sklep, jeden z urzędników nie chciał odebrać pomieszczenia, bo wyliczył, że do sklepu prowadzą jedne drzwi. Powiedziałem, co o nim myślę, nie cenzurując zbytnio słów. Przyjechał do mnie wojewódzki inspektor sanitarny i stwierdził, że jest dwoje drzwi.
- Bez względu na to, czy przepisy o kategoryzacji zakładów są prawomocne, czy nie, wymuszają od właściciel zakładów doprowadzenie firm do wyższego standardu sanitarnego - twierdzi Franciszek Płaza, kierownik zakładu "Błażowiak". - Niedopuszczane do produkcji są na przykład drewniane rączki przy nożach. Wymagane są elektroniczne termometry, sterylizatory noży, zaokrąglone kąty ścian, by nie zbierał się kurz i wiele innych wymogów, których spełnienie wymaga ogromnych funduszy.
- Niektóre polskie przepisy są ostrzejsze niż unijne - twierdzi Kazimierz Bonarski, wiceprezes Hermana. - Co do drewnianych trzonków u noży, to nie wymysł unijny, tylko polski przepis. Drewno zostało wyłączone z obróbki mięsa, by nie stwarzać zagrożenia bakteryjnego.
- Co będzie z zakładami, które zostały sklasyfikowane najgorzej, czyli otrzymały kategorię "C"? - pytamy producentów.
- Trudno powiedzieć, na razie nie zostało to konkretnie określone - odpowiada Kazimierz Bonarski.
- Najpewniej zostaną zamknięte - przypuszcza Grzegorz Woźniak, właściciel "Błażowiaka".
- Głupota niektórych urzędników nie zna granic i uleganie im byłoby nierozważne - podsumowuje Kazimierz Janik. - Urzędnik nie może być policjantem i niczego mi nie zamknie.
Szynka wielofosforanowa
Do tej pory polskie wyroby wędliniarskie cieszyły się wielką renomą na zagranicznych rynkach. Jak będzie, gdy wejdziemy do Unii? - Nie mam pojęcia - mówi Kazimierz Bonarski. - Jeżeli zostaną na rynku zakłady o dobrej renomie i będzie dla nich stworzona konkretna polityka eksportowa, to damy sobie radę. Faktem jest, że nasze wyroby są konkurencyjne dla unijnych.
- Trzeba sobie wybić z głowy, że Unia wpuści nas na swoje rynki - oponuje Kazimierz Janik. - Zaleją nas unijne wyroby, bo przecież po to nas do siebie przyjmują.
Okazuje się, że unijne przepisy pozwalają na dużo większe faszerowanie mięsa środkami chemicznymi, niż nasze.
- Dobra szynka, to taka, której powstaje 85 dekagramów z kilograma mięsa - twierdzi Grzegorz Woźniak. - Chociaż niektórzy z kilograma robią 2,2 kilograma szynki, ładując w mięso chemię.
- Najlepsze w rozpoznawaniu wędlin są kobiety, nie dają się nabrać na zapach - mówi Kazimierz Bonarski. - W Hermanie zatrudniamy degustatorów, badających codziennie każdy wyrób. My nie wypuszczamy wyrobów, które włożone do lodówki "pocą" się, bo woda z nich wychodzi.
- Polskie przepisy dopuszczały 1500 jednostek środków wielofosforanowych dodawanych do mięsa - mówi Kazimierz Janik. - Gdy ktoś przekroczył normę, czekał go sąd za trucie ludzi. Teraz normy unijne dopuszczają 5 tysięcy jednostek i nikomu to nie przeszkadza.

Kategoryzacja zakładów:

"A" - spełnia wymogi unijne
"B-1" - stwarza pewność, że spełni je do 30 kwietnia 2004.
"B-2" - zakład wymaga okresu przejściowego: 2-3-letniego, na dostosowanie się do wymogów unijnych.
"C" - zakład nie spełnia warunków, nie pomoże mu nawet okres przejściowy. Chyba, że zdecyduje się poddać procedurom przygotowawczym.

Kategoria podkarpackich zakładów mięsnych:

"A" - 12
"B -1" - 68
"B-2" - 15
"C" - 49

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24