Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiktoria przeszła w USA operację i ma proste plecy

Małgorzata Motor
Kornelia (z lewej) bardzo tęskniła za swoją starszą siostrą. Od kiedy wróciła do domu, nie odstępuję jej nawet na krok.
Kornelia (z lewej) bardzo tęskniła za swoją starszą siostrą. Od kiedy wróciła do domu, nie odstępuję jej nawet na krok. Krystyna Baranowska
Czytelnicy Nowin pomogli, aby dziewczynka mogła wyjechać na operację do USA. Po prawie rocznym leczeniu Wiktoria jest już w domu.

Niewiele brakowało, a 10-letnia Wiktoria Darłak z Glinika (pow. ropczycko-sędziszowski) straciłaby szansę na poprawę zdrowia. Dziewczynka urodziła się z rozszczepem kręgosłupa i wodogłowiem. Ma za sobą kilka poważnych operacji.

Ta jednak najważniejsza miała być tak skomplikowana, że tylko lekarze z kliniki w Chicago byli gotowi się jej podjąć i usunąć zniekształcenia na jej plecach.

Rodzicom udało się przekonać Fundację "Dar Serca" w Chicago, aby ta zaopiekowała się córką podczas pobytu w Stanach. A to był jakby los wygrany na loterii.

- Fundacja nie tylko zapewniła, że opłaci operację, ale też pobyt Wiktorii i mój. I to niezależnie od tego, jak długo trwałoby leczenie - wyjaśnia pani Justyna, mama dziewczynki.

I gdy wydawało się, że rodzice mają już największy problem z głowy, pojawił się inny, który mógł zniweczyć ich dotychczasowe wysiłki. Okazało się, że fundacja może opłacić wszystko poza biletem lotniczym.

Zaczął się wyścig z czasem. Termin wizyty w amerykańskiej klinice był ustalony na lipiec. Tymczasem zdobycie pieniędzy na pokrycie kosztów biletu było dla rodziców problemem nie do przeskoczenia.

I jak zwykle w takiej sytuacji, niezawodni okazali się nasi Czytelnicy. W ostatniej chwili udało się zebrać pieniądze. Bilet został kupiony na trzy dni przed planowaną wizytą w amerykańskiej klinice. Wiktoria z mamą szczęśliwie doleciały do Chicago.

Kieszonkowe co miesiąc

Fundacja stworzyła im warunki zbliżone do domowych. Miały własny pokój z łazienką. A wraz z innym chorymi dziećmi i ich rodzicami mogły korzystać ze wspólnej dużej kuchni, salonu z telewizorem oraz z tarasu.

Do dyspozycji miały nie tylko komputer i telefon komórkowy, ale nawet samochód. - Co miesiąc dostawałyśmy od fundacji też 350 dolarów na jedzenie, odzież. To było takie nasze kieszonkowe - wyjaśnia pani Justyna.

I chociaż fundacja zrobiła wszystko, żeby Wiktoria czuła się, jak w domu, to dziewczynce brakowało najbliższych jej osób. W Polsce zostawiła swoje szkolne koleżanki, ale przede wszystkim dwie młodsze siostry - Anastazję i Kornelię, tatę, ciocię, babcię i dziadka.

Pierwsze dni bez mamy i siostry bardzo przeżyła Kornelia.

- Zamknęła się nawet w łazience i nie chciała z nikim rozmawiać - opowiada babcia dziewczynek. Dla Wiktorii pierwsze dni w Stanach też nie były łatwe. - To był szok. Zupełnie inne otoczenie - przyznaje dziewczynka.

Wkrótce po przylocie do Stanów Wiktoria chciała wracać do domu.

- Bardzo tęskniła za swoimi siostrami, tatą i całą rodziną. Na szczęście pobyt w Chicago to nie tylko wizyty szpitalne. Bardzo dużo zwiedzałyśmy. Córka chodziła też do fundacyjnej szkoły, trochę uczyła się angielskiego - opowiada pani Justyna.

Na szczęście Wiktorii Chicago bardzo szybko się spodobało.

- Poznałam nowych kolegów. Grałam w karty z pomocą pielęgniarską. A na Halloween występowałam nawet w przedstawieniu. Byłam czarownicą - opowiada dziewczynka. - Najbardziej podobały mi się wycieczki, a szczególnie panorama ze 103. piętra wieżowca.

Psy na oddziale szpitalnym

Wycieczek było sporo, bo znajomi z Polski, którzy na dobre zadomowili się w Stanach, zapraszali Wiktorię do siebie. Często na całe weekendy. Sporym jednak zaskoczeniem był dla niej widok na oddziale szpitalnym wytresowanych psów, które przychodziły do chorych dzieci.

Dziewczynka nie marnowała jednak wolnego czasu na zabawę. Uczyła się angielskiego. Starała się być też na bieżąco z lekcjami. W odrabianiu zadań pomagała jej koleżanka z klasy.

