Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Włoski tenor z osiedla

Rozmawiała Katarzyna Mularz
- Opera to moja największa pasja. Nawet jeśli śpiewam tylko pojedyncze arie staram się je wykonać tak, jakby były wystawiane w operze, tzn. interpretować ich treść przez mimikę i ruch ciała – mówi Guglielmo Callegari
- Opera to moja największa pasja. Nawet jeśli śpiewam tylko pojedyncze arie staram się je wykonać tak, jakby były wystawiane w operze, tzn. interpretować ich treść przez mimikę i ruch ciała – mówi Guglielmo Callegari K.Łokaj
Rozmowa z Guglielmo Callegari, tenorem włoskiego pochodzenia mieszkającym w Rzeszowie.

Kiedy Guglielmo Callegari, rodowity Włoch spod Wenecji, przeprowadził się do Rzeszowa, nie znał ani języka, ani kultury, ani polskiej mentalności. Starcie z tymi trzema filarami naszej tożsamości było trudne i chyba dosyć bolesne. Kiedy na osiedlu, zgodnie z włoskim zwyczajem, z uśmiechem witał każdą spotkaną osobę - sąsiedzi mówili: wariat. Co mnie obchodzi twoje "buongiorno"? Jesteśmy w Polsce, więc trzeba na dystans, na chłodno i nigdy do obcych "na ty". Po trzech latach mówi, że udało mu się trochę zrozumieć i oswoić Polaków. A na os. Króla Augusta wszyscy już wiedzą, że jest obcokrajowcem, więc tę otwartość można mu ostatecznie wybaczyć!

W Polsce opera nie jest rozrywką numer jeden, ba, nie jest nawet numerem dziesięć. Pierwszy występ dla naszej publiczności musiał być pewnie wyzwaniem

O Dio!...

Aż tak źle?

Tak chłodno. Śpiewam raz - cisza. Śpiewam drugi raz - cisza. Schodzę ze sceny i kompletnie nie wiem co o tym myśleć. Nie podoba się, czy co? I dopiero na końcu - burza oklasków. Po chwili jednak znowu zdziwienie: są brawa, a potem wszyscy wstają i wychodzą. Pięć minut po koncercie, w sali nie ma już nikogo, nawet kolegów z orkiestry. We Włoszech jest inaczej, tam publiczność klaszcze często, a po koncercie jeszcze nawet przez dwie godziny trwają dyskusje, gratulacje i ciężko się wszystkim rozejść.

To co ty tu robisz? Z dala od jakiejkolwiek opery, czy choćby oryginalnej włoskiej kuchni?

Po pierwsze żona. Ania, która jest jednocześnie moją asystentką, pochodzi z Rzeszowa. Poza tym wychodzę z założenia, że w czasach, w których bez większych trudności komunikujemy się i przemieszczamy, dla śpiewaka nie ma dużego znaczenia czy mieszka w Rzeszowie, czy Mediolanie. Tam na miejscu równie trudno zdobyć dobre role jak tu na odległość. Oczywiście, mógłbym zamieszkać w Krakowie czy Warszawie, ale Podkarpacie traktuję jak rodzaj wyzwania. Chcę się dzielić moją pasją do opery, chcę nauczyć publiczność kochać operę, tak jak ja ją kocham. A co do kuchni, to właśnie w Rzeszowie znalazłem najlepszą włoską pizzę w Polsce. Wcześniej wracałem do domu m.in. dlatego że tęskniłem za prawdziwą pizzą. A teraz to już nawet mogę rzadziej jeździć.

Śpiewak, to chyba nie jest zawód o którym marzy się od dziecka?

Jak byłem małym dzieckiem, to mój tata bardzo zachęcał mnie do lekcji muzyki, ale wtedy zupełnie nie miałem na to ochoty. Lata później, do mojej mamy zgłosił się chór z Treviso, który właśnie szukał nowych członków. Ona nie chciała, ale wysłała mnie. Strasznie nie miałem ochoty, ale się uparła i poszedłem. Miałem wtedy 16 lat. Zaczęły się występy, koncerty, no i pojawiła się pasja. Z czasem okazało się, że mam za mocny głos do chóru, w którym wszyscy powinni śpiewać unisono i nauczyciel stwierdził, że powinienem uczyć się na solistę. Brałem lekcje prywatne, a potem uczęszczałem do konserwatorium. I tak śpiewam już od 20 lat.

W sumie dałeś ponad dwieście koncertów, śpiewałeś na cały świecie - od Chiny po Dubaj. Jest jeszcze rola, którą chciałbyś zaśpiewać?

