Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W peletonie Tour de Pologne. Co zaobserwował dziennikarz Nowin?

Waldemar Mazgaj
To doskonała promocja miasta - takie opinie po rzeszowskim etapie są powszechne.
To doskonała promocja miasta - takie opinie po rzeszowskim etapie są powszechne. Krzysztof Kapica
Dziennikarz Nowin przejechał w peletonie wyścigu Tour de Pologne na trasie z Krakowa do Rzeszowa. Co zaobserwował?

Nawet 500 osób liczy peleton wyścigu (w tym 140 kolarzy). Kolejność w kolumnie wyścigu: pilot, reklamy, media, V.I.P.-y, policja, pojazdy neutralne (porządkowe), dyrektor wyścigu, radio wyścigu, kolarze, sędzia główny i radio wyścigu, sędziowie pozostali, dyrektorzy sportowi i wozy techniczne ekip, sędziowie, V.I.P.-y, neutralne, karetka, policja.

Trasę z Krakowa do Rzeszowa zabezpieczało 1500 osób, w tym strażacy, wolontariusze i prawie 600 policjantów. Przy obsłudze wyścigu pracowało 1200 osób, sprzęt i ludzi przewiozło 300 samochodów, w tym 20 TIR-ów, kilka autobusów.

- Jadę na trasę trzeciego etapu Tour de Pologne - chwali się kilka dni przed wyścigiem do Rzeszowa Grzesiek Leśniak, kolega po fachu z "Radia Rzeszów". Szybko decyduję: Jadę z wami!

Rzeszowski etap zaczyna się we wtorek o 12.30 w Krakowie od tzw. startu honorowego. Wyjeżdżamy z Rzeszowa już o 8. By znaleźć się w peletonie nie można ot tak włączyć się do grupy - trzeba spełnić kilka warunków.

Przede wszystkim trzeba akredytację wyścigu, naklejki na samochód (nam przed startem przydzielono numer M-38) i radio. Bez niego nasza eskapada nie miałaby sensu.

Naklejki i radio

Na krakowskim rynku, tuż przed Sukiennicami, jesteśmy po godz. 10. Chwilę później kierowca Janusz Kołodziej może już wjechać - z naklejkami - pod start, my zaś stoimy w kolejce po radio.

Na szczęście Grzegorz już wcześniej zaklepał dla nas odbiornik u Krzysztofa Nesterowicza, opiekującego się radiem wyścigu. Dostajemy urządzenie przypominające CB. Od tej pory, dzięki nasłuchowi, wiemy doskonale, co się dzieje na trasie.

- Pół godziny przed startem zawodnicy podpisują na rynku listę startową, posilają się jeszcze batonami energetycznymi, a my już pędzimy do samochodu, bo dziennikarze jadą kilkaset metrów przed wyścigiem i musimy ruszyć przed kolarzami.

Ruszamy w 6-godzinną trasę, bez przystanków, w tempie maksymalnym - 70 km na godz. Machają do nas kibice, ubrani w biało-czerwone koszulki, z flagami narodowymi. "Majka, Majka" - słychać okrzyki, bo Polak Rafał Majka z duńskiej grupy Team Saxo-Tinkoff jest w tym momencie liderem wyścigu.

Aura sprzyja kolarzom

Etap z Krakowa do Rzeszowa liczy 226 km, ale ostry start następuje w Wieliczce. Tempo jest duże. Momentami pada deszcz, temperatura ok. 20 st. C (dzień wcześniej sięgała 40!).

- Aura sprzyjała kolarzom, na zjazdach osiągaliśmy prędkość w granicach siedemdziesięciu kilometrów na godzinę - przyzna później na mecie zwycięzca etapu, Norweg Thor Hushovd, były mistrz świata z amerykańskiej grupy BMC Racing Team.

Za Wieliczką co chwilę nasz samochód mijają motocykle policjantów, albo tzw. neutralnych, czyli ludzi z obsługi wyścigu, którzy nawet w ostatniej chwili muszą oznaczyć niebezpieczne miejsca, jak np. wysepki, ronda, czy urwiska.

