W Rzeszowie nadal włamują się do domów "na śpiocha"

Ostatnie zgłoszenie o włamaniu metodą "na śpiocha" przyjęto w ubiegłym tygodniu. Doszło do niego w nocy z czwartku na piątek w Miłocinie. Wcześniejsze zdarzały się m.in. na os. Nowe Miasto i Drabinianka w Rzeszowie oraz osiedlu Niwa w Głogowie Młp.

- Złodzieje wybierali nowowybudowane domy oraz te wyglądające na nowe - wyjaśnia kom. Adam Szeląg z KMP w Rzeszowie. - Interesowały ich domy dwukondygnacyjne z użytkowym poddaszem - dodaje.

Bo schemat działania nocnych włamywaczy był ten sam. W pobliżu domu pojawiali się około 3-4 nad ranem. Do środka dostawali się po wyłamaniu zamka w oknie balkonowym. Plądrowali zazwyczaj salon lub pokój dzienny, nie zapuszczając się na piętro, gdzie smacznie spali domownicy. Ich łupem padało wszystko, co mieszkańcy zostawili na wierzchu: laptopy, tablety, telefony, kamery, pieniądze i biżuteria. Ponieważ liczył się czas, regałów i szaf raczej nie przetrząsali. Straty w każdym zgłoszonym przypadku oszacowano na kilka tys. zł. Sprawami nadal zajmują się policjanci z wydziału dochodzeniowego oraz kryminalni, bo sprawców żadnego z włamań do tej pory nie ustalono.

- Pod uwagę bierzemy różne wersje zdarzeń. Zarówno tę, że mogła zrobić to jedna i ta sama osoba, różne osoby lub grupa osób - wyjaśnia kom. Szeląg.

I radzi, by właściciele domów sami zminimalizowali ryzyko włamania, chociażby poprzez włączenie na parterze alarmu. Bo wśród ograbionych domów były i takie, w których zamontowano, ale nie włączono alarmu. Złodzieja odstraszą też wszystkie dodatkowe przeszkody do pokonania. Na przykład rolety zewnętrzne, oczywiście o ile są spuszczone. Nie warto zostawiać też na wierzchu wartościowych rzeczy, a policję należy wzywać nie następnego dnia rano, ale w momencie, w którym zauważymy włamanie.