Efekty ich eksploracji można odnaleźć w internecie. Nie są to jednak "łatwe" zdjęcia. Fani kwiatków i zwierzątek mogą nie zrozumieć celu w jakim uwiecznia się rozprute szafki, wyrwane z futryny drzwi, wybite okna i brud brud brud. To miejsca, które z powodzeniem i bez charakteryzacji mogłyby stanowić tło dla niezłej klasy horroru. Na liście są m.in. stare fabryki, nieużywane kopalnie, zrujnowane hale produkcyjne i inne zapomniane przez ludzi i czas budynki - młyny, cegielnie, a nawet prosektoria. Wbrew pozorom to wszystko i wiele więcej można znaleźć i zobaczyć w różnych zakątkach kraju, także w naszym regionie. Gdzie? To tajemnica.
My: grupa
- Urbex czyli urban exploration, a mówiąc po polsku eksploracja miejska, zajmuje się odkrywaniem i dokumentowaniem miejsc zniszczonych i zapomnianych - mówi Dominik, zapalony fotograf, w grupie od kilku lat.
Co go pociąga w urbexie?
- Znalazłem tu dla siebie oryginalny nurt w fotografii. Te miejsca egzystują i gniją w oczekiwaniu na odkrycie. A im więcej zgnilizny tym obiekt jest bardziej dojrzały i wart zainteresowania. Jedni z nas tylko dokumentują, inni szukają w tych obiektach swoistego piękna. To jest super, że w jednym miejscu grupa osób robi zdjęcia, a potem okazuje się że są one totalnie inne: od razu widać, kto czego szuka i jak rozumie dane miejsce.
Ruch rozwinął się w Polsce po roku 89. Przemiany ustrojowe spowodowały upadek zakładów i przedsiębiorstw, które dosłownie z dnia na dzień przestały istnieć pozostawiając po sobie wspomnienia w postaci budynków i hal, często w pełni wyposażonych, z dokumentami, czy kwiatkami w doniczkach. Powierzchnie przemysłowe to jedna z dziedzin urbexu, czyli industrial.
- Oczywiście jest tego więcej, niektórzy specjalizują się tylko w kopalniach, czy kanałach inni wolą lżejszą tematykę w postaci cerkwi czy starych kościołów. Choć dla mnie to taki quasi-urbex, bo akurat o tych obiektach zwykle powszechnie wiadomo, więc nie ma tego dreszczyku emocji podczas eksploracji - tłumaczy.
Dla urbexowców sprawą zasadniczą jest swoisty kodeks postępowania, jakim się kierują. Jedną z podstawowych zasad jest zachowanie w tajemnicy lokalizacji odwiedzanych miejsc oraz tożsamości członków grupy. Oczywiście o ile do grupy uda się dostać.
- To ciężka sprawa, bo przecież nie prowadzimy rekrutacji. Zazwyczaj przyjmujemy "nowych" z polecenia, bo chodzi o to żeby osoba była zaufana. Tak i mnie się udało dostać do grupy. W internecie zaczepiłem człowieka, który publikował swoje fotografie. Porozmawialiśmy, przedstawiłem mu swoje portfolio, potem umówiliśmy się na eksplorację, zacząłem poznawać innych - tłumaczy Dominik.
I jakoś się udało, choć tym, którzy w pełni poświęcają się idei urbexu niespecjalnie zależy na rozroście grupy czy rozgłosie, bo ludzie zbyt często zadają…
…pytania, na które nie ma odpowiedzi
Kiedy w internecie pojawia się nowa atrakcyjna galeria zdjęć, natychmiast pada sakramentalne pytanie: gdzie je zrobiłeś? Jak mówi Dominik, to jedno z dwóch pytań na które nie padnie odpowiedź.
- Lokalizacja miejsc, które odwiedzamy, jest tajemnicą i żaden członek grupy nie zdradzi jej nikomu spoza środowiska - zapewnia. Powód jest bardzo prosty: zależy nam na tym, żeby te miejsca trwały jak najdłużej i niszczały naturalnie, nie wskutek działania wandali, czy zabaw grup paintballowych. Zresztą wciąż jest sporo miejsc, które odkrywamy przypadkiem albo dzięki analizie dokumentów czy map. To nasz wysiłek, dlaczego ktoś miałby z tego korzystać?
