Autem do ratusza przyjechał wczoraj nawet wiceprezydent Henryk Wolicki, który po ubiegłorocznej wpadce obiecał, że w tym roku przyjdzie na nogach.
Wiceprezydent Wolicki do pracy dotarł dwadzieścia po siódmej. Toyota, którą przyjechał, jako pasażer, ominęła strażnika miejskiego i wjechała pod ratusz od strony ul. Kościuszki, która dla zwykłych mieszańców była wczoraj zamknięta.
Mecenas, dyrektor, radny...
Kilka minut później pod ratuszem pojawił się drugi wóz. Czarny fiat objechał budynek i zatrzymał się na jego tyłach. Z auta wysiadła Janina Załuska, dyr. Biura Obsługi Prawnej Urzędu Miasta. Kilka minut później wyszła jednak z ratusza i przeparkowała wóz przed kościół farny.
Jak co dzień w Rynku chciał zaparkować także Andrzej Miąsik, szefujący wydziałowi organizacyjno administracyjnemu UM. Kiedy zorientował się, że obok ratusza stoi fotoreporter skręcił jednak w ul. Matejki, a następnie deptakiem wrócił na ul. Słowackiego, przed bank PEKAO, gdzie zostawił swojego golfa.
Bez oporów w Rynku auto zostawił jeszcze radny Zdzisław Daraż, który najpierw poszedł do urzędu, a potem do zakładu fotograficznego.
Obietnica trochę spełniona
Po południu zadzwoniliśmy do wiceprezydenta Wolickiego.
- Czy udało się panu dotrzymać słowa danego w ubiegłym roku i przyjść do pracy na nogach?
- Tak. Samochód zostawiłem obok domu. Ale ponieważ jestem przeziębiony i biorę antybiotyk, przyjechałem autobusem - zapewniał Wolicki.
- Autobusem? Przecież nasz fotoreporter zrobił panu zdjęcie, kiedy wysiadał pan z samochodu.
- Rzeczywiście, kawałek od Placu Wolności jechałem autem. Z przystanku zabrał mnie znajomy.
Niczego złego w swoim zachowaniu nie widzi także dyrektor Miąsik.
- Przecież nie zaparkowałem auta pod ratuszem - tłumaczy.
- Ale idea dnia bez samochodu nie polega na parkowaniu auta w innym miejscu niż zwykle. Dlaczego nie zostawił go pan przy domu?
- Do przystanku autobusowego mam dwa kilometry. A na rowerze lubię jeździć, ale nie w garniturze do pracy. Ludzie by się ze mnie śmiali - tłumaczy Miąsik.
Sekretarz nie ucieka
Nasze telefony do ratusza mocno poirytowały Marcina Stopę, sekretarza miasta. Zanim zdążyliśmy pogratulować mu rezygnacji z jazdy autem, sam do nas zatelefonował...
- Podrzuciła mnie żona, bo auto mam u blacharza. Gdyby było sprawne, na pewno przyjechałbym nim pod sam ratusz. Bo tu nie chodzi o to, aby wykazać się przed fotoreporterami, ale wpoić ludziom sportowego ducha. Ja jeżdżę na rowerze codziennie po pracy. Rano muszę odwieźć dzieci do przedszkola i auto jest mi do tego niezbędne. Nie mam zamiaru robić niczego na pokaz - twierdzi Stopa.
Jednym niewielu urzędników, którzy przyszli do pracy piechotą był rzecznik prezydenta Maciej Chłodnicki. To pokazuje, że jednak można.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- 19-letnia Emilia Dankwa odsłania brzuch i wygina śmiało ciało w cekinach i szpilkach
- Andrzej z "Sanatorium miłości" mieszka w DPS. Nie zgadniecie, kto chce mu pomóc
- Marcin Miller chudnie w zastraszającym tempie. Lider Boysów to teraz niezłe ciacho!
- Rutkowski grozi, że nagra piosenkę z Wiśniewskim! Będzie nowe Ich Troje?!