Unibax Toruń oprotestuje decyzję sędziego

- Rzeszów sam przegrał mecz z nami torem - twierdzi Wojciech Stępniewski, prezes Unibaksu Toruń, który w wielkanocny poniedziałek pokonał drużynę PGE Marmy 46:44.

- Tor nie był regulaminowy, były miejsca przyczepne i twarde. To prawda, że padało, ale nie suszy się nawierzchni używając talerzówki - kontynuuje szef toruńskiego klubu.

- Wiele mówi się o bezpieczeństwie, bo tym, że nowe tłumiki zagrażają temu bezpieczeństwu, ale popatrzmy jak przygotowuje się tory. Nie mam tu na myśli akurat Rzeszowa. Bardzo niebezpiecznie było w poniedziałek we Wrocławiu, a w drugiej kolejce w Lesznie, o czym przekonał się Rzeszów na własnej skórze.

Czuli sie jak u siebie

Rzeczywiście, tor był bardziej sprzymierzeńcem gości niż gospodarzy. Żużlowcy Unibaksu wstrzelili się od pierwszego wyścigu z przełożeniami, wygrywali starty, byli również bardzo szybcy na trasie. Rzeszowianie mieli duże problemy z należytym przygotowaniem nawierzchni po opadach deszczu. Pracowali przy niej kilka godzin. Z tego powodu nie odbyły się zaplanowane przed meczem treningi.

- Padał deszcz i przygotowaliśmy tor na miarę naszych możliwości. Tyle udało się po prostu zrobić. Staramy się przygotować tor w podobny sposób. Tym razem był bardziej namoczony, zwłaszcza w niektórych miejscach przy krawężniku, w których stała woda. Z pogodą nie wygra - tłumaczy Dariusz Śledź, trener rzeszowskiego beniaminka, który trochę zapłacił frycowe.

- Tor nie był główną przyczyną naszej porażki. Mamy zwyczajnie w swojej drużynie jeszcze pewne rezerwy i w następnych meczach musimy je wykorzystać.

Holta niesłusznie wykluczony

- Nie zamierzamy interweniować w sprawie przygotowaniu toru w Rzeszowie, ale złożymy w Speedway Ekstralidze protest odnośnie decyzji sędziego zawodów w czternastym wyścigu - kontynuuje prezes Stępniewski.

- Arbiter uznał, że winnym spowodowania wypadku był Rune Holta i wykluczył go z powtórki. Nie zgadzamy się z tym. Uważamy, że karambol spowodował Chris Harris, który zmienił tor jazdy, pojechał pod bandę wywożąc w płot Miedzińskiego. Jadący za Adrianem Holta nie miał ani czasu, ani możliwości, aby zamknąć gaz i z impetem wpadł na swojego kolegę z zespołu - tłumaczy Stępniewski.

W podobny sposób opisywał nam okoliczności tego groźnego zdarzenia sam Miedziński.

Wrocław przeprasza

Z kolei we Wrocławiu, gdzie w poniedziałek miejscowy Betard podejmował Falubaz Zielona Góra, zawodnicy mieli poważne problemy z płynną jazdą. Po drugim wy ścigu sędzia nakazał ubijanie nawierzchni. Zawodnicy byli zadowoleni, że cało i zdrowo zakończyli spotkanie.

Na stronie internetowej wrocławskiego klubu ukazało się we wtorek wyjaśnienie menedżera ds. sportowych, trenera i toromistrza. Czytamy w nim m.in. " Przepraszamy za wczorajsze naganne widowisko sportowe. Nie mieliśmy żadnych złych zamiarów. Ponosimy odpowiedzialność za przygotowanie toru. Popełniliśmy błąd, a załamanie pogody dopełniło dzieła. Od wielu lat Wrocław opowiada się za tezą, że widowisko na stadionach sportowych jest najważniejsze. Tego wczoraj we Wrocławiu nie było. Jeszcze raz serdecznie przepraszamy. Zapraszamy na zawody w dniu 1 maja. Naszym przeciwnikiem będzie PGE Marma Rzeszów".

Wypada mieć nadzieję, że wrocławianie rzeczywiście wyciągną wnioski i na niedzielny mecz z rzeszowskim zespołem przygotują regulaminową nawierzchnię.