Nietrudno jednak w internecie znaleźć strony i fora, na których wprost podaje się lokalizacje takich obiektów, a nawet szczegółowe poradniki dotyczące zachowania się na miejscu i niezbędnego sprzętu. Dla Dominika to profanacja urbexu.
- To ludzie spoza naszej grupy, nie znam ich i nie interesuję się tym, co piszą. Jeśli chcą zdradzać swoje lokalizacje, to ich sprawa, ale naszych nie poznają, bo widocznie nie rozumieją na czym to polega - ucina.
Ale nawet urbexowcy robią wyjątek od swoich żelaznych zasad. Jeśli miejsce jest powszechnie znane (takim obiektem był m.in. budynek Gesty w Rzeszowie) lub zniknęło z powierzchni ziemi, jego lokalizacja przestaje być tajemnicą.
Hobby ekstremalne
Drugim pytanie, które pada - zdaniem Dominika - zbyt często, dotyczy autora zdjęcia.
- Czasem ludzie pytają czy to naprawdę ja zrobiłem jakąś fotografię. Może ja może nie ja... Nie wszystkie miejsca są opuszczone i "bezpańskie", a mimo to czasem się je odwiedza.
W grupie oczywiście wiadomo, kto jakie zdjęcia robił, gdzie był i jakie ma osiągnięcia. Ba, członkowie często rozpoznają się po stylu fotografowania.
- To pasja, która głęboko związana jest z fotografią. Są oczywiście jednostki, które chodzą tylko i oglądają, ale jak się jest w takim miejscu to nawet amator wyciągnie komórkę i będzie fotografował, bo to po prostu naturalny odruch - śmieje się. W grupie mamy prawdziwych eksploratorów, którzy dla odwiedzenia jednego miejsca potrafią przejechać setki kilometrów, ale też amatorów "bawiących się" w to raz na jakiś czas.
Urbexowcy eksplorują raczej w grupach, rzadziej indywidualnie. Powód jest prosty: miejsca, które odwiedzają nie należą do bezpiecznych, a tak szczerze mówiąc, zwykle są bardzo niebezpiecznie. Do stałego ekwipunku eksploratora należy m.in. latarka, w pełni naładowana komórka i… maseczka na twarz. No i kompan, który pomoże w trudnej sytuacji i wezwie pomoc.
- Słyszałem o przypadku osoby, która zginęła w trakcie eksploracji. Zdaje się, że wpadła do jakiejś ukrytej dziury - mówi Dominik. To nie jest znowu takie rzadkie, w stosach śmieci czają się różne niebezpieczeństwa - od niespodziewanych luk w podłodze i walących się ścian, po odpady toksyczne. Wiele miejsc, które odwiedzamy, to azbest na azbeście. Wtedy faktycznie maseczka się przydaje. Dlatego też jeździmy w grupach 5-8 osobowych, nie większych. Takie wyjazdy są szczegółowo planowane, poprzedzane odprawą i przygotowaniem sprzętu. Tu nie ma miejsca na przypadek.
Czasem jednak zdarza się, że obiekt choć mocno nadgryziony zębem czasu, nadal aktywnie jest pilnowany.
- Zapasowa "flaszka" w samochodzie nie zaszkodzi, zawsze ochroniarz milszym okiem na nas spojrzy. Ale bywa i tak, że z jednej strony zakładu nas szukają, a my fotografujemy z drugiej. Czasem "życzliwi" sąsiedzi zadzwonią nawet po policję, ale wtedy nie uciekamy. Przecież nie robimy nic złego i zazwyczaj wystarczy to funkcjonariuszom wytłumaczyć - mówi.
Nie niszcz zniszczonego
Dokumentuj, oglądaj, napawaj się, ale nie dotykaj, nie niszcz i nie kradnij. Tak w skrócie wygląda regulamin zachowania się podczas eksploracji.
