Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspomnienie o Marii i Lechu Kaczyńskich. Nie mogli bez siebie żyć, odeszli razem…

Jaromir Kwiatkowski
Ona - ciepła i serdeczna. On - odważny, nieco staroświecki patriota, źle się czujący na politycznych barykadach.

Przeżyli z sobą 32 lata. W bardzo naturalny sposób okazywali sobie czułość. Maria Kaczyńska publicznie - ku rozpaczy speców od wizerunku - poprawiała mężowi krawat i… zdobywała w ten sposób ludzką sympatię. On pieszczotliwie mówił do niej: "maluszyku", "babiszonku". Widać było, że są ze sobą blisko. Podobnie było także w sobotę…

Oboje pochodzili z patriotycznych rodzin. Mama Lecha Kaczyńskiego, Jadwiga, działała w Szarych Szeregach, ojciec Rajmund był żołnierzem AK i uczestnikiem powstania warszawskiego. Ojciec Marii Kaczyńskiej, Czesław Mackiewicz, działał w wileńskiej AK. Jeden ze stryjów walczył w armii Andersa pod Monte Cassino, drugi zginął w Katyniu, a trzeci jako młody chłopak został zamordowany przez bolszewików. Prezydenckiej pary z takimi korzeniami nie mogło zabraknąć w sobotę w Katyniu. I trudno o bardziej symboliczne miejsce Ich śmierci jak lotnisko pod Smoleńskiem, gdzie lecieli na uroczystości katyńskie.

Filmowy Jacek wybrał prawo

Lech Kaczyński ma w swoim życiorysie epizod filmowy. Wraz z bratem-bliźniakiem Jarosławem jako 13-letni chłopcy zagrali role Jacka i Placka w ekranizacji powieści Kornela Makuszyńskiego "O dwóch takich co ukradli księżyc" w reżyserii Jana Batorego. Lech grał Jacka. Kariery filmowej już nie kontynuował.

Późniejsza Pierwsza Para poznała się w 1976 r., kiedy Maria, wówczas jeszcze Mackiewicz, ekonomistka z wykształcenia, pracowała naukowo w Instytucie Morskim, a Lech Kaczyński, prawnik po Uniwersytecie Warszawskim - w katedrze prawa pracy Uniwersytetu Gdańskiego. Dwa lata później pobrali się. W 1980 r. urodziła się Ich jedyna córka Marta.

Maria Kaczyńska zrezygnowała z kariery zawodowej, by poświęcić się wychowaniu córki i stworzyć ciepły dom, co było szczególnie ważne w sytuacji, gdy mąż już od końca lat 70. angażował się w działalność opozycyjną. Ale nie siedziała z założonymi rękami: zarabiała jako korepetytor i tłumacz.

Z wykładami wśród robotników

Lech Kaczyński nie był typem opozycyjnego rewolucjonisty. Razem z Joanną i Andrzejem Gwiazdami prowadził wykłady z prawa pracy i historii PRL dla robotników z Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Pisywał w drugoobiegowym "Robotniku Wybrzeża", kolportował "Robotnika" i Biuletyn Informacyjny KSS KOR. Ale równie mocno cenił sobie normalne życie towarzyskie, kontakty ze środowiskiem naukowym, w tym z osobami dalekimi od opozycji.

Działał w Solidarności, był delegatem na I Zjazd związku. W grudniu 1981 r. został internowany. Po wyjściu działał w podziemiu, był członkiem gdańskich władz regionalnych i krajowych Solidarności. W drugiej połowie lat 80. był bliskim współpracownikiem Lecha Wałęsy, z którym się później poróżnił. Podczas obrad Okrągłego Stołu brał udział w pracy zespołu ds. pluralizmu związkowego. W 1991 roku przegrał z Marianem Krzaklewskim walkę o fotel przewodniczącego Solidarności.

