Władza o kasę martwić się nie musi. Majątki podkarpackich marszałków

Analizując oświadczenia majątkowe członków zarządu naszego województwa za 2011 rok z całą pewnością można powiedzieć jedno: nie muszą martwić się o pieniądze. Zwłaszcza marszałek, który w 2011 r. zarobił 159 tys. zł, a na jego koncie bankowym zebrało się w sumie 50 tys. zł (10 tys. więcej niż rok temu).

Kredyt nie daje spać spokojnie

Dodatkowo Mirosław Karapyta odłożył 2 tys. dolarów, cały czas spłacając kredyty zaciągnięte na budowę domu. Pozostało mu jeszcze 103 tys. franków szwajcarskich i 24 tys. zł, które planuje oddać w ciągu najbliższych 10 lat.

- I to brzemię finansowe spędza mi właśnie sen z powiek - komentuje Mirosław Karapyta. - Dopóki go nie spłacę nie będę mógł powiedzieć, że miałem dobry rok - mówi.

Dom o powierzchni 182 m kw., przez który marszałek musiał się zadłużyć jest już wykończony. Razem z działką, na której stoi jest wart ok. 400 tys. zł. Majątek marszałka to również 54-metrowe mieszkanie i 38-arowa działka, którą wycenia na 4 tys. zł. Mirosław Karapyta jeździ 12-letnią skodą.

- Oczywiście czuję satysfakcję z tego, że dzięki swoim zarobkom mogę spokojnie utrzymać rodzinę. Kiedyś żeby powiązać koniec z końcem wykładałem na trzech uczelniach, teraz mam stały, regularny dochód i z tego się cieszę - wyjaśnia.

- Ale nie czuję się osobą bogatą, czuję, że zarabiam normalnie. Zawsze uważałem, że osoby pełniące funkcje publiczne powinny dostawać godne wynagrodzenie - zaznacza marszałek województwa.

Ma cztery konie huculskie

Pustkami nie świeci również konto Zygmunta Cholewińskiego, który w ubiegłym roku odłożył w sumie 46 tys. zł. To wprawdzie 13 tys. zł mniej niż w 2010 r., ale wicemarszałek ma jeszcze akcje warte 38 tys. zł, dom za 320 tys. zł i 35-metrową kawalerkę, którą mógłby sprzedać za 77 tys. zł. Do dóbr Cholewińskiego zalicza się też 8 ha ziemi i las, które wycenił w sumie na 235 tys. zł.
Ubiegłoroczne zarobki to 152 tys. zł, czyli 38 tys. mniej niż w 2010 r., kiedy był jeszcze marszałkiem, a jego pobory znacznie wyższe. Mimo wszystko zdecydował się na ciekawą inwestycję: kupił dwa kolejne konie huculskie. W sumie ma ich teraz cztery.

- Jedną klacz wylicytowałem podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, drugą przez portal Allegro. Konie to od lat moja pasja, uwielbiam spędzać z nimi czas. Nie mam kiedy ich doglądać, dlatego zajmuje się nimi mój brat, ale w weekendy i po pracy staram się je odwiedzać - opowiada.

Jak podsumowuje swoją sytuację finansową?

- Na zarobki nigdy nie narzekałem, uważałem, że są adekwatne do włożonego wysiłku i pracy. Oczywiście cieszę się z tego, co mam, bo gdyby człowiek nie potrafił się z tego cieszyć, nie miałby dodatkowej motywacji do pracy - dodaje.

Pożyczka za pożyczką

Największe powody do takiej radości ma wicemarszałek Anna Kowalska, która najbardziej odczuła różnicę w zarobkach. W 2010 r., za "stołek" w Krajowej Radzie SLD dostała ponad 65 tys. zł. Jako II wicemarszałek zarabia rocznie ponad dwa razy więcej, bo 142 tys. zł. Pobiera też prawie 40 tys. zł emerytury. Dodatkowych pieniędzy nigdzie jednak nie zainwestowała ani nie pomnożyła, bo na jej rachunku bankowym jest teraz 30 tys. zł, dokładnie tyle, ile rok wcześniej.

Kowalska ma też dom o powierzchni 160 metrów kw., razem z działką wart 371 tys. zł i toyotę z 2002 r. W ubiegłym roku skończyła spłacać 10-tysięczną pożyczkę. W tym zdecydowała się na 22-tysięczny kredyt.