Gdyby nie radio - nie wiedzielibyśmy nic - bo kolarze jadą dobre pół kilometra za nami. Po odłączeniu się czterech kolarzy od peletonu, w tym Polaka Bartłomieja Matysiaka z CCC Polsat Polkowice, na krętych drogach lub wzniesieniach ucieczka kilka razy zbliża się do nas. Zaraz jednak jesteśmy poganiani przez megafon, lub migające światła sędziów.

Coraz więcej kibiców

Radio co rusz podaje komunikat o przewadze uciekającej czwórki. Minuta i 50 sekund, 8 minut i 15 sekund (to 7 km przewagi po 62 przejechanych kilometrach), czy aż 10 minut i 55 sekund w połowie dystansu. Trochę nudno...

- Nudno to by było, gdyby cały peleton jechał razem, jak cztery lata temu podczas etapu z Nałęczowa do Rzeszowa - mówi Grzesiek Leśniak, który trzeci raz jedzie w wyścigu.

Od Biecza, gdzie jest bufet (zawodnicy dostają batony, wymieniają bidony), przewaga uciekającej grupy maleje, tempo peletonu rośnie. Rośnie też zainteresowanie kibiców, gwar jest ogromny. Co rusz ktoś do nas macha.

- Jest po 15, ludzie wyszli z pracy - zauważa kierowca.

W Jaśle, Warzycach, Twierdzy i Frysztaku - tłumy. Amatorzy fotografowie polują na ciekawe ujęcia. Tu też po raz pierwszy pojawiają się telewizyjne śmigłowce, które tak pięknie pokazują finisz wyścigu. I samo miasto...

Fantastyczny etap!

W Strzyżowie, gdzie jest pierwsza lotna premia, kolorowo od kibiców. Tak samo w Czudcu, Lubeni (gdzie jest kolejna lotna oraz górska premia). Wlot do Rzeszowa kibice obserwują nawet ze swoich ogródków, niektórzy wynieśli przed domy kanapy.

Ucieczka traci przewagę, choć nasz Matysiak zdążył wygrać wszystkie premie. Finisz wyścigu obserwujemy już na mecie, bo samochody medialne zostały "zdjęte" z trasy na parking przed Urząd Marszałkowski w połowie pierwszej pętli.

Na wielkim telebimie przy ul. Cieplińskiego obserwujemy, jak na kilometr przed metą grupa dopada uciekającą czwórkę. Na żywo widzimy finisz z peletonu, który wygrywa były mistrz świata, typowany przed tym etapem na jednego z faworytów do wygranej.

- Fantastyczny etap, fantastyczny wyścig - komplementuje szczęśliwy Hushovd.

Rzeszów się pokazał

- Dla ludzi najpiękniejsze jest to, że przejeżdżamy nawet przez najmniejsze miejscowości. Na 1300 km wyścigu mijamy 500 mniejszych i większych miast i wsi - opowiada Czesław Lang, były znakomity kolarz, a od wielu lat dyrektor generalny Tour de Pologne.

Piotr Wadecki, były kolarz, a obecnie dyrektor grupy CCC Polsat Polkowice, podkreśla, że nawet w płaskich okolicach Rzeszowa udało się znaleźć wzniesienia na "dobicie" kolarzy.

- Trochę też tego szkoda, bo może na płaskim terenie Bartek Matysiak dojechałby do mety pierwszy - mówi. - Rzeszów to jedno z moich ulubionych miast etapowych i chętnie tu wrócę.

Dobre wspomnienia z Rzeszowa wywozi też Rafał Majka, bo utrzymuje żółtą koszulkę lidera. - Trzymałem się bezpiecznych pozycji - mówi, dziękując kibicom na całej trasie za wsparcie. - Bardzo miło słyszeć swoje nazwisko, widzieć transparenty: "Rafał Majka go".

Czesław Lang po raz kolejny chwali współpracę z samorządem Podkarpacia i Rzeszowa (obie instytucje zapłaciły za wyścig po ćwierć miliona złotych).

- Rzeszów po raz kolejny pokazał się jako piękne i przyjazne sportowi miasto - podkreśla dyrektor wyścigu po uściskach i podziękowaniach z prezydentem Tadeuszem Ferencem. - Już myślimy o 2014 roku i nie jesteście bez szans...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24