Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uniwersytet Rzeszowski - kuźnia elit czy sposób na dorabianie?

Andrzej Plęs
Rektor UR Stanisław Uliasz przed inauguracją roku akademickiego 2010
Rektor UR Stanisław Uliasz przed inauguracją roku akademickiego 2010 Krzysztof Łokaj
Kilka dni po rozpoczęciu nowego roku akademickiego Uniwersytetowi Rzeszowskiemu Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego wystawiło bardzo niskie noty poziomowi nauczania.

Skutek: drastyczne obcięcie dotacji na badania naukowe. Pewnie to nie uszczuplenie budżetu tak bardzo zabolało władze UR, jak cios w prestiż szkoły. Wprawdzie uczelnia już odwołała się od ministerialnej decyzji, ale w Polskę poszło, że Uniwersytet Rzeszowski ma niskie notowania naukowe i dydaktyczne.

Przewlekłe bóle porodowe

Uczelnia, która miała być dumą i kuźnią intelektualną tej części kraju, rodziła się w bólach. Nieoficjalnie mówiono, że niechętne jej powołaniu były akademickie ośrodki Krakowa i Lublina, dopatrując się w rzeszowskiej uczelni konkurencji. Obawy okazały się płonne, bo co zdolniejsza i zasobniejsza młodzież podkarpacka wciąż wyjeżdża po nauki do Krakowa i Lublina.

Uniwersytet powstał z połączenia miejscowej Wyższej Szkoły Pedagogicznej, filii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej i filii krakowskiej Akademii Rolniczej. Od początku procesowi połączenia towarzyszył konflikt między tymi uczelniami.

O pieniądze (odszkodowanie za utracony stan posiadania lubelskiej i krakowskiej uczelni) i o prymat w powstającym uniwersytecie. Po latach "zewnętrzni" pracownicy UR przyznawali, że najsilniejszą stroną nowej uczelni był jej trzon z Akademii Rolniczej, najsłabszym - komponent WSP. Ale to właśnie kadry WSP przejęły władzę.

Wpadki i wypadki

Od początku uniwersytet targany był konfliktami, sporami, wpadkami i skandalami. Nieobcymi wszystkim innym szkołom wyższym, ale dla nowej, zdobywającej sobie dopiero pozycję, konflikty i skandale były szczególnie dotkliwe.

Dwa lata po urodzinach UR zdobył się na ekspansję: w Dębicy uruchomiono zamiejscowy wydział na kierunku wychowanie fizyczne. Przetrwał rok, na drugi przeprowadzono nabór studentów, po czym UR rakiem wycofał się z Dębicy.

Bo Państwowa Komisja Akredytacyjna orzekła: zła jakość kształcenia, braki kadrowe. Minister musi teraz wstrzymać nabór na ten kierunek lub w ogóle go zamknąć - sugerowała PKA. W rzeszowskiej uczelni komentowano wówczas, że to sabotaż PKA, której skład szeregował się z wykładowców uczelni krakowskich i lubelskich, zazdrosnych o strefę wpływów na Podkarpaciu.

Ostatecznie UR wycofał się z Dębicy i nigdy nie powrócił. Na zawiedzionych studentach nad Wisłoką wywarło to jak najgorsze wrażenie, opinia rozpełzła się po województwie. Za to w Dębicy zainstalował się krakowski Uniwersytet Ekonomiczny (dawniej Akademia Ekonomiczna), a KUL w Stalowej Woli.

Cieniem na opinii o uczelni kładły się spory personalne. Jeden z głośniejszych (ale nie jedyny) rozegrał się przed dwoma laty między Igorem Zubrzyckim, ówczesnym dziekanem wydziału biotechnologii, a ówczesnym rektorem Włodzimierzem Bonusiakiem.

Nieoficjalnie mówiło się, że poszło o władzę nad uczelnią. Zubrzycki nie wytrzymał, sam odszedł. Wkrótce prof. Bonusiakowi przypomniano, że był skazany za wypadek drogowy, który spowodował prowadząc samochód pod wpływem alkoholu. Znów poszło w Polskę, bo przecież autorytet uczelni, to w znacznej mierze autorytet rektora. Ten etyczny i ten naukowy.

W środowisku naukowym też zdarzają się sytuacje, które sytuują uczelnię w określonej pozycji, choć nie wydostają się do opinii społecznej. Jak sprawa pracy habilitacyjnej jednego z adiunktów w Katedrze Biotechnologii i Mikrobiologii URz, który za zgodą władz Uniwersytetu Rzeszowskiego złożył swoją pracę habilitacyjną na wydziale biologii i ochrony środowiska Uniwersytetu Łódzkiego.

Recenzent, powołany przez Centralną Komisję ds. Tytułów Naukowych orzekł, że praca jest plagiatem. To grzech ciężki w tym środowisku. Praca rzeszowskiego naukowca została dyskretnie wycofana, choć w świecie naukowym przypadek był głośno komentowany. Brat "bohatera" jest kierownikiem Katedry Biotechnologii i Mikrobiologii rzeszowskiej uczelni.

KUR: Katolicki Uniwersytet Rzeszowski

Nowiutki kompleks naukowo-dydaktyczny w Zalesiu otwierały władze uczelni w towarzystwie władz rzeszowskiej kurii diecezjalnej. Reprezentacja duchownych była liczna i w sposób specjalny przez władze uczelni traktowana, co zauważyli uczestnicy uroczystości. Prorektor UR Czesław Puchalski prowadził grupę zwiedzających, ramię w ramię z ks. bp. Kazimierzem Górnym, który wydawał się być główną osobistością tych uroczystości.

