Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walki podjazdowe rzeszowskich taksówkarzy

Andrzej Plęs
sxc.hu
W czystej taksówce klient nie ma pojęcia, jak brudna toczy się walka pomiędzy tymi, którzy go wożą

"Niech będzie pochwalony" w słuchawce już wzbudzało wstępne zaufanie. Ksiądz kaznodziejskim tonem zamówił taksówkę z punk tu A do punk tu B. Dyspozytorka w Radio -taxi po bożemu taksówkę wysłała. Donikąd, a i zamawiający ją "ksiądz" był fałszywy.

Sławka z rzeszowskiej korporacji "Super -taxi" w podobny sposób wysłano busem z Rzeszowa do Polańczyka. Też do nikogo. I to on poniósł koszty fałszywego zgłoszenia.Taksówkarzy z "Radio -taxi" wysyłano bliżej, bo do Głogowa i Krasnego. Zdarzało się, że na telefoniczne zgłoszenie taksówkarze kupowali za własne pieniądze i wozili klientom alkohol pod wskazany adres. Też wozili donikąd, bo zgłoszenia były fałszywe. Jeden z taksówkarzy próbował się od takiego ryzyka wymigać, sygnalizując szefowi swojej korporacji, że jest anonimowym alkoholikiem, do ręki nie weźmie wódy ani dla siebie, ani dla nikogo.

Nie pomogło, bo "nasz klient, nasz pan" i usługi odmówić nie można. W ten i na wiele innych sposobów w rzeszowskim świecie taksiarzy próbuje się wykończyć konkurencję. Co dziwne - korporacje taksówkowe potrafią się między sobą porozumieć, to kierowcy toczą bratobójczą walkę.

- Tak zachowuje się zaledwie kilku w całym środowisku zawodowym, ale postanowiliśmy to ukrócić, bo fatalnie rzutuje na opinię o tym sektorze usług w Rzeszowie - tłumaczy Wiesław Buż, właściciel "Radio -taxi".

Bogusław Chmielowski, szef Stowarzyszenia Transportu Prywatnego w Rzeszowie, uściśla, że prym w tym najpaskudniejszym sabotażu wiedzie dwóch kierowców. Do spółki z Anną Hałoń -Sampieri z "Res-taxi", zdecydowali się oddać sprawę do prokuratury. Bo to kosztowne żarty i dla kierowców, i dla korporacji. Także dlatego, że dyspozytorki w korporacjach zmuszane są wypytywać klientów nieco wnikliwiej o adres, dojazd, liczbę osób, cel podróży, żeby wychwycić fałszywe zgłoszenia kursów. A prawdziwi klienci takich indagacji nie lubią. A i wypytywanie czasem nieskuteczne, bo taksiarz - sabotażysta stanie sobie obok ogródka, w którym towarzystwo głośno grilluje, taksówkę zamówi, w tle zgłoszenia telefonicznego słychać imprezę, znaczy - myśli dyspozytorka - towarzystwo zmęczone, chce wracać do domu - i taksówkę
wysyła.

- Słyszałem nagrania tych fałszywych zgłoszeń, ci ludzie naprawdę wiedzieli, jak prowadzić rozmowę, żeby się uwiarygodnić - ocenia Wiesław Buż. Sam dostał w środku nocy alarmujące telefony od dyspozytorki, która miała wątpliwości, czy kilka wezwań jednej nocy nie jest aby fałszywych. Bo ten sam głos zamawia kursy z trzech różnych numerów telefonu, w kilka różnych miejsc.

Trudniej jeszcze zweryfikować fałszywe wezwanie, jeśli kurs zamawiany jest bez pośrednictwa centrali radiowej. Taksówkarze rozdają pasażerom swoje wizytówki, żeby klientowi umożliwić kontakt bez pośrednictwa centrali korporacji. Zdobycie takiej wizytówki nie jest problemem, wykręcenie numeru taksówkarza z telefonu na kartę uniemożliwia identyfikację zamawiającego. W ten sposób kolega z postoju może wysłać kolegę w kurs donikąd. W środowisku taksówkarskim taka wizytówkowa autopromocja jest powszechna, choć przez wielu traktowana jako nieuczciwość wobec kolegów po fachu, więc tych promujących się w ten sposób wysyła się na fałszywe zgłoszenia bez większych wyrzutów sumienia.

Samooczyszczenie środowiska

Po rzeszowskich postojach już krąży plotka, kto wysyłał wóz korporacji "Super -taxi" do Polańczyka. I mówią, że "Jocker" lubi rządzić na postoju na pl. Wolności.

- Dzwonił do mnie znad Soliny, skarżył się, że pojechał do dziewczyny zawieźć kwiaty i w tym czasie ktoś przebił mu cztery opony, że tego nie daruje - opowiada Anna Hałoń -Sampieri. - Mówił, że przed chwilą pojechała taksówka z Rzeszowa do Polańczyka i że za chwilę może pojechać też z mojej korporacji. Wyraźnie był pod wpływem alkoholu, ale przedstawił się, dzwonił ze swojego prywatnego numeru. Trochę tych fałszywych zgłoszeń korporacje ostatnio zebrały. Klientom to nie wadzi, ale w środowisku taksówkarskim zawrzało. Bo to koledzy kolegom wycinają takie numery, a wszyscy oni na tym tracą.

Stowarzyszenie Transportu Prywatnego zbiera teraz wszystkie zarejestrowane, a podejrzane zgłoszenia.

- Cyfrowa jakość nagrania, w razie potrzeby mogą być pomocne w sądzie - zapewnia Chmielowski.

- Umówiliśmy się, że jeśli w którejkolwiek korporacji pojawi się kierowca, który w taki sposób "umila" nam życie, to będzie my wymieniać się i informacjami na ten temat - dodaje Buż.