- To jest taki nasz mały paradoks - śmieje się Dominik. Przecież miejsce jest już zniszczone, a my sami sobie odmawiamy przyjemności "aranżowania" ujęć, przestawiania przedmiotów, czy zabierania rzeczy, które do nikogo nie należą. Ale różnica jest taka, że tam swoich zniszczeń dokonał przede wszystkim czas i my to szanujemy.
Jedyne co pozostawiają po sobie urbexowcy, to ślady butów. Nie dotykają, bo chcą aby lokalizacja jak najdłużej się zachowała i służyła kolejnym eksploratorom. Tym bardziej, że obok ogołoconych szkieletów budynków trafiają się i takie, w których można znaleźć prawdziwe skarby. Oczywiście: urbexowe.
- Czasami trafiamy na puste hale i same ściany, ale bywa i tak że odwiedzamy budynki w pełni wyposażone. Zdarzało mi się znajdować firmowe dokumentacje techniczne, a nawet całe kartoteki pracowników - z informacjami o tym kto kiedy i dlaczego został zwolniony czy nagrodzony. Takich rzeczy się jednak nie fotografuje - przede wszystkim dlatego, że nasze zdjęcia często są publikowane i w ten sposób rozpowszechnialibyśmy czyjeś dane, a poza tym, takie zdjęcie mogłoby naprowadzić kogoś na ślad lokalizacji, a tego przecież byśmy nie chcieli.
Większość budynków jednak nosi wyraźne ślady obecności, której obojętny był industrialny urok.
- Gdybym wierzył w duchy, to może bym się ich bał. Niestety, większą krzywdę tym miejscom i nam mogą wyrządzić żywi, którzy urządzają tam schadzki albo regularnie pomieszkują. U nas jest stosunkowo bezpiecznie, ale słyszałem że w innych regionach można oberwać za sam widok aparatu.
Pielgrzymki do Czarnobyla
Jakiś czas temu w Polsce dużym zainteresowaniem zaczęły cieszyć się wyjazdy do Strefy Zero. Biura podróży zapraszają na zorganizowane zwiedzanie Czarnobyla, Prypeci i innych miast-widm opuszczonych po wybuchu w elektrowni atomowej w 1986r. Dla wielu to właśnie jest urbexowa Mekka, czyli miejsce które każdy szanujący się eksplorator powinien odwiedzić. W jednym miejscu - i to zupełnie legalnie! - można znaleźć tyle elektryzujących lokalizacji, że niektórym wystarcza na całe życie.
- Byłem w Czarnobylu i to kilka razy, ale nie zgadzam się z twierdzeniami, że to Ziemia Święta dla naszego ruchu. Co to za urbex, skoro teraz może tam pojechać dosłownie każdy? Wyjazdy do Czarnobyla sprawiły jednak, że ludzie bardziej zainteresowali się takimi miejscami w Polsce.
A jest ich - wbrew pozorom - mnóstwo, zwłaszcza na Śląsku, choć i na Podkarpaciu urbexowcy się nie nudzą. Dominik nie chce jednak o tym rozmawiać. Ogólnie wymienia stare cegielnie, stadniny, dworki czy biurowce, chętnie jednak pokazuje zdjęcia i patrzy jak oczy robią mi się okrągłe z wrażenia.
- Niektóre miejsca sam odkryłem. Szuka się w dokumentach i na mapach, wypytuje ludzi po drodze. Czasem jedziemy i szukamy zupełnie w ciemno, ale zawsze coś ciekawego się znajdzie - zapewnia.
Ale w Rzeszowie to chyba niewiele zostało do eksploracji? No może miejskie kanały...- pytam
- No co ty! Odwiedzane już dawno temu - śmieje się i pokazuje mi kilka ujęć w Internecie
- Poważnie? A gdzie jest wejście do tego? - pytam odruchowo.
- Zapomnij.
Imię bohatera zostało zmienione.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Joanna Kurowska pozuje do selfie na POGRZEBIE. "Gdzie się podziała przyzwoitość?"
- Wystrojona Cichopek dystansuje się od Kurzajewskiego na imprezie. Kryzys w niebie?
- Nieznana przeszłość Anity Werner. Zdjęcia dziennikarki w negliżu
- Kochało się w nim pół Polski. Nie uwierzysz, jak teraz wygląda Makowiecki!