- Z Gabrysią porozumiewałyśmy się przez Skype. Podpowiadała mi, jak mam rozwiązać zadania. Kiedyś moja klasa napisała nawet do mnie list. Cały czas pytali się o mnie nauczyciele, dyrektor szkoły. A ksiądz ze względu na mój powrót, przesunął rocznicę pierwszej komunii tak, bym mogła z wszystkimi w niej uczestniczyć - opowiada dziewczynka.

Wśród naszych Czytelników, którzy sfinansowali jej bilet lotniczy, znalazło się małżeństwo z Rzeszowa.

- Przed naszym wylotem poprosili Wiktorię, żeby wysłała im list z Chicago. Dotrzymała obietnicy. Odpisali jej na Boże Narodzenie i zaprosili do siebie, jak już wrócimy do Polski. Oczywiście w najbliższym czasie odwiedzimy ich w Rzeszowie - zapewnia pani Justyna.

Po operacji przeszczep skóry

Oprócz radosnych chwil, które Wiktorii utkwiły w pamięci, były też te bolesne - związane z leczeniem.

Dziewczynka musiała wiele znieść, bo dopiero po kilkumiesięcznych specjalistycznych badaniach lekarze wyznaczyli termin operacji - na 27 listopada.

Przy operacji było aż trzech specjalistów, ortopeda, neurochirurg i plastyk, którzy zajęli się skorygowaniem kręgosłupa.

- Operacja trwała osiem godzin. Lekarze wyciągnęli dwa zniekształcone kręgi i włożyli w ich miejsce dwa implanty. Na początku bardzo się denerwowałam, ale kiedy z sali operacyjnej docierały do mnie co dwie godziny informacje, że operacja przebiega bez komplikacji, stawałam się spokojniejsza. Wcześniej lekarze dokładnie mi wytłumaczyli, na czym ona będzie polegała. Miałam więc do nich ogromne zaufanie - podkreśla mama dziewczynki.

Urosła w ciągu ośmiu godzin

Po usunięciu zniekształcenia Wiktoria wyjechała z sali operacyjnej już z prostymi plecami.

- Po tych ośmiu godzinach stała się wyższa o trzy centymetry. Śmieję się, że podczas operacji córka urosła - mówi szczęśliwa mama. - Teraz cały czas musi nosić specjalny gorset. Tylko na noc może go ściągać. A przez rok nie może być rehabilitowana. Zauważyłam też, że po tej operacji bardzo poprawiło się jej krążenie w nogach - dodaje pani Justyna.

Na pierwszej po operacji wizycie lekarskiej, Wiktoria miała usłyszeć, kiedy będzie mogła wrócić do domu. Wstępnie zakładano, że w Polsce mogłaby być na przełomie stycznia i lutego. Niestety, lekarz stwierdził powikłania. Zauważył, że jeden szew na plecach nie wygląda ładnie.

- Uznał, że trzeba to miejsce wyczyścić, bo inaczej skóra się nie zrośnie. Może dojść do infekcji, która mogłaby się przedostać do implantów. A wtedy byłby poważny problem - tłumaczy mama.

Szybko przeprowadzono zabieg. W jego trakcie okazało się, że dziewczynce brakuje skóry. Konieczny był przeszczep.

Ale za nim do niego doszło, trzeba było odczekać dwa tygodnie. Do tego czasu Wiktoria cały czas musiała leżeć i to na jednym boku.

Na tym nie koniec problemów. Pierwszy przeszczep skóry się nie przyjął. Udało się dopiero za drugim razem. W sumie lekarze "walczyli" z jej skórą aż dwa miesiące.

Zanim pozwolili jej wrócić do Polski, musieli się upewnić, że wszystko jest w porządku. Pozwolili jej opuścić klinikę dopiero pod koniec maja.

Chce wrócić do Chicago

Na lotnisku w Jasionce Wiktorię witała cała rodzina.

- Najmłodsza Anastazja nawet nie poznała mamy. Tak bardzo tęskniła za mamą i siostrą, że teraz, gdy tylko zauważy, że mama się gdzieś wybiera, niepokoi się. Widać, że bardzo przeżyła tę rozłąkę - mówi babcia.

Tymczasem Wiktoria już myśli o powrocie do Stanów. - Tak mi się tam spodobało, że jeszcze raz chciałabym tam pojechać. Tak, żeby poduczyć się angielskiego - tłumaczy.

Na pewno będzie musiała wrócić do amerykańskiej kliniki, bo czeka ją wizyta kontrolna.

- Za trzy miesiące i za pół roku Wiktoria musi przejść badanie rentgenowskie. I dopiero po nim okaże się, czy mamy przylecieć jeszcze w tym roku w listopadzie, czy dopiero w lutym - tłumaczy pani Justyna.

A Wiktoria już nie może się doczekać. - Pod koniec naszego pobytu w fundacji, mówiła, że zostałaby w Chicago nawet na stałe - uśmiecha się mama dziewczynki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24