Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka ucieczka! Przez rok błąkał się po Rzeszowie i okolicy, aż wreszcie...

Jaromir Kwiatkowski
Muk okazał się świetnym, bardzo spokojnym psem. Dobrze pracuje w zaprzęgu, płynnie biega. Znakomicie wkomponował się w sforę.
Muk okazał się świetnym, bardzo spokojnym psem. Dobrze pracuje w zaprzęgu, płynnie biega. Znakomicie wkomponował się w sforę. Krzysztof Łokaj
Muk jest nieufny. Widząc nas, obcych, ucieka. Patrząc na tego spokojnego psa aż trudno uwierzyć, że przez rok, z własnego wyboru, błąkał się po Rzeszowie i okolicach.

Mariusz Krupa z Nosówki k. Rzeszowa, właściciel Muka, hoduje psy zaprzęgowe. Ma ich w sumie osiem. Bierze udział w wyścigach psich zaprzęgów, jest ubiegłorocznym wicemistrzem Polski na średnich dystansach. - Pracy przy psach jest dużo, ale to nie jest zajęcie dochodowe - przyznaje.

Muk arystokrata

Rocznego Muka (sam nazywa go Muńkiem), pan Mariusz przywiózł w październiku ub. roku z Czech. Kupił go od Pavela Pfeifera, hodowcy i jednego z lepszych w Europie zawodników biorących udział w wyścigach psich zaprzęgów na średnich dystansach.

Muk jest norweskim psem zaprzęgowym. - Jest to jakaś rasa, ale nie jest zarejestrowana, bo nikomu na tym nie zależy - twierdzi Krupa. A nie zależy, jego zdaniem, z prostego powodu: dla ludzi, którzy hodują psy do zaprzęgów, nie jest ważny ich wygląd (który ma znaczenie w przypadku psów wystawowych), lecz przydatność do ich zajęcia. Te psy potrzebują przede wszystkim dużo ruchu, bo inaczej energia je rozpiera i wtedy stają się niesforne.

Muk to arystokrata wśród psów zaprzęgowych. - To nie jest pies znikąd - podkreśla Krupa. - Jego przodkowie pochodzili z Norwegii, Alaski. To byli liderzy sfory, z wielkimi osiągnięciami.

Ojcem Muka był Cipisek z hodowli Pavela Pfeifera. Matką - Oats, która wyszła z ręki Egila Ellisa z Norwegii, jednego z bardziej znanych hodowców psów zaprzęgowych na świecie.

Początek znajomości pana Mariusza z Mukiem był bardzo pechowy. Podczas powrotu do Polski mieli w Czechach stłuczkę, a pies mocno się wystraszył. - Następnego dnia pojechałem do pracy, a on został wypuszczony na wybieg z resztą psów - opowiada właściciel. - Gdy wróciłem, już go nie było. Przeskoczył przez siatkę i tak zaczęła się jego historia uciekiniera.

W promieniu 15 km

Dlaczego uciekł? Przede wszystkim dlatego, że zestresowała go zmiana miejsca, wejście do całkiem innej sfory. A wiadomo, że mija trochę czasu, zanim psy zaakceptują "nowego" i zanim znajdzie on swoje miejsce w sforze. - Muk musiał też potraktować Mariusza jako wroga, który zabrał go z tamtego stada - twierdzi Stanisław Kielar z Rzeszowa, który również bierze udział w zawodach psich zaprzęgów.

Pan Mariusz dał ogłoszenia o zaginięciu psa. Ze zdjęciem Muka i numerem telefonu. I zaczął dostawać telefony od ludzi, którzy widzieli czworonoga. Muk był widywany np. pod Łańcutem, czy w Przybyszówce. - Widziałem go 3-4 razy w okolicach zapory, jak się jedzie na Tyczyn - mówi Stanisław Kielar.

Jak ocenia pan Mariusz, pies poruszał się w promieniu 15 km od Rzeszowa.

- Gdy dostawałem telefoniczne sygnały, gdzie jest, próbowałem go śledzić,: na rowerze lub pieszo - opowiada właściciel Muka. - W dzień większość czasu spędzał w pobliżu osiedli. Bał się, ale ciągnął do ludzi. Jest inteligentnym psem, umie poruszać się po mieście. Osoby, które go widziały, dziwiły się, że np. przechodzi zawsze na zielonym świetle. Wieczorem szedł na łąki czy inne otwarte przestrzenie. Spał z dala od zabudowań.