Zawsze chce się więcej! Przychodzą różne propozycje koncertowe, dlatego śpiewam m.in. także pieśni neapolitańskie, czy hiszpańskie, ale opera jest moją największą pasją. Na niej się koncentruję i chciałbym otrzymywać jak najwięcej ról operowych. Na koncie mam m.in. role w operze "Trubadur", "Rycerskość wieśniacza", czy "Madame Butterfly", a marzy mi się "Norma" Belliniego.

Koncerty, koncertami, raz są raz ich nie ma. Czym zajmujesz się w Rzeszowie na co dzień?

Udzielam lekcji śpiewu. Uczę techniki śpiewu, emisji głosu, oddechu. Oczywiście bez mikrofonu. Mam alergię na mikrofon! Nie po to tyle lat uczyłem się śpiewu operowego, żeby śpiewać z mikrofonem. Muzykę klasyczną śpiewa się bez mikrofonu, w orkiestrze może być kilkadziesiąt osób, ale wyszkolonego śpiewaka będzie słychać bez elektroniki.

Każdego da się tak wyszkolić?

Oczywiście, trzeba mieć odpowiedni głos do opery, ale szkolenie jest niezbędne. Mam ucznia, który lekcje rozpoczynał z jedną oktawą, a teraz ma prawie dwie. Lekcje są indywidualne, bo z ludźmi jest jak z samochodami - różna budowa na zewnątrz, inny silnik w środku. Oczywiście, technika jest jedna, ale trzeba ją dopasować do danej osoby. Nie zajmuję się jednak tylko profesjonalistami, uczę wszystkich, także pasjonatów którzy potem będą śpiewać tylko w domu.

Zawsze się zastanawiałam, czy wśród śpiewaków ten "trick" z surowym jajkiem połykanym przed koncertem to prawda

Wszyscy mówią o tym jajku, a ja nie wiem o co chodzi. Nigdy nie stosowałem tej metody przygotowania głosu przed koncertem. Staram się po prostu nie złapać przeziębienia, nie wchodzić do klimatyzowanych pomieszczeń na dłużej bo wtedy wysychają struny głosowe. A w razie przeziębienia - stosuję tradycyjną metodę, czyli czosnek. Działa, choć może nie jest to zbyt przyjemne jeśli śpiewa się z kimś. Ale po co jajko?

Twoja żona mówi, że jesteś Włochem bardzo nietypowym. Czym sobie zasłużyłeś na taką opinię?

Pewnie chodzi o to, że nie lubię piłki nożnej i nocnych wypadów na miasto. Mówi się, że Włoch musi wyjść wieczorem do baru z kolegami, ale ja wolę posiedzieć w domu z żoną przed telewizorem. Poza tym bardzo podoba mi się polska zima. Ania nie może doczekać się wiosny, a dla mnie jest super. Rok, czy dwa lata temu było -30 stopni i było rewelacyjnie. Polska zima jest sucha, w okolicach Wenecji, z powodu wszechobecnej wilgoci, nawet przy -2 stopniach jest zimno nie do wytrzymania.

Oprócz zimy coś jeszcze ci się u nas spodobało?

Bardzo lubię Rzeszów, to czyste, spokojne miasto. Odpowiada mi tutejszy styl życia. Byliśmy w Gdańsku, Warszawie, czy Poznaniu, ale tam jest za duży chaos i pośpiech. Podoba mi się też, ze w Polsce, a zwłaszcza właśnie w Rzeszowie, widać dużo policji.

Naprawdę ci się to podoba?!

Tak! Jeżdżą samochodami, chodzą na ulicach. Czuje się ich obecność i opiekę, a we Włoszech tego ostatnimi laty brakuje.

A jak radzisz sobie z urzędnikami?

Na szczęście mam żonę, która się tym zajmuje. W polskim urzędzie wszystko musi być od linijki, odtąd dotąd i dalej się nie da. We włoskim ufficio, zwłaszcza na południu i w mniejszych miejscowościach, wiele da się "załatwić" i dogadać, bo wszyscy się znają. Poza tym dopiero uczę się języka polskiego, sporo już rozumiem, ale wciąż ciężko się mówi. Kawę mogę zamówić, ale sprawa w urzędzie, to co innego.

Ale i tak podobno oswajasz Polaków. Jak się to robi bez alkoholu?

(śmiech) Zaczynam was ostatnio rozumieć. Już wiem co zrobić i jak podejść, żeby rozbudzić publiczność i zachęcić ją do włączenia się do śpiewania i aktywnego udziału w koncercie. Polaków da się rozruszać, ale to wymaga trochę wysiłku, dlatego staram się nie być sztucznie uśmiechniętą operową "diwą", tylko wychodzę do publiczności i przełamuję tę barierę między sceną, a widownią. A alkohol? To po występie. Ale, oczywiście, tylko wino!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24