Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Widziałyśmy, jak Paryż spłynął krwią...

Jakub Hap
fot. Jakub Hap
Jaślanki Joanna Mikulska i Wioletta Korczykowska były w Paryżu podczas najkrwawszych zamachów w historii Francji. Trzy tygodnie po tragedii podzieliły się z nami tym, co widziały...

Spontaniczny wypad do Paryża. Miało być przyjemnie… Skończyło się, na szczęście, tylko strachem.
Joanna: Dla mnie to był kolejny wyjazd. Od czasu do czasu odwiedzam męża, który pracuje w stolicy Francji. Pojawił się pomysł, aby spędzić tam urodziny Wioli. Pech chciał, że polecieliśmy w ten feralny piątek, w trójkę - ja oraz Wiola z mężem. Podróż minęła bez jakichkolwiek problemów. Na miejscu, po zjedzeniu obiadu, ruszyliśmy w miasto pozwiedzać. Wiola i jej mąż byli w Paryżu po raz pierwszy, chcieliśmy pokazać im wiele miejsc. Popołudniu zdążyliśmy zwiedzić m.in. Avenue des Champs-Élysées, reprezentacyjną ulicę miasta. Wieczorem poszliśmy na Więżę Eiffla. Zwykle otaczają ją tłumy, tym razem świeciło pustkami.

Gdzie byliście w chwili, gdy terroryści zaatakowali?
Wioletta: Może półtora kilometra od kawiarni, gdzie doszło do jednego z zamachów. My początkowo zupełnie nie byliśmy świadomi, co dzieje się w mieście. Wciąż spacerowaliśmy ulicami, jak gdyby nigdy nic. Do czasu, jak zadzwoniła moja koleżanka.

Wiadomość o zamachach przyszła więc z kraju...
Joanna: Wszyscy byliśmy w szoku. Pojawiło się niedowierzanie, które szybko zamieniło się we wszechogarniający strach. Wówczas jeszcze nie zdawaliśmy sobie sprawy, że jesteśmy tak blisko miejsc, gdzie doszło do tragedii. Informacje z Polski były szczątkowe. Dowiedzieliśmy się, że terroryści zaatakowali, ale nie wiedzieliśmy w jakich dokładnie miejscach. Może to i dobrze, dzięki temu mogliśmy zachować w miarę chłodny umysł. Choć trzeba przyznać, że wracając pospiesznie do mieszkania, wpadliśmy trochę w panikę - w metrze, jak to w metrze, nie brakowało ciemnoskórych mężczyzn. Mając na uwadze charakter ataków, zdecydowaliśmy się wysiąść wcześniej i resztę drogi pokonać pieszo. Jak już przekroczyliśmy próg mieszkania, odetchnęliśmy z ulgą…

Czy bezpośrednio po zamachach na ulicach dało się odczuć panikę? Przechodnie sprawiali wrażenie świadomych tego, co się wydarzyło?
Wioletta: Nie do końca, przynajmniej w czasie, gdy byliśmy jeszcze na mieście. Część ludzi pewnie dowiedziała się o zamachach, ale podejrzewam, że podobnie jak my, nie znali ich skali. Do nas to, co się naprawdę stało dotarło właściwie dopiero po włączeniu TV. Nie wiedzieliśmy co robić - zostać czy może czym prędzej wracać doPolski. Postanowiliśmy zostać…
Joanna: Nie byliśmy świadkami paniki na ulicach, nie mniej jednak opustoszałe ulice w sobotę dobitnie wyrażały strach, jaki wywołała w ludziach ta straszna tragedia. Z metra mało kto tego dnia korzystał.

Zapewne telefony z Polski się urywały.
Joanna: To prawda. Rodzina i znajomi bardzo dużo dzwonili, kontaktowali się z nami poprzez portale społecznościowe, pytając, czy jesteśmy cali. Moje dzieci dzwoniły zaraz po zamachach, najadły się sporo strachu…
Wioletta: Byliśmy w stałym kontakcie z bliskimi. Staraliśmy się też cały czas śledzić wiadomości w Internecie za pośrednictwem telefonów. Godziny mijały, leczstres wciąż nas roznosił.

