Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojomir "Woju" Wojciechowski. Bieszczadzki olbrzym

Stanisław Siwak
Wojomir "Woju” Wojciechowski. Ostatni bieszczadzki olbrzym.
Wojomir "Woju” Wojciechowski. Ostatni bieszczadzki olbrzym. Stanisław Siwak
Wojomir Wojciechowski to jeden z ostatnich bieszczadzkich olbrzymów. Prawdziwy "człowiek - orkiestra" o niezwykłych talentach organizacyjnych. Przez szereg lat dyrektor Bieszczadzkiego Parku narodowego i szef GOPR-owców. Wytrawny przewodnik górski, doświadczony leśnik i myśliwy.

No i jest Wojomir, przez przyjaciół 'Wojem" zwany prawdziwym bieszczadzkim twardzielem, zahartowanym przez surową, tutejszą przyrodę. A oprócz tego niezwykle ciepłym i sympatycznym człowiekiem oraz świetnym gawędziarzem. Jego opowieści o myśliwskich przewagach i trudnych akcjach ratowniczych w górach można słuchać godzinami.

Przed laty, w pionierskich czasach odkrywania opustoszałych Bieszczadów przez różnych twardzieli, był zapalonym traperem.

Dokonanego wyboru nigdy nie żałował

Pochodzi z Wołynia. Po wojnie rodzina osiadła w Tuchowie niedaleko Tarnowa. Młody "Woju" marzył o studiach rolniczych. Z początkiem lat 50. nie było ich jeszcze w Krakowie, dlatego wybrał się na uczelnie poznańską. W1958 roku uzyskał dyplom inżynierski, a wraz z nim nakaz pracy w nadleśnictwie w Nowym Dworze Mazowieckim. Dość szybko jednak udało mu się przekonać zwierzchników, że tak naprawdę miejscem jego pracy powinny być Bieszczady. Dokonanego w młodzieńczych latach wyboru nigdy nie żałował.

Wspomina "Woju", że kiedy dotarł na miejsce, do Lutowisk, dość szybko spotkał wielu twardych i życzliwych ludzi. Jednak warunki bytowania w tamtych latach były nadzwyczaj trudne. Nie było dróg, elektryczności. O budowie bieszczadzkiej pętli, która potem okazała się prawdziwym oknem na świat, nikt jeszcze nie myślał. Utwardzona droga kończyła się w Czarnej. Ludzie żyli bez światła, często jeszcze w chatach pokrytych strzechą.

Odyniec przyjął postawę - "No to zaczynaj"…

Pełen fantazji, młody człowiek, bez tak licznych obowiązków, które spadły na jego barki w latach późniejszych, niczym rasowy traper udawał się samotnie albo w gronie najbliższych przyjaciół, na wielodniowe wyprawy w góry albo niedostępne leśne ostępy. Niejeden raz przeżywał humorystyczne, niekiedy groźne spotkania z dziką zwierzyną.

W wolnych chwilach oddawał się Wojomir swej pasji myśliwskiej. Wybierał się na grubego zwierza w towarzystwie nadleśniczego, Tadeusza Zająca, którego ocenia jako największego w Bieszczadach fachowca od żubrów i innej dzikiej zwierzyny. Najbardziej utkwiło mu w pamięci spotkanie z olbrzymim odyńcem, który najwidoczniej nieraz odprawił już myśliwych z przysłowiowym kwitkiem. Spotkanie na Krywem było niespodziewane i dla odyńca i dla trapera.

Doświadczony dzik, który z większych wychodził opałów, na widok myśliwego i jego strzelby, gdyby mógł, złapałby się za brzuch ze śmiechu. Przyjął postawę: "No to zaczynaj pierwszy"… "Woju" przymierzył, jednak zawahał się.

- Dzieliła nas tak nieduża odległość, że pomyślałem, że jeśli chybię, nie zdążę ponownie załadować sztucera i groźny odyniec minie stratuje. Porozumiałem się z Tadkiem Zającem i powoli wycofaliśmy się. Odyniec pozostał na miejscu mocno zdziwiony, że po raz pierwszy spotkał myśliwego, który do niego nie wystrzelił - ze śmiechem opowiada traper.

Kiedy w leśnej głuszy kończył się chleb

Czasem wyprowadzał Wojomir grupy turystyczne, spragnione mocnych wrażeń, na długie wycieczki. Trasa z Komańczy do Ustrzyk Dolnych, poprzez leśne wertepy i ostępy, wezbrane potoki i zerwane mosty trwała nieraz kilkanaście dni. Takie wyprawy nie zawsze były młodzieńczą frajdą. Czasem w leśnej głuszy kończył się chleb i trzeba było dobywać długie wyprawy do najbliższego sklepu, oddalonego od obozu o dzień wędrówki.

Innym razem turyści mogli wybierać sobie menu na śniadanie, obiad i kolację, pod warunkiem, że zawsze była to… kasza ze słoniną. Wszyscy mieli już dość tej kaszy. Jednak "Woju" starał się ich dyscyplinować. Sadzał, więc grupę półkolem i komenderował groźnym głosem;

- "Jeść!" - A doskonale wiedziałem, że wszyscy czekali, abym na moment odwrócił wzrok. Wystarczyło parę sekund, a kasza błyskawicznie lądowała w krzakach - wspomina przewodnik.

Najpierw nadleśniczy, potem dyrektor BPN

Przez trzydzieści lat pełnił Wojomir funkcję nadleśniczego w Lutowiskach. Kiedy z początkiem lat 90. odchodził na emeryturę poprzedni dyrektor Bieszczadzkiego Parku Narodowego, departament ochrony przyrody w resorcie leśnictwa zaproponował objęcie schedy właśnie Wojomirowi.

Pełnił Wojomir dyrektorską funkcję przez szereg lat w dość kluczowym momencie, kiedy w Bieszczadach krzyżowało się wiele spraw międzynarodowych. Za jego czasów nadano BPN tytuł Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery "Karpaty Wschodnie" obejmującego również przygraniczne tereny Ukrainy i Słowacji. To "Woju" rozkręcał na przygranicznych obszarach trzech sąsiadujących krajów poważne przedsięwzięcia na rzecz ochrony niedźwiedzia, czy orła przedniego, po rzeczy wydawałoby się mniej istotne, jak ustalenie wspólnego nazewnictwa roślin.

Działalność ekologiczna Wojomira przyniosła wiele efektów. W Bieszczady powróciło wiele gatunków ptaków. Zagnieździł się orzeł przedni, gadożer, orlik krzykliwy i inne drobne ptactwo. Podjęta została bardzo udana próba reintrodukcji bobra.

Polskie przedsięwzięcia ekologiczne bardzo przypadły do gustu sąsiadom ze Słowacji i Ukrainy. Zaczęli naśladować działania naszych bieszczadników. Dzięki temu powiększony został Narodowy Park "Połoniny" na Słowacji oraz Narodowy Park Ukraiński.

Gdy w górach pada hasło - Na ratunek!

Jest "Woju" także doświadczonym i zasłużonym GOPR-owcem. Jednym z założycieli i długoletnim szefem Bieszczadzkiej Grupy GOPR. Uczestniczył w niezliczonej liczbie akcji, ratując zdrowie, a często i życie mieszkańców tej krainy.

Dla przykładu - goprowcy dostali sygnał, że w piwnicy w Tworylnem przebywa chory człowiek. "Woj" wraz z czterema ratownikami z Lutowisk, przy padającym śniegu i wielkiej wichurze, najpierw toboganem, a potem końmi, po dwunastu godzinach ściągnął chorego do Zatwarnicy. - Podobnych akcji było sporo - powie skromnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24