W "jadłodajni" na Nowym Mieście

Na Muka zwróciła uwagę pani z bloku za komisariatem policji na Nowym Mieście. Taka "kocia mama", dokarmiająca bezdomne zwierzęta. Zaczęła również i jego dokarmiać. Ale Muk nie pozwolił jej zbliżyć się do siebie.

Owszem, zaczął pojawiać się regularnie przy śmietniku obok klatki bloku, w którym mieszkała ta pani. Nawet jakby ją nawoływał szczekaniem. Ale jednocześnie czekał w bezpiecznej odległości, aż wyniesie ona jedzenie, położy i odejdzie. Dopiero wtedy podchodził.

Mariusz Krupa kilkakrotnie próbował schwytać Muka. Akcja na Nowym Mieście, gdy pies przyszedł do "jadłodajni", nie udała się. - Kilka razy z pracownikami schroniska "Kundelek" próbowaliśmy mu dosypać do jedzenia środki uspokajające, ale one nie działały na niego - opowiada.

Innym razem właściciel Muka wziął z sobą suczkę. Na przynętę. Pies zaczął się z nią bawić, ale gdy był bliziutko i już, już pan Mariusz miał go złapać za obrożę, Muk zorientował się, że coś jest nie tak i uciekł. -Ma psychikę nieufną i po prostu bał się - mówi Krupa. - Zawsze trzymał się kilka metrów od człowieka. Jest bardzo szybki i zwinny, uciekłby każdemu.

Zastawiliśmy my wyjście z budy

Później okazało się, że będzie jeszcze lepsza okazja do schwytania Muka. Pies na ul. Bełzy, za katedrą, zaprzyjaźnił się z małym kundelkiem. Muk przychodził do jego właścicielki, ale nie dawał się podejść czy pogłaskać. Kobieta postawiła na podwórku budę, do której czasami wchodził.

Dwa miesiące temu, październikowej niedzieli rano, właściciel psa otrzymał od niej telefon, że Muk po powrocie ze spaceru z małym przyjacielem położył się w budzie. Mariusz Krupa: - Zadzwoniłem po panów z "Kundelka". Przyjechaliśmy: ja z kolegą i ich dwóch. Przygotowaliśmy zasadzkę. Podstawową sprawą było to, abym zaszedł od tyłu domu, tak żeby Muk się nie spłoszył. Miałem zastawić kratką wyjście z budy, a oni mieli z siatką obstawiać podwórze na wypadek, gdyby pies mi uciekł z budy. Choć gdyby tak się stało, to nie mielibyśmy szans, bo on ogrodzenie domu przeskakuje jednym susem.

Tak zrobili. Gdy zastawili Mukowi wyjście, pies protestował. Przewieźli go razem z budą do Nosówki. Pracownicy schroniska wyprowadzili go na specjalnej chwytce, na wypadek, gdyby atakował. Mariusz Krupa: - Gdy wyszedł z budy, stał się potulny jak baranek. Jakby zobaczył, że nie ma się czego bać.

Szybko się przyzwyczaił

- Na początku brałem go na noc do swojego pokoju, wyprowadzałem go na smyczy, a na wybiegu wiązałem na 30-metrowej lince - opowiada pan Mariusz. - Myślałem, że z tej linki będę go mógł spuścić dopiero na wiosnę. Ale bardzo szybko się przyzwyczaił.

Już po kilku dniach pan Mariusz zapiął go do zaprzęgu i wystartował w zawodach. Stanisław Kielar: - Pamiętam, jak wtedy Muk czekał cierpliwie, ale nie był pewien, czy Mariusz go zabierze. Był spięty, widać było, że bardzo się stresuje.

Muk okazał się świetnym, bardzo spokojnym psem. Świetnie pracuje w zaprzęgu, bardzo płynnie biega. Znakomicie wkomponował się w sforę.
Zdaniem właściciela, Muka zmęczyła wolność. - On musi mieć swoją drużynę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24