Na czym upłynęły wam pozostałe dni pobytu?
Joanna: W sobotę nie chciałyśmy wychodzić z domu, do miasta wyciągnęła nas dopiero kuzynka, która mieszka w Paryżu. Udało się nam trochę pozwiedzać. Odwiedziliśmy m.in. muzeum w Luwrze. Godziny mijały, jednak na ulicach wciąż było pusto. Ludzie musieli być mocno spanikowani. Muszę przyznać, że sama również wpadłam w panikę, widząc policyjne radiowozy na sygnale, z których wysiedli policjanci i zaczęli przeszukiwać jakieś osoby o ciemnej karnacji, siedzące w lokalu. Podobnie zareagowałam na widok młodych Arabów, którzy z samochodu zaczęli krzyczeć: „Zabić!”.
Wioletta: W sobotę udało nam się uczestniczyć w mszy świętej za dusze ofiar, która odbyła się w Katedrze Notre -Dame. Przy jej murach przypadkiem spotkaliśmy polskiego ambasadora, udało się zamienić z nim kilka słów. W niedzielę ludzie odważniej wyszli na ulice. Komunikacja miejska działała już normalnie, już więcej osób z niej korzystało. Odwiedziliśmy miejsca tragedii, aby zapalić symboliczną świeczkę. Cały czas mieliśmy jednak oczy dookoła głowy. Każdy mężczyzna o ciemnej cerze wzbudzał nasz lęk. We mnie ta trauma pozostanie na długo. Uprzedzenie do takich osób zapewne również.

Podróż powrotna do Polski przebiegła spokojnie?
Joanna: Powrót był w poniedziałek. Na lotnisku przeprowadzano wzmożone kontrole, odnieśliśmy jednak wrażenie, że więcej uwagi poświęcano osobom posługującym się paszportem. Może dlatego, że łatwiej go podrobić?
Wioletta: Strach towarzyszył nam cały czas. Jak już wsiedliśmy do samolotu, rozglądaliśmy się wokół, by sprawdzić, kto z nami leci. Zwyczajnie baliśmy się. Lepiej poczuliśmy się dopiero po wylądowaniu w Polsce. A wjeżdżając do Jasła poczuliśmy, jakby kamień spadł nam z serca.

Jak dziś wspominacie chwile grozy? Udaje się do tych wspomnień jakoś zdystansować, czy wciąż wzbudzają dreszcze?
Joanna: Ja wciąż myślę o tym, co się stało i co by było, gdybyśmy nie poszli jednak w piątek zwiedzić Wieży Eiffla. Ciągnęło nas w miejsce, gdzie terroryści otworzyli ogień do osób siedzących w kawiarni. Nie mówiąc już o tym, że pierwotnie zwiedzanie mieliśmy rozpocząć od stadionu Stade de France. Na szczęście, ktoś na górze najwyraźniej nad nami czuwał… Jednak wciąż nie mogę wyzbyć się złych myśli - mąż wciąż jest w Paryżu, a tam wciąż coś się dzieje, trwają obławy. Z drugiej strony doświadczenia z Francji pozwoliły mi uświadomić sobie, jak cenne jest życie, rodzina. Pokój. Dziś jesteś, jutro cię nie ma. Dlatego trzeba troszczyć się o to, by nie tracić czasu, bo kiedyś może go zabraknąć.
Wioletta: I mnie myśli o tragedii wciąż chodzą po głowie. Zwłaszcza, że od miejsca tragedii dzieliło nas tak niewiele i zmierzaliśmy w tym kierunku. Sama świadomość tego, że mogliśmy być w samym centrum tych dramatycznych zdarzeń, strzelaniny jest przerażająca i napawa mnie strachem. Niemniej na pewno jeszcze odwiedzę Paryż, pokochałam to miasto bez względu na przeżycia, jakich tam doświadczyłam. Jest po prostu piękne.

Czy o tym, czego doświadczyłyście we Francji zmienił się wasz stosunek do terroryzmu?
Joanna: Ataki terrorystyczne zawsze były przerażające, ale dopiero po wydarzeniach w Paryżu dotarło do mnie, że on faktycznie jest i nie wiadomo, gdzie i kiedy może dać o sobie znać. Po tym, co przeszliśmy we Francji z jeszcze większą niż dotychczas obawą podchodzę do kwestii napływających uchodźców. Przecież nikt nie jest w stanie w stu procentach sprawdzić, czy wśród nich nie skrywają się terroryści. To jest zbyt duża ilość ludzi. Mimo że kocham Paryż i na pewno nie raz tam jeszcze pojadę, gdzieś w środku czuję strach. Wierzę, że z czasem minie…
Wioletta: To czego doświadczyłam sprawiło, że nabrałam chyba jeszcze większego uprzedzania do różnych spraw i rzeczy. Terroryzm postrzegam już inaczej, kiedyś wydawało mi się, że mnie on nie zagraża. Myliłam się.

W Jaśle czujecie się bezpiecznie? Trudno przypuszczać, by tutaj groził nam terroryzm.
Joanna: Tu może nie, ale przecież wielu jaślan bywa w większych miastach - chociażby Krakowie. A tam zagrożenie istnieje. Zwłaszcza po filmie, jakie opublikowało w sieci Państwo Islamskie. Wiara w to, że Polsce nic nie grozi, może być złudna. Choć wolałabym się mylić.
Wioletta: Wszystko może się wydarzyć, choć gorąco ufam, że do niczego złego ostatecznie nie dojdzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24