Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W piekarni w Tyczynie podpalili kolegę z pracy. To miał być żart [NOWE INFORMACJE]

Beata Terczyńska
Sprawcy podpalenia Marcina L. usłyszeli zarzuty spowodowania ciężkiego uszkodzenia ciała realnie zagrażającego życiu. Grozi im do 10 lat pozbawienia wolności.
Sprawcy podpalenia Marcina L. usłyszeli zarzuty spowodowania ciężkiego uszkodzenia ciała realnie zagrażającego życiu. Grozi im do 10 lat pozbawienia wolności. Krzysztof Kapica
28-letni mężczyzna z poparzeniami trzeciego stopnia dolnych partii ciała leży w szpitalu w szpitalu w Siemianowicach Śląskich.

Do zdarzenia doszło w sobotę, ale policja dopiero dzisiaj poinformowała o nim. Na nocnej zmianie w tyczyńskiej piekarni byli m.in. bracia K. (23-letni Marcin i 18-letni Mariusz), oraz 28-letni Marcin L. Jak ustalili policjanci, bracia K. siłą zaciągnęli 28-letniego kolegę do pomieszczenia socjalnego, gdzie przytrzymali go i oblali łatwopalną substancją.

Oblali go WD-40

Prokuraturze Rejonowej w Rzeszowie udało się ustalić, że był to środek WD-40. Substancja służy m.in. do smarowania i rozluźniania zawiasów, wykręcania zablokowanych śrub i zapobieganiu rdzy. Ponad połowę jej składu stanowi spirytus lub ciężka benzyna. Jeden z braci miał później podpalić ubranie Marcina L., mieszkańca Rzeszowa.

- Mimo obrażeń, pokrzywdzony pozostał w pracy do końca zmiany, czyli do ok. godz. 6 rano, a szpitala przy ul. Szopena zgłosił się dopiero w niedzielę - mówi kom. Adam Szeląg, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie.

Dlaczego tak późno? To jest ustalane.

- Informację o zdarzeniu dostaliśmy ze szpitala. Okazało się, że mężczyzna odniósł oparzenia trzeciego stopnia, a jego stan jest poważny - dodaje Szeląg.

Będzie przeszczep?

Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, Marcin L. miał poparzone dolne partie ciała. Jeszcze tego samego dnia został śmigłowcem przetransportowany do specjalistycznego szpitala w Siemianowicach Śląskich.

- Pacjent nie zgodził się na ujawnianie informacji na temat stanu zdrowia, ani tego, które części ciała zostały oparzone. Jego stan jest dziś stabilny - mówi dr n med. Justyna Glik, rzecznik Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.

Choć, jak dowiedzieliśmy się, powierzchnia oparzeń nie jest duża, to leczenie może jednak potrwać kilka miesięcy. Lekarka tłumaczy, czym są oparzenia trzeciego stopnia.

- Obejmują całą tkankę skórną. Są to ciężkie oparzenia, bez względu na powierzchnię - mówi dr Glik. - Nie goją się samoistnie. Trzeba je leczyć chirurgicznie. Najczęściej przez przeszczep skóry.

Sprawcy byli trzeźwi

Policjanci w niedzielę zatrzymali sprawców zdarzenia. Bracia K. tłumaczyli się, że to co zrobili koledze, to miał być tylko żart. Grozi im do 10 lat więzienia.

- Przedstawiliśmy im zarzuty spowodowania ciężkiego uszkodzenia ciała realnie zagrażającego życiu - mówi Ewa Lotczyk, zastępca prokuratora rejonowego w Rzeszowie.

Prokurator zastosował wobec sprawców środek zapobiegawczy w postaci dozoru policji, zakazu opuszczania kraju i poręczenia majątkowego - po 2 tys. zł. Na pytanie, czy w chwili zdarzenia pracownicy piekarni byli trzeźwi, prokurator mówi, że tak. Czy był wówczas na miejscu właściciel i dlaczego od razu nie wezwano pogotowia? To będą wyjaśniali. Dodaje, że są wątpliwości, w jakich okolicznościach doszło do poparzenia, bo podejrzani inaczej opisują przebieg zdarzenia.

- Kwestionują użycie substancji łatwopalnej. Dla dobra śledztwa więcej nie możemy powiedzieć - mówi prokurator Lotczyk. - Przeprowadzenie konfrontacji nie jest teraz możliwe. Ustalamy świadków zdarzenia - dodaje.

Szef piekarni milczy

Chcieliśmy porozmawiać z właścicielem piekarni w Tyczynie. Najpierw ekspedientka sprzedająca pieczywo powiedziała nam, że pójdzie po szefa na zaplecze, ale po chwili wróciła z informacją, że jednak go nie ma. Twierdziła, że w sobotę nie było jej w pracy i o niczym nie wie. Kilkakrotnie dzwoniliśmy później do piekarni. Nie zastaliśmy jednak właściciela. Pracownicy twierdzili, że nie mają do niego numeru komórki, a jego telefon leży w piekarni. Po godz. 15 usłyszeliśmy, że szefa już w pracy nie będzie.

Monika Kozik z Państwowej Inspekcji Pracy w Rzeszowie twierdzi, że o zdarzeniu nie zostali poinformowani ani przez policję, ani przez właściciela piekarni.

- Policja tłumaczyła, że nie był to wypadek przy pracy, ale przestępstwo. Będziemy jednak badali sprawę - mówi.

Emocjonalna niedojrzałość

To nie pierwszy takie zdarzenie w regionie. W maju pisaliśmy o

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24