Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wczoraj minęło 40 lat od pierwszego mistrzostwa Stali Mielec

Cezary Kassak
Mistrzowska drużyna przed halą sportową z historycznym już zegarem.
Mistrzowska drużyna przed halą sportową z historycznym już zegarem. ARCHIWUM
Zdobycie przez piłkarzy Stali Mielec tytułu mistrza Polski w sezonie 1972/73 było wielką niespodzianką. "Od czasów, kiedy Zygmunt III Waza zarządził przeprowadzkę stolicy państwa z Krakowa do pachnącej wsią Warszawy, nie było i kto wie, czy będzie tak sensacyjna decyzja w świecie administracji i sportu" - podkreślał w czerwcu 1973 roku na łamach Nowin Rzeszowskich red. Ryszard Niemiec.

Niemal w przeddzień 40. rocznicy

Niemal w przeddzień 40. rocznicy

zdobycia pierwszego tytułu MP piłkarze Stali dopisali kolejny rozdział w historii klubu. Wywalczony w sobotę awans do II ligi oznacza, że mielecki futbol powraca na ogólnokrajową arenę. Czy kiedyś uda się biało-niebieskim powtórzyć osiągnięcia sprzed lat? Mało kto potrafi to sobie wyobrazić, ale właśnie historia Stali Mielec dowodzi, że w sporcie wszystko może się zdarzyć…

Stal długo była zespołem niedocenianym. Specom od futbolu, szczególnie tym ze Śląska, Warszawy czy Krakowa, nie mieściło się w głowach, że piłkarską stolicą kraju mogłoby zostać 30-tysięczne miasto na Rzeszowszczyźnie. Nie brakowało złośliwych stwierdzeń, że "ci z Mielca potrafią tylko szybko latać".

- Koledzy z Legii pytali: gdzie jest ten Mielec, gdzie go szukać na mapie? Za stodołą będziemy grać czy co? - wspomina były bramkarz mieleckiej Stali, Zygmunt Kukla.
Nowa siła na wschód od Wisły

Mielczanie nie mieli kompleksów wobec "możnych" i od początku sezonu zaliczali się do ligowej czołówki. W październiku 1972 roku sprawili lanie Gwardii Warszawa (5-0), a Nowiny Rzeszowskie z dumą obwieściły: "Lider ekstraklasy na wschód od Wisły!" Po rundzie jesiennej stalowcy plasowali się na 3. miejscu. Wiosną jednak znów przypuścili atak na pozycję lidera. W Warszawie 3-0 pokonali Legię, która w składzie miała m.in. Deynę, Gadochę i Ćmikiewicza.

W przedostatniej kolejce zawodnicy znad Wisłoki rozgromili na wyjeździe Polonię Bytom 6-0 i pozostali na fotelu lidera z dwoma punktami przewagi nad chorzowskim Ruchem. Mistrzowską koronę mieli już na wyciągnięcie ręki, kropkę nad i musieli jednak postawić w ostatnim meczu z Zagłębiem Wałbrzych u siebie.

- Zagłębie nie należało do potentatów, ale też nie można było go lekceważyć - mówi ówczesny piłkarz Stali, Krzysztof Rześny. - Bramki wałbrzyszan bronił Marian Szeja, reprezentant Polski. Podporą defensywy był stoper Cieszowiec, wyjątkowo skoczny i szybki. Mieli również groźnych napastników. Ale my byliśmy niesamowicie zmotywowani. I tak naprawdę nikt z nas nie dopuszczał myśli, że mogłoby się nie udać.

Szalona radość

Oni sięgnęli po MP '73

W ligowych meczach sezonu 1972/73 wystąpiło osiemnastu piłkarzy Stali Mielec. Byli to: Zygmunt Kukla, Krzysztof Rześny, Marian Kosiński, Eryk Hansel, Włodzimierz Gąsior, Grzegorz Lato, Henryk Kasperczak, Adam Popowicz, Witold Karaś, Artur Janus, Ryszard Sekulski, Jan Domarski, Stanisław Stój, Jan Wiącek, Tadeusz Krysiński, Ryszard Rachwał, Stanisław Majcher oraz Stanisław Stępień.

W niedzielę, 24 czerwca 1973 roku, o godz. 16 rozpoczął się pojedynek Stal - Zagłębie. Piłkarze z Wałbrzycha zagrali niezłe spotkanie, bramki jednak zdobywali wyłącznie gospodarze.

Najpierw "ukłuł" gości Grzegorz Lato - notabene król strzelców tamtego sezonu (13 goli) - natomiast w 80. min do siatki trafił Jan Domarski, który ligę zaczął w barwach Stali Rzeszów, a do Mielca przeniósł się w październiku 1972 r. Ekipa Fabrycznego Klubu Sportowego wygrała 2-0 i to, co kiedyś wydawało się nieziszczalnym marzeniem, stało się faktem.