Bitwa o miejsce

Na pl. Wolności, najbardziej aktywnym polu wojny taksówkarzy, stoją kierowcy z "Euro -taxi" i niezrzeszeni. Inne korporacje wycofały się z tego postoju, właśnie z powodu tych brudnych zagrywek. - I źle się stało - ocenia właścicielka "Res -taxi". - Trzeba było od początku zaznaczyć swoją obecność, moi kierowcy od czasu do czasu zjeżdżali na ten postój po dziesięciu i kilkunastu właśnie po to, żeby dać innym do zrozumienia, że nikt tu nie ma wyłączności. Nie tylko pl. Wolności jest miejscem bitwy.

Najbardziej atrakcyjny punkt - postój przy dworcu PKP - też jest miejscem przepychanek. Miejsce zmonopolizowało specjalnie powołane stowarzyszenie taksówkarzy, które na wyłączność dzierżawi postój od właściciela terenu.

Wprawdzie wydzielono tu dwa miejsca dla taksówek "radiowych", ale zazwyczaj wydzielenie jest fikcją. Te dwa miejsca potrzebne są dla wozów, które przyjeżdżają pod dworzec na telefoniczne zamówienie klienta.

- Przecież nie możemy jeździć w kółko w oczekiwaniu na klienta, który wysiada z pociągu - skarży się właściciel jednej z korporacji radiowych. - I żeby go przyjąć, też trzeba się choćby na chwilę zatrzymać. Tymczasem to zastrzeżone dla nas miejsce jest zajęte te przez kierowców stowarzyszenia. I to nie jest ani nieuwaga, ani przypadek.

Bój o Jasionkę

Od czerwca walka o pasażera zaczęła się także na lotnisku w Jasionce. Do czerwca monopol - na podstawie umowy z portem lotniczym - miało kolejne stowarzyszenie taksówkarzy, które powstało specjalnie dla tego postoju. W czerwcu otwarto nowy terminal, nowe miejsce postojowe, port lotniczy udzielił zezwolenia na postój czterem podmiotom taksówkowym. I powiało smrodem, niczym z placu Wolności.

- Podchodzi do mnie taka umundurowana siksa z lotniska i mówi mi, że ja tu nie mogę stać, bo mi nie wolno, że będzie mandat, a wskazali mnie koledzy z innych taksówek - opowiada jeden z kierowców. - Wydarłem się na nią, uciekła, ale po jakimś czasie przyszedł inny gość w mundurze i mówi mi to samo. I to przy klientach. Pojechali innym wozem, ja straciłem. Kierowcy trzech korporacji chórem skarżą się, że władze lotniska wyraźnie preferują to "stare" stowarzyszenie, które przez kilka lat miało monopol na Jasionkę. A które składało się z kierowców, którzy wyłamali się z jednej z rzeszowskich korporacji.

- Zaczęli rządzić się na tym postoju, wciąż mieli nasze radia, wiedzieli, że klient z lotniska zamawia u nas kurs, więc podjeżdżali do niego, mówili, że przyjeżdża ją na zgłoszenie i zgarniali podróżnych - mówi właściciel tej korporacji. - A kierowcy, którego z Rzeszowa wysłaliśmy po podróżnych, tylko machali ręką, kiedy mijali go w drodze do Rzeszowa. Nie można było tego tolerować, podziękowałem im za współpracę.

Klient zrobiony na kasie

Jedziesz taksówką z lotniska w Jasionce do Rzeszowa? To uważaj, z kim i za ile. Władze gminy Trzebownisko, poirytowane nieco faktem, że po Jasionce panoszą się taksówkarze z Rzeszowa, przypomniały, że przecież Jasionka to administracyjnie teren gminy Trzebowniskoa rzeszowskie taksówki mają licencje obowiązujące wyłącznie w granicach miasta. Mogą jechać z Rzeszowa do portu lotniczego, ale nie mogą stać przy lotnisku, bo to już teren gminy. Wprawdzie władze portu oponowały, że postój przy lotnisku to własność portu lotniczego, a nie gminy, ale urząd upierał się, że jednak na terenie Trzebowniska wymagana jest licencja z Trzebowniska.

I zaczął wydawać swoje licencje. Właściciele rzeszowskich korporacji twierdzą, że nawet garściami. Skutek? Jeśli ktoś jedzie z Rzeszowa do Jasionki, to tuż za granicami miasta zaczyna się druga strefa taksówkowa i taksometr zaczyna "bić złotówki" jak oszalały. Bo tak ma go ustawiony taksówkarz z licencją rzeszowską. Jeśli klient jedzie z Jasionki do Rzeszowa, sytuacja jest odwrotna: pierwsza strefa taksówkowa Trzebowniska kończy się tuż przed Rzeszowem i dopiero niemal od granic miasta taksometr zaczyna szaleć. O ile taksówkarz jeździ na licencji z Trzebowniska. Zagadka dla pasażera: na której licencji jeździ taksówkarz, który go wiezie? Bo od tego zależy, ile klient zapłaci za kurs, a różnica może być kilkudziesięciozłotowa. Bo taksówkarze stojący pod portem lotniczym dysponują podwójnymi licencjami.

- To naraża klientów i kierowców na nieporozumienia: na jakiej taryfie jedziemy i ile to ma kosztować - dodaje Buż. - Bardzo chcielibyśmy to uporządkować. Korporacje liczą na porozumienie władz Rzeszowa i Trzebowniska o wzajemnym respektowaniu swoich licencji. O które nie będzie łatwo, bo Trzebownisko jest wściekłe na Rzeszów za próby siłowego przyłączenia. A taksówkarze kpią, że licencje wydaje gmina, która na swoim własnym terenie nie ma ani jednego postoju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24