"W oczach studentów UR staje się katolicką uczelnią zarządzaną przez biskupa Górnego, co jest szerokim echem komentowane na licznych forach internetowych!" - napisał do redakcji Nowin emerytowany pracownik uczelni. - "Śledząc poczynania Władz UR, nasuwają się pytania: czy etyczne jest święcenie każdego pomieszczenia i każdego urządzenia przez biskupa Górnego lub jego namiestników? Czy etyczna jest indoktrynacja katolicka na świeckiej (oficjalnie jeszcze) uczelni w postaci rozdawania krzyży, co miało miejsce w dniu 11 października br. podczas inauguracji nowych budynków UR na Zalesiu? Czy UR to uczelnia tylko dla katolików, a reszta społeczeństwa to margines? Czy etycznie jest, aby władze UR co roku płaszczyły się w togach rektorskich (wraz z innymi insigniami władzy) przed biskupem w kościele akademickim podczas inauguracji roku?" - pyta autor listu.

Wskazuje, że słabością uczelni jest jej polityka zatrudnieniowa, bo w UR coraz częściej zatrudnienie znajdują duchowni katoliccy. Niekoniecznie z kompetencjami, zakresem wiedzy i umiejętnościami przekazywania tej wiedzy.

Kadry w sutannach

Z oficjalnych danych wynika, że na UR pracuje etatowo niespełna 20 duchownych na ok. 1200 pracowników dydaktycznych. Prócz etatowych nauczycieli w sutannach są jeszcze duchowni, pracujący "na godziny". Jak - wykładający etykę - biskup Edward Białogłowski, z którym przed rokiem uczelnia chciała rozwiązać umowę i przekazać zakres jego obowiązków wykładowcom Międzywydziałowego Instytutu Filozofii.

Zaprotestował samorząd studencki i dziekan wydziału prawa i administracji. Sam zainteresowany również zwrócił się do władz uczelni o wyjaśnienia. W ostateczności bp Białogłowski wrócił za katedrę w wydziale prawa i administracji.

- Na wydziale prawa pojawili się też w charakterze wykładowców przedstawiciele służb mundurowych, na innych wydziałach wykładają duchowni, to specyfika pewnych miejsc - tłumaczy Ludwik Borowiec, rzecznik uczelni. - Jak widać, uczelnia jest wielokulturowa, wielodyscyplinowa bez określonych tendencji politycznych. Nurt duchownych nauczycieli uczelni pojawia się na różnych forach, nie polemizujemy z tymi opiniami.

Zastępcą dyrektora Instytutu Historii jest ks. dr hab. Stanisław Nabywaniec. Przez jakiś czas był nawet dyrektorem instytutu. Ks. dr hab. Janusz Miąso, uwielbiany przez studentów pedagogiki - podkreśla Borowiec - wykłada na Wydz. Pedagogiczno-Artystycznym. Rzecznik zapewnia też, że na wydziale wychowania fizycznego świetnie sprawdza się ks. dr Adam Podolski, który szczególną opieką objął niepełnosprawnych. Kierownikiem Zakładu Polityki Społecznej i Pracy Socjalnej, zastępcą dyrektora ds. naukowo-organizacyjnych jest ks. dr hab. Witold Jedynak.

W Zakładzie Teorii Prawa i Doktryn polityczno-Prawnych wykłada ks. prof. zw. dr hab. Antoni Kość z KUL. Kierownikiem tego zakładu jest ks. dr Piotr Steczkowski. W Zakładzie Historii Nowożytnej wykłada ks. dr Sławomir Zabraniak. Wykładowcą na Wydz. Pedagogiczno-Artystycznym jest ks. dr hab. prof. UR Andrzej Garbarz.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie ośmieli się stwierdzić, że wykładowcy w sutannach zaniżają poziom dydaktyczny uniwersytetu. Bo przecież Katolicki Uniwersytet Lubelski stoi w rankingu wyższych uczelni znacznie wyżej, niż rzeszowski.

Kadrami silni

O randze uczelni świadczą jej wyniki dydaktyczne i naukowe. Jedno i drugie to zasługa przede wszystkim kadry naukowej. O wynikach UR wypowiedziało się już Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego w swojej ostatnie ocenie. Pośrednio - wypowiedziało się również o jakości kadry.

Rzeszowska uczelnia wciąż nie dorobiła się autorytetów naukowych w skali przynajmniej kraju i wciąż, dla budowania prestiżu, musi posiłkować się siłami zaciężnymi z innych uczelni. Dla wielu chwilowych przybyszów z tytułami, to rzeczywiście tylko chwilowe przytulisko, albo sposób na dorobienie.

Jak to określił jeden z pracowników UR:
- Profesor uniwersytetu w Białymstoku pokłócił się z rektorem, trzasnął drzwiami i znalazł pracę w Rzeszowie i to na pierwszym etacie - mówi wykładowca rzeszowskiej uczelni. - Nie wiadomo na jak długo, ale już widać, że z Rzeszowem nie zamierza się wiązać.

Po dziesięciu latach istnienia UR trudno wymagać poziomu, autorytetu i prestiżu podobnego do ponadsześciusetletniego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tyle, że od 10 lat rzeszowska uczelnia nie może wspiąć się z dolnych partii rankingów uczelni polskich. Ubiegłoroczny ranking, stworzony przez tygodnik "Polityka", daje mu 61 miejsce na prawie 100. Z adnotacją, że kiepskie wskaźniki za dydaktykę i osiągnięcia naukowe, nadrabia punktami za "umiędzynarodowienie". Co nie takie trudne w strefie nadgranicznej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24