Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystkich zabili, wioskę ograbili i spalili. Kulisy rekonstrukcji wołyńskiej

Norbert Ziętal
Organizatorami uroczystości byli Urząd Miejski w Radymnie, Miejski Ośrodek Kultury w Radymnie, Przemyskie Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej "X D.O.K.” oraz miasto Stalowa Wola.
Organizatorami uroczystości byli Urząd Miejski w Radymnie, Miejski Ośrodek Kultury w Radymnie, Przemyskie Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej "X D.O.K.” oraz miasto Stalowa Wola. Norbert Ziętal
Mieszkający na Ukrainie Polacy byli straszeni. "Nie jedźcie do Polski, do Radymna, tam będzie niespokojnie, dojdzie do zamieszek".

W przeddzień inscenizacji do rekonstruktorów jadących z różnych polskich miast ktoś rozesłał SMS'a z informacją, że rekonstrukcja odwołana. A ta się odbyła i cieszyła się sporym powodzeniem. Ocenia się, że na żywo oglądało ją ok. 10 tys. widzów.

- Wiem, że były osoby, którym bardzo zależało na tym, aby ta rekonstrukcja nie odbyła się. Nawet ostatniego dnia mieli nadzieję, że do niej nie dojdzie, że ktoś nam zabroni. Choćby ta akcja SMS-owa - mówi Mirosław Majkowski, prezes Przemyskiego Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej "X D.O.K.".

- Obok mnie na trybunie siedział ksiądz z polskiej parafii w Łucku na Ukrainie. Opowiadał, że od dłuższego czasu na Ukrainie straszono ich wyjazdem do Polski na rekonstrukcję. Mówiono, że będzie niebezpiecznie, że dojdzie do zamieszek. To nie do pomyślenia, że po tylu latach nadal jest taka propaganda nienawiści do nas i chęć ukrycia prawdy, w tym przypadku nawet o dzisiejszej rekonstrukcji - mówi pani Maria z Przemyśla.

Środa, cztery dni po rekonstrukcji "Wołyń 1943 - 2013". Nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary". Przemyśl. Na bazarze nadal tyle samo ukraińskich handlowców, co przed rekonstrukcją. Radymno, parking przed Biedronką. Ukraińskie kobiety tak samo jak tydzień, miesiąc i rok wcześniej biegają od samochodu do samochodu i oferują do kupienia wódkę, spirytus a przede wszystkim papierosy z przemytu. Droga z Radymna na Korczową. Tak, jak zawsze, w obie strony sunie sznur osobówek i ciężarówek z ukraińskimi rejestracjami. A jeszcze przed tygodniem część publicystów snuła czarne wizje, że jak rekonstrukcja ludobójstwa na Wołyniu odbędzie się to czeka nas niemalże "wojna" z Ukraińcami.

Wspólna modlitwa Polaków i Ukraińców

Sobota. Radymno, trawiasta plaża nad zalewem ZEK w Radymnie. Stoi na niej kilka drewnianych, białych chat. To makiety polskich domów. Jedna jest jasnoniebieska, to ukraińska chata. Jest jeszcze stodoła. Przy wszystkich domach zadbane ogródki, kwiaty, sprzęty rolnicze.

Wesoło bawią się dzieci, starsi chłopcy rzucają w dziewczyny sianem, te nie pozostają dłużne. Przy domach rozmawiają gospodynie. Część pracuje, pierze, przędzie len, trzepie poduszki, rozciąga pościel. Mężczyźni porządkują obejścia, młócą zboże, naprawiają narzędzia.

Z pola, z sianokosów wracają rolnicy. Modlą się przy przydrożnej kaplicy. Polskie "Ojcze nasz, któryś jest w niebie…" przeplata się z ukraińskim "Otcze nasz, szo je na nebesach…".

Do swoich domów w tej samej wsi razem idą Polak Staszek i Ukrainiec Dmitrij. Pierwszy jest zaniepokojony tym, że w okolicy bandy UPA mordują Polaków. Dmitrij uspokaja sąsiada. Mówi, że jego syn jest w sotni UPA. Że na pewno ich nie ruszą, a nawet jakby coś się miało szykować, to ostrzeże w odpowiednim czasie.

Zapada noc. Ostatni mieszkańcy wchodzą do domów. Cisza pogodnej letniej nocy. Po jakimś czasie w ukraińskiej chacie ostrożnie otwierają się drzwi. To Dmitrij, najpierw upewnia się, że nikt go nie widzi, a potem wyprowadza swoją rodzinę. Każe im uciekać do lasu. "Nie pamięta", że miał ostrzec Staszka. Gdy upewni się, że żona i dzieci są bezpieczni, nawołuje kogoś.

