Wybór "mniejszego zła" lepszy niż nieobecność

- Składa się na to wiele przyczyn. Najważniejsza jest taka, że samorządowcy do tej pory nie udowodnili wyborcom, iż ich decyzje są ważne. Mają za mały codzienny kontakt z elektoratem. Nie mają realnych, konkretnych programów wyborczych. Kiedy czytam ulotki wyborcze, to często zauważam, że kandydaci wpisują do swoich programów rzeczy, którymi wyborcy w ogóle nie żyją, lub takie, którymi radni nie będą się zajmować.

- Paradoks polega na tym, że wybory samorządowe są bliższe codziennemu życiu obywatela niż parlamentarne czy prezydenckie.

- Tak jest. Te wybory są ważne, bo decyzje, które podejmują radni, dotyczą zwykłej, szarej rzeczywistości, w której na co dzień żyjemy - dziur w drodze, oświetlenia na ulicy, kanalizacji wsi itd.

- Wyborców często zniechęca upolitycznienie samorządów.

- Zgadza się. Jest to widoczne zwłaszcza w Rzeszowie czy większych miastach, gdzie zbyt często na samorządy przenosi się polityka rozgrywana na