Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna za wschodnią granicą pokazała wyjątkowy obraz Podkarpacia

Jaromir Kwiatkowski
K. Kapica
Jako region przygraniczny, peryferyjny, rozumiemy Ukrainę pewnie lepiej niż inne regiony w Polsce – mówi dr Ewa Leniart, wojewoda podkarpacki.

Rozmawiamy 20 lutego. Czy dokładnie rok wcześniej była już Pani pewna, że Putin jednak zaatakuje Ukrainę?

Wiedzieliśmy, że atak ze strony Rosji na Ukrainę nastąpi. Daty nie znałam, natomiast od dłuższego czasu wraz ze współpracownikami czyniłam przygotowania do utworzenia punktów o charakterze recepcyjnym na wypadek, gdyby w następstwie wybuchu wojny nastąpił eksodus uchodźców. Tak naprawdę od jesieni 2021 r., kiedy zaczęło się przerzucanie wojsk rosyjskich w pobliże granicy z Ukrainą, wiadomym było, że sytuacja robi się coraz trudniejsza. 20 lutego jeszcze łudziłam się, że może jednak Putin odstąpi od swoich zamiarów, natomiast potem historia potoczyła się bardzo szybko.

Ten eksodus rzeczywiście nastąpił, zwłaszcza w pierwszych miesiącach. Podkarpacie przyjęło gigantyczną, idącą w miliony liczbę uchodźców. Przy czym trzeba podkreślić, że została mu wyznaczona rola województwa tranzytowego.

Dyspozycje płynące od ministra spraw wewnętrznych i administracji były jednoznaczne: dwa województwa przygraniczne – podkarpackie i lubelskie – spełniają funkcję recepcyjną, zabezpieczają pierwsze potrzeby uchodźców oraz organizują transport w głąb kraju. Lubelszczyzna do województw północnych, województwo podkarpackie – do południowych. Takie były założenia. 24 lutego o 6 rano zadzwonił do mnie mój bezpośredni przełożony, minister Paweł Szefernaker, z informacją: „Pani wojewodo zaczęło się. Stawiamy punkty recepcyjne”. W godzinach wczesnopopołudniowych te punkty, zgodnie z planem, zostały ustawione. Około godz. 17 w Korczowej pojawili się pierwsi uchodźcy. Potem sytuacja zaczęła się bardzo mocno dynamizować. W ciągu kilku następnych dni liczba uchodźców wzrastała lawinowo. Dlatego pominęliśmy etap drugi i przeszliśmy od razu do trzeciego, którego celem było stworzenie potężnych punktów recepcyjnych, takich jak Hala Kijowska w Korczowej, ale i tak napływ uchodźców był ogromny. Porażająca była dla mnie informacja, że wiele osób – obywateli polskich i z innych krajów – utknęło na Ukrainie i oczekują pomocy, gdyż nie wiedzą, jak długi będzie czas oczekiwania na przekroczenie granicy. Z jednej strony miałam świadomość, że musimy podołać wyzwaniom w kraju, z drugiej – musieliśmy pomóc tym, którzy oczekiwali na przekroczenie granicy. Stąd już w niedzielę, 27 lutego, wspólnie z Caritas i PCK zaczęliśmy dostarczać na granicę, do punktów uzgodnionych z władzami obwodu lwowskiego, kanapki, wodę i koce. Pogranicznicy ukraińscy mieli wydawać osobom po drugiej stronie granicy te artykuły pierwszej potrzeby. Po naszej stronie granicy sytuacja była dla mnie o tyle trudna, że w sobotę rano otrzymaliśmy komunikat, iż osoby, które pozostają w punktach recepcyjnych, nie chcą się z nich oddalać, czyli - zgodnie z naszymi założeniami – dyslokować do innych miejsc tymczasowego zakwaterowania w naszym kraju.

I co Pani wtedy zrobiła?

Zwróciłam się do Związku Ukraińców w Polsce Oddział w Przemyślu z prośbą o pomoc w zorganizowaniu dużej liczby wolontariuszy – tłumaczy, którzy uspokajaliby osoby przebywające w punktach recepcyjnych, że to, iż nastąpi ich dyslokacja poza województwo podkarpackie, nie oznacza, że będą one miały trudności w powrocie na Ukrainę.

Jak duża była liczba uchodźców, którzy przekroczyli granicę naszego województwa?