Po końcowym gwizdku sędziego Stanisława Eksztajna z Warszawy na trybunach zapanował szał radości. W niebo poszybowały podwieszone do balonów biało-niebieskie flagi z napisem: "Mistrz Polski w piłce nożnej - Stal Mielec", orkiestra zagrała "Sto lat", a tłum ludzi długo nie opuszczał stadionu. Potem kibice świętowali w swoich domach. Z otwartych okien dochodził gwar rozmów, wznoszono toasty…

- Czy po mistrzostwie były jakieś nagrody? Żadnych sowitych premii sobie nie przypominam. Otrzymałem jednak talon na samochód. Talon oznaczał, że mogę, owszem, kupić auto, ale za własne pieniądze - wyjaśnia Zygmunt Kukla.

Robota paliła im się w rękach

Mimo że stadion w Mielcu w owym czasie miał jeszcze małą pojemność, niektóre spotkania, w tym to z Zagłębiem Wałbrzych, oglądało kilkanaście tysięcy osób. Kibice z braku miejsc na trybunach siadali na drzewach, na bieżni, przy linii bocznej.

- Na naszych meczach bywali nie tylko widzowie z Rzeszowszczyzny, ale i z ościennych województw - opowiada Włodzimierz Gąsior, wówczas zawodnik, a dzisiaj trener Stali. - Pociąg zatrzymywał się w takim miejscu, aby pasażerowie mieli jak najbliżej na stadion.

- W poniedziałki każdy kupował Nowiny. Niektórzy to i na milicję dzwonili, żeby zapytać o wynik - zapamiętał Kukla. - Panowało przekonanie, że kiedy Stal wygrywa, to na WSK zwiększa się produkcja - wtrąca z uśmiechem Gąsior. Pojawiały się jednak i głosy, że przez sukcesy piłkarzy wydajność w patronackim zakładzie klubu akurat spada.

"Spotkałem się kilka razy z opinią, (…) że sport tylko odrywa ludzi od pracy, że zamiast pracować emocjonują się występami piłkarzy. To prawda, że zainteresowanie meczami Stali rosło z dnia na dzień, a zwłaszcza w ostatnim okresie był to temat niemal obowiązujący przy każdym stanowisku pracy. Ale cieszyłbym się, gdyby zwolennicy tej opinii przyszli teraz do zakładu i zobaczyli, jak leci robota. Ludziom praca po prostu pali się w rękach" - zapewniał tuż po zdobyciu przez Stal tytułu MP Henryk Kozik, II sekretarz Komitetu Zakładowego PZPR w WSK Mielec.

Organizacja na 102

Mielecka WSK stwarzała piłkarzom cieplarniane warunki. - Klub był doskonale zorganizowany, w czym największy udział mieli tacy działacze, jak dyrektor WSK Tadeusz Ryczaj czy wiceprezes klubu Edward Kazimierski - zaznacza Krzysztof Rześny. - Mieliśmy tylko na głowie treningi i mecze, niczym innym nie musieliśmy się przejmować.

Od strony szkoleniowej twórcą złotej drużyny był trener Andrzej Gajewski. Mielecką jedenastkę objął, kiedy jeszcze występowała w III lidze. Pod koniec 1972 roku ze względów rodzinnych zrezygnował jednak z pracy w Mielcu. Do mistrzostwa Polski stalowców poprowadził już Węgier Karoly Kontha.

- Gajewski nadał styl tamtej drużynie, umiał dobrać odpowiednich piłkarzy - ocenia Włodzimierz Gąsior. - Ale Kontha też nam pasował. U niego zimą było trochę mniej biegania, a więcej zajęć z piłką. Odpowiadało nam to, bo graliśmy techniczny futbol, ofensywny i przyjemny dla oka. Warto pamiętać, jak wielu naszych piłkarzy dostawało wtedy powołania do reprezentacji (byli wśród nich m.in. Grzegorz Lato, Henryk Kasperczak, Jan Domarski i Krzysztof Rześny - dop. red.). Czasem było tak, że kiedy mecz grała drużyna narodowa, to w Mielcu nie bardzo miał kto trenować.

Znów najlepsi w Polsce

W 1976 roku mielecka drużyna po raz drugi (i ostatni) sięgnęła po prymat w kraju. Koronację znowu poprzedziły spektakularne zwycięstwa w lidze (6-0 nad Legią!). Jesienią nad Wisłokę zawitał królewski Real.

Drugiego tytułu dla Stali nikt już nie rozpatrywał w kategoriach niespodzianki. Nikt nie pisał zgryźliwie o Grzegorzu Lacie, że jest "szybkobiegaczem", ani nie nazywał Henryka Kasperczaka "piłkarzem prowincjonalnym". W 1976 r. Lato i Kasperczak mieli już status gwiazd światowego formatu…

Autor korzystał z materiałów przygotowanych przez Andrzeja Kosiorowskiego, Jana Filipowicza, Ryszarda Niemca i innych dziennikarzy Nowin Rzeszowskich. Wypowiedź Henryka Kozika pierwotnie ukazała się w Trybunie Ludu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24