Walka tylko symboliczna

Uzbrojony w karabiny oddział UPA momentalnie otacza wieś. Nikt się nie prześliźnie przez ten kordon. Obok do ataku szykują się ukraińscy chłopi. Jedni są tu z własnej woli, inni dla pieniędzy, a jeszcze inni ze strachu, aby nie być posądzonymi o sprzyjanie Polakom. Uzbrojeni w siekiery, kosy, sierpy, cepy.

Atakują. Najpierw podpalają stodołę, potem domy. Wywabiają zaskoczonych mieszkańców. Większą grupę zapędzają w pobliże studni i tam zabijają. Mężczyzn, kobiety i dzieci. Innych mordują niedaleko ich domów. Ale tego widz musi się domyślić. Bo ta część rekonstrukcji odbywa się w "zwolnionym tempie". Rekonstruktorzy - Ukraińcy machają w powietrzu bronią, a polskie ofiary kładą się na ziemi, niby od ich ciosów.

Postawny polski gospodarz cepem broni się przed kilkoma Ukraińcami. Napastnicy uzbrojeni w siekiery i sierpy nie dają mu rady, dlatego serią z karabinu maszynowego pomaga im ktoś z kordonu.

Wraca Dmitrij. Próbuje u oprawców uzyskać łaskę dla swoich polskich sąsiadów. Nie daje rady. Dowódca oddziału UPA strzela także do niego.

- Ty ich kochasz! - zarzuca współziomkowi.

Z białego domu wybiega matka z dwójką dzieci. Udaje im się minąć agresorów. Jednak trafiają na kordon UPA.
Od jednej serii karabinu ginie matka, od następnej jej dzieci. To chyba najbardziej przejmująca scena rekonstrukcji.

Wszyscy Polacy zabici. Bandyci kradną z domów wszystko, co się da. Narzędzia rolnicze, naczynia, ubrania. Wioska pustoszeje, zostaje tylko ogień. Słychać jedynie chór, który śpiewa Litanię Wołyńską.

Dziadek cieszy się, że tragedia nie odejdzie w niepamięć

- Tak właśnie było - mówi starszy mężczyzna. Po wojnie wyprowadził się do Bolesławca w dzisiejszym województwie dolnośląskim. Mieszka tam do dzisiaj. Na nowych ziemiach urodziły się jego dzieci, wnuki. Z jednym z synów i jego dziećmi przyjechał do Radymna. Tylko na kilka dni. Z Bolesławca mieli 700 km. W niedzielę wracali

- Jak tylko zobaczyłem tego Polaka i Ukraińca, jak razem wracają z pola, to od razy przypomniał mi się Wołyń. Tak właśnie było. Polak elegancko ubrany, skórzane buty, kamizelka, a Ukrainiec boso, w jakichś starach łachach przewiązanych sznurem. Dlatego tak łatwo było UPA nabuntować ukraińskiego chłopa na naszych. Kto był winien ich biedzie, tego, że słabiej pracowali, że nie byli tak zorganizowani, jak my, że mieli mniej? Polak! - mówi starszy mieszkaniec Bolesławca.

Przed wojną mieszkał w Mohylnie w powiecie Włodzimierz Wołyński. Jego wioskę zaatakowano kilkanaście dni po tym, jak wyjechał do wujostwa. Nigdy nie wrócił w rodzinne strony. I pewnie się już nie wybierze.

- Dziadek płakał, jak to oglądał. Wczoraj byliśmy na próbach, wieczorem dziadek powiedział, że teraz może umierać, bo ma pewność, że ludzie będą pamiętać tą okropność - mówi jego syn.

- Ale mówi się, że to była wojna, że jedni zabijali drugich? - próbuję przedstawić racje przeciwników rekonstrukcji.

Starszy mężczyzna chyba mnie nie usłyszał albo udał, że nie słyszy. Nic nie odpowiedział. Młodszy zareagował gwałtownie.

- Pan chyba sam nie wierzy w to, co mówi! Nie można zorganizowanej, programowej akcji mordów, w których zginęło minimum 100 tys. Polaków, przyrównywać do akcji odwetowych, pod wpływem impulsu, których dopuszczali się nasi. Straty Ukraińców to był jeden, może dwa procent naszych. Gdyby nie te akcje, pewnie UPA wymordowałaby kilka razy więcej naszych - argumentuje mężczyzna.

Zaledwie 30 proc. Polaków ma wiedzę o tragedii na Wołyniu

- Chcieliśmy zorganizować rekonstrukcję o wymiarze lokalnym. Upamiętnić 70. rocznicę mordów na Wołyniu. Z powodu negatywnych komentarzy w niektórych mediach inicjatywa stała się sprawą centralną. Jednak zauważam, że to podejście zmienia się. Nawet prof. Tomasz Nałęcz (z Kancelarii Prezydenta RP - przyp. nz), który wcześniej mówił, że taka rekonstrukcja jest niepotrzebna, dzisiaj w programie telewizyjnym przyznał, że jeżeli chcą tego rodziny wołyńskie, to należy takie widowisko zorganizować. Zaledwie 30 proc. Polaków ma wiedzę o wydarzeniach na Wołyniu - mówi Wiesław Pirożek, burmistrz Radymna.