Prowadziliśmy takie analizy. Już 6 marca ub.r. osiągnęliśmy kulminację, jeżeli chodzi o liczbę osób napływających na podkarpacki odcinek granicy - 80 tysięcy osób na dobę, tylko w kierunku wjazdowym. Standardowo ruch w obie strony – a więc w kierunku wjazdowym i wyjazdowym - wynosił do tamtej pory 20 tysięcy na dobę. 19 marca ub.r. przez granicę przeszedł milionowy uchodźca. Szacujemy, że do 30 czerwca było ich ok. 5 milionów. 49 tys. osób zarejestrowało się na Podkarpaciu w bazie PESEL. Na dziś aktywnych numerów jest 29 tys.

Czyli pozostali zarejestrowali się, ale po pewnym czasie Podkarpacie opuścili.

Tak. Albo udali się w podróż poza granice naszego województwa, albo powrócili na Ukrainę. To oznacza, że spełniło się założenie, iż województwo podkarpackie ma mieć charakter recepcyjny. Narracja od pierwszych dni kryzysu uchodźczego, że nikt nie zabroni Ukraińcom wrócić do ojczyzny i że mają prawo do swobodnego przemieszczania się, spowodowała, iż dotarło do nich, że mają swobodę podejmowania decyzji. Było to ważne także i z tego względu, że udrożniło punkty recepcyjne.

Elementem uspokojenia nastrojów wśród Ukraińców mogła być wielka otwartość serc mieszkańców Podkarpacia, którzy przyjęli uchodźców do swoich domów czy przekazywali im tony darów.

Rzeczywiście, mieliśmy stałe wsparcie ze strony zwykłych obywateli, ale także lokalnych organizacji pozarządowych, takich jak Caritas, PCK czy Związek Ukraińców w Polsce. Postawa mieszkańców regionu, ich wielkie serce, przeszły nasze najśmielsze oczekiwania. Całe Podkarpacie było pobudzone wolą pomocy dla napływających z Ukrainy uchodźców.

To była fenomenalna rzecz. Ale w tej całej machinie pomocy ogromną rolę odgrywały także służby państwa, zwłaszcza mundurowe.

Służby mundurowe i w ogóle administracja państwowa stanęły na wysokości zadania. Straż Graniczna starała się jak najszybciej realizować czynności związane z odprawą i pomagała uchodźcom w dojściu do miejsca odpoczynku. Policja nie tylko zabezpieczała teren od przejścia granicznego do punktu recepcyjnego, ale także w punktach recepcyjnych, gdzie m.in. weryfikowała osoby odbierające uchodźców i kierowała ruchem w wąskim przecież obszarze przygranicznym. Dzięki temu uniknęliśmy wypadków, co przy tej skali napływu uchodźców na obszar przygraniczny było niezwykle ważne. Straż Pożarna odegrała ogromną rolę nie tylko w punktach recepcyjnych, ale przede wszystkim jako organizator transportu kołowego. Komenda Wojewódzka PSP organizowała autobusy i kierowała je według naszych założeń do miejsc zakwaterowania uchodźców. Ważnym wsparciem w zakresie funkcjonowania punktów recepcyjnych były Wojska Obrony Terytorialnej, które w momencie, kiedy osłabło zainteresowanie ze strony wolontariuszy i organizacji pozarządowych, ponieważ proces przyjmowania uchodźców trwał bardzo długo, przejęły prowadzenie tych punktów na Podkarpaciu. Bardzo ważną rolę odegrali moi urzędnicy z Urzędu Wojewódzkiego, ale także z administracji zespolonej, którzy jako wolontariusze pełnili dyżury w punktach recepcyjnych. To nie były 8-godzinne dni pracy, tylko 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. To była ich dobra wola, gdyż przepisy prawa nie nakazują urzędnikom państwowym wykonywania takich czynności. Równie ważną rolę odegrały Polskie Koleje Państwowe i Ministerstwo Infrastruktury. Nie możemy ukrywać, że Podkarpacie jest województwem peryferyjnym jako ostatnie na granicy Unii Europejskiej i tu tak naprawdę ciągi komunikacyjne się kończą. Dzięki kolei było możliwe wielotysięczne dyslokowanie osób. Organizowaliśmy tymczasowe dworce, czyli punkty przyjmowania osób podróżujących koleją. To był nie tylko dworzec w Przemyślu, ale także w Radymnie i Jarosławiu, dokąd dowoziliśmy transportem kołowym uchodźców z innych przejść granicznych po to, by można ich było sprawnie rozwozić po terytorium całej Polski.

Pomoc uchodźcom to także kwestia zaangażowania publicznych środków finansowych.