Szarmancki wobec kobiet, kochający zwierzęta

Lecha Kaczyńskiego wyróżniał staroświecki, sympatyczny szacunek, jakim darzył kobiety, które zawsze całował w rękę (w tym kontekście Jego uwaga o "małpie w czerwonym" pod adresem jednej z dziennikarek była tylko wypadkiem przy pracy).

Znana była też ogromna sympatia, jaką wraz z małżonką darzyli zwierzęta. Przygarnęli kota Rudolfa ze schroniska na Paluchu. Jeszcze jako prezydent Warszawy Kaczyński przeznaczał duże pieniądze z budżetu stolicy na ochronę zwierząt w mieście. Psy i koty czuły się w mieszkaniu państwa Kaczyńskich bardzo swobodnie. Widać czuły, że są kochane i rozpieszczane.

Brat swojego brata

Innym rysem charakteru Lecha Kaczyńskiego była bardzo silna, charakterystyczna dla bliźniaków, emocjonalna więź z bratem Jarosławem. Lech był zawsze nade wszystko "bratem swojego brata". Pewnie stąd się wzięło słynne, mocno krytykowane, zdanie wypowiedziane przez Lecha do Jarosława podczas wieczoru wyborczego po zwycięstwie w wyborach prezydenckich w 2005 r.: "Panie prezesie, melduję wykonanie zadania".

Lecz choć w tym duecie to Jarosław był stroną dominującą (z tego powodu bywał niekiedy nazywany "dużym Kaczorem"), to Lech miał w życiorysie więcej sukcesów w pracy organicznej na różnych wysokich stanowiskach. W latach 1989-90 to na nim, a nie na Lechu Wałęsie, spoczęło bieżące kierowanie Solidarnością. Później kierował NIK-iem, Ministerstwem Sprawiedliwości, wreszcie rządził Warszawą. Jako minister-szeryf, który nie ma pobłażania dla przestępców, zdobył polityczny kapitał, który potem… wykorzystał brat, tworząc w 2001 r. PiS.

Impulsywny człowiek o wielkim sercu

Jak to możliwe, że człowiek cieszący się olbrzymim poparciem, sięgającym 70 proc. ocen pozytywnych, jako prezydent szybko je roztrwonił?

Wydaje się, że piętą achillesową tej prezydentury było to, że Lech Kaczyński potrafił znakomicie wyeksponować swoje wady, a schować o wiele liczniejsze zalety. "Pomogły" mu w tym nieprzychylne media, które z lubością pokazywały nabzdyczoną, obrażoną głowę państwa, która w wyniku kolejnych ataków coraz bardziej zamykała się w sobie.

Jak zauważył w "Polsce The Times" red. Piotr Zaremba, tragicznie zmarły prezydent jako polityk sam nieraz ostro atakował i bywał atakowany. "Warto jednak mieć świadomość, że doczepiany mu wizerunek osoby wyniosłej i mściwej nie miał wiele wspólnego z rzeczywistością - napisał Zaremba. - Świętej pamięci Lech Kaczyński był impulsywny, nie potrafił czasem wytrzymać stresu związanego z politycznym starciem, ale miał wielkie serce".

Najlepiej mogli przekonać się o tym ci, którzy mieli okazję zajrzeć za fasadę oficjalnych min i gestów. Zaremba przypomina sytuację jeszcze z czasów, kiedy Lech Kaczyński był prezydentem Warszawy. Pod budynkiem warszawskiego ratusza stała starsza, kaleka kobieta. Kaczyński, wprowadzając w zakłopotanie swoje urzędnicze otoczenie, sprowadził ją do swojego biura i dowiedział się, że kobieta marzy o podróży na grób papieża Jana Pawła II. Kazał ją tam wysłać za pieniądze miasta.

Wiadomo, że bardzo przeżywał ataki na siebie, a złe znoszenie stresu związanego z pełnieniem urzędu powodowało u Niego sporą nerwowość. W efekcie coraz częściej widzieliśmy Lecha Kaczyńskiego z zaciętą, zasępioną twarzą i stałym poczuciem, że przebywa na barykadzie. A On, z gruntu nieśmiały, źle się czuł na politycznych barykadach. Ci, którzy znali Go wcześniej jako człowieka wyluzowanego, ciekawego świata, czasem autoironicznego (podobno taki był nadal podczas spotkań ze współpracownikami), musieli przecierać oczy ze zdumienia.