- Takie rekonstrukcje należy organizować. Od 1989 r. nie powstał żaden film, żadne przedstawienie teatralne o Wołyniu. Inscenizacja wypełnia pewną lukę. Mój śp. ojciec, który był naocznym świadkiem wymordowania swojej rodzinnej wsi Korościate w Tarnopolskiem, napisał w swoim pamiętniku, że Kresowian zabito dwukrotnie. Raz przez ciosy siekierą. Drugi raz przez przemilczenie - mówi Nowinom ks. Tadeusz Iskakowicz - Zaleski, członek komitetu honorowego radymiańskich uroczystości.

PSRH przeprowadziło już kilka ogromnych rekonstrukcji, gromadzących po kilkanaście tys. widzów. Jednak ta była wyjątkowa. Po zakończeniu tylko oklaski. Nikt nie krzyczał, nie śmiał, głośno nie komentował.

- Po jakiejś byłeś stronie? - kilka minut po inscenizacji zapytałem znajomego przemyskiego rekonstruktora. W ciągu kilku lat odgrywał Polaka, Niemca, AK-owca, UB-eka, wysiedlanego i wysiedlającego.

- Niestety, byłem po niewłaściwej stronie - opowiedział z goryczą w głosie Marcin. Dzisiaj nie było mu łatwo wcielić się w swoją postać, członka UPA. Jednak ktoś musiał.

Ukraińcy, którzy obronili honor swojego narodu

Sytuacja była wyjątkowa również dla Radymna. Na kilkadziesiąt minut zamarł ruch na międzynarodowej trasie, na drodze do polsko - ukraińskiego przejścia granicznego w Medyce. Na ulicę wylał się tak duży tłum ludzi, że jazda stała się niemożliwa. Kierowcy posłusznie wyłączyli silniki w samochodach i czekali na środku drogi.

W Radymnie każde miejsce zajęte przez samochód. Z rejestracjami z całej Polski. Jeszcze dwie godziny po rekonstrukcji do Przemyśla ciągnął sznur samochodów.

Dopiero po inscenizacji rekonstruktorzy przyznali, że bali się prowokacji, że ktoś może spalić makiety na dzień czy dwa przed. Nie zdążyliby ich odbudować. Musieliby odwoać widowisko. Dlatego przez kilka dni, gdy nad zalewem robotnicy stawiali drewniane "chaty", terenu pilnowali obozujący tutaj harcerze. W noc poprzedzającą inscenizację, warty pełnili również rekonstruktorzy.

- Jestem niezmiernie wdzięczny harcerzom i strzelcom. Bez ich pomocy byłoby trudno, ale nie udałoby się wcale - podkreśla Majkowski.

Dwa dni przed uroczystościami, widowisko chciał zablokować Związek Ukraińców w Polsce. Zwrócił się do władz samorządowych i wojewódzkich o powstrzymanie rekonstrukcji.

- Nie służy ona uczczeniu pamięci i polskich ofiar tragedii na Wołyniu, rozbudza negatywne stereotypy Ukraińców, ucząc młode pokolenie Polaków nienawiści do swoich ukraińskich sąsiadów - napisali szefowie Zup.

Władze Radymna nie ugięły się.

- Jestem niezmiernie wdzięczny wszystkim, którzy tutaj przyjechali. A przybyli do nas z różnych stron Polski. Pomimo fali krytyki, której nas poddano, pomimo tych dziwnych i niezrozumiałych kontrowersji. My Polacy mamy prawo upomnieć się o swoich pomordowanych w tym strasznym ludobójstwie i mamy odwagę o tym powiedzieć - mówi Majkowski.

O ciekawej inicjatywie poinformował publiczność prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak. Zauważył, że w Polsce oprócz czcenia polskich ofiar Woynia, powinniśmy pamiętać także o tych Ukraińcach, którzy zginęli bo pomagali Polakom, ostrzegali ich, ratowali..

- Ukraińcy zamordowani przez swoich rodaków, bo mieli odwagę uprzedzać swoich polskich sąsiadów, chronić ich i bronić to dla mnie najtragiczniejsza grupa wydarzeń wołyńskich, tego ludobójstwa. Chciałbym, abyśmy patrzyli na sąsiadów z Ukrainy nie poprzez morderców z UPA, ale właśnie poprzez tych, którzy mieli odwagę bronić swoich polskich sąsiadów. Zdecydowaliśmy, że w Stalowej Woli postawimy tym Ukraińcom pomnik. Oni jeszcze długo nie doczekają się żadnego monumentu na Ukrainie, a my w Polsce jesteśmy skoncentrowani na swoich ofiarach, co jest zrozumiałe. Myślę, że ci Ukraińcy, którzy obronili honor i godność swojego narodu, zasługują na ten pomnik - mówi Szlęzak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24