To zaangażowanie jest niemałe. Na organizację i funkcjonowanie punktów recepcyjnych na Podkarpaciu oraz pomoc medyczną i psychologiczną w tych punktach zostało wydanych z budżetu państwa 21,5 mln zł. Na utworzenie miejsc zbiorowego zakwaterowania została przeznaczona dla samorządów kwota 1,5 mln zł. Blisko 120 mln zł zostało przeznaczone dla mieszkańców. Podkarpacia na przyjęcie uchodźców pod swój dach (owo słynne 40 zł dziennie). 1 mln zł został skierowany na organizację magazynów z pomocą humanitarną w Rzeszowie (cztery magazyny w oparciu o Bank Żywności i ROPS) i Leżajsku (do dziś jest tam prowadzony magazyn na rzecz Caritas Archidiecezji Przemyskiej). A ponieważ zapowiadała się trudna zima, postanowiłam w tym roku nagłośnić akcję „Pomoc Polakom na Ukrainie”, którą od 6 lat organizuję z panem Andrzejem Beresteckim i oddziałem Towarzystwa Walki z Kalectwem w Przemyślu. Dzięki nagłośnieniu tej akcji zebraliśmy kilka ton żywności długoterminowej. Docierała ona bezpośrednio do Polaków, którzy zostali na Ukrainie. Są to głównie osoby starsze, w bardzo trudnej sytuacji materialnej; najczęściej ich jedynym źródłem utrzymania jest emerytura w wysokości kilkuset złotych (w przeliczeniu). Dotarliśmy z tą pomocą w okolice Żytomierza, Równego, Kamieńca Podolskiego, ale oczywiście byliśmy też w miejscowościach przygranicznych, takich jak Mościska czy Sambor.

Te różne poziomy zaangażowania Podkarpacia w pomoc Ukrainie zostały docenione m.in. przez prezydenta Andrzeja Dudę, który uhonorował `nasze województwo nagrodą specjalną. Odbierała ją Pani wraz z marszałkiem Władysławem Ortylem. Podkreśliła Pani wtedy, że jest to nagroda zarówno dla administracji rządowej i samorządowej, jak i dla organizacji pozarządowych i mieszkańców.

I tak to traktuję. Podkarpacie pokazało wielką solidarność z uchodźcami z Ukrainy, a jednocześnie, pomimo ogromnej dezinformacji, siania paniki od pierwszych chwil tego konfliktu, zachowało zdolność reagowania. Z jednej strony skupiliśmy się na tym, aby pomagać potrzebującym uchodźcom z Ukrainy, z drugiej – zachowaliśmy możliwość prowadzenia bieżącej działalności. Nie sposób tu nie wymienić Portu Lotniczego Rzeszów-Jasionka, którego znaczenie było w ostatnim roku nie do przecenienia. Trzeba sobie też przypomnieć, co odczuwali mieszkańcy od pierwszych chwil wojny na Ukrainie. Naturalną rzeczą w województwie przygranicznym jest wtedy strach. Kolejne paniki: że zabraknie paliwa, że trzeba złożyć w krótkim czasie wniosek paszportowy, że być może zabraknie artykułów spożywczych – powodowały ogromne napięcie, a ludzie pomimo to znajdowali w sobie siłę, by pomagać. To wszystko składa się na wyjątkowy obraz Podkarpacia, który docenili przywódcy wielu krajów, nie tylko europejskich. Wizyta prezydenta Joe Bidena była tego dowodem.

Peryferyjne Podkarpacie nagle stało się ważnym miejscem na mapie geopolitycznej.

Osobiście w ciągu tego roku obsłużyłam ponad 200 delegacji zagranicznych. Kiedy osiągnęliśmy 300, przestaliśmy je liczyć. Po 24 lutego ub. roku Rzeszów i Podkarpacie stały się celem podróży wielu decydentów, nie tylko europejskich, a my pokazaliśmy się z jak najlepszej strony.

Czy Podkarpacie może pełnić rolę rzecznika Ukrainy na arenie międzynarodowej, czy jest to raczej nurt polityki całego państwa?

Jesteśmy rzecznikiem Ukrainy. Utrzymuję stały kontakt w szczególności z obwodami, z którymi graniczymy. Ukraińcy na pewno na nas liczą. Poza tym, jako region przygraniczny, peryferyjny, rozumiemy Ukrainę pewnie lepiej niż inne regiony w Polsce i co więcej – jako ostatni region UE – musimy wyraźnie powiedzieć, że Ukraina oczekuje, iż kiedyś znajdzie się w UE. Naród, który wyraźnie opowiedział się za wolnością, prawem do samostanowienia, ma prawo do tego, żeby być włączonym do wspólnoty europejskiej i dzięki temu się rozwijać. Choć mamy świadomość, że pewnie nie nastąpi to szybko.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24