Nie z prawicy, nie z lewicy

W mediach stał się - w sposób niesprawiedliwy - synonimem zaściankowości. A tak naprawdę był człowiekiem trudnym do sklasyfikowania. W Jego mieszkaniu, pełnym książek, czuć było sznyt autentycznego inteligenta z warszawskiego Żoliborza. Podobno w Pałacu Prezydenckim najbardziej lubił przyjmować ludzi nauki, z którymi toczył długie dysputy.

Nie był ortodoksyjnym prawicowcem, choć za takiego był przez wielu uważany. W jego poglądach, tak jak np. u Jana Olszewskiego, można było odczytywać echa niepodległościowej tradycji PPS. Zawsze podkreślał, że ideowo jest na lewo od brata. Nigdy nie miał pretensji do żony za wypowiedzi na temat in vitro czy konstytucyjnej ochrony życia poczętego, które nie mogły się podobać prawicowym ortodoksom.
Był realizatorem politycznej wizji IV Rzeczypospolitej, z którą można się było zgadzać lub nie, ale nie można było powiedzieć, że - co jest zmorą dzisiejszej europejskiej polityki - tej prezydenturze nie chodzi o wielkie idee i cele.

Zresztą przerwana tak okrutnie kadencja nie była wyłącznie pasmem gaf. Była także próbą uczynienia z Polski lidera Europy środkowo-wschodniej. Dlaczego tak niesprawiedliwie wyśmiewano słynny lot prezydenta do Gruzji, w którym - poza wszystkim - pokazał wielką odwagę?

Ta prezydentura to także troska o bezpieczeństwo energetyczne kraju. To sukcesy w przywracaniu pamięci (sądzę, że całych opracowań doczeka się polityka przyznawania przez prezydenta orderów osobom dotychczas wykluczonym poza nawias pamięci III RP).

Osobista uczciwość, patriotyzm, poczucie służby publicznej, szacunek dla tradycji i historii - tego Lechowi Kaczyńskiemu nie mogli odmówić nawet polityczni oponenci.

Pierwsza dama - wizerunkowy diament

Wiele dobrego dla ocieplenia wizerunku prezydenta zrobiła Jego małżonka. Używając określenia Eryka Mistewicza, znanego konsultanta politycznego, Maria Kaczyńska to był prawdziwy wizerunkowy "diament". Zawsze ciepła, serdeczna, miała - w odróżnieniu od męża - świetną "prasę". Szymon Majewski stwierdził, że pani prezydentowa jest "bardzo fajną osobą", a Tomasz Jacyków piał z zachwytu na temat sposobu jej ubierania się. Na notowania głowy państwa wpłynęło to jednak w o wiele za małym stopniu. Sama Maria Kaczyńska nie ukrywała, że bolą ją opinie na temat męża, które uważała za krzywdzące.

Nie ceniliśmy Go, bo Go nie znaliśmy
W sobotę w telewizji Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny "Gazety Polskiej", powiedział, że Polacy nie znali swojego prezydenta.
- Zrobiłbym krok dalej - powiedział Nowinom dr Dariusz Iwaneczko, historyk, wiceprezydent Przemyśla. - Myśmy go nie cenili. Nie odczytywaliśmy właściwie jego gestów, polityki, działalności. Nie ceniliśmy tego, że mieliśmy naprawdę dobrego prezydenta.
Wczoraj w "Antysalonie Ziemkiewicza" w TVP Info zaproszeni do studia dziennikarze, analizując dokonania tej prezydentury, podkreślali, że można już mówić o "spuściźnie Kaczyńskiego".
A zatem na rzetelną ocenę tej prezydentury przyjdzie jeszcze czas. I wiele wskazuje na to, że nie będzie ona tak surowa jak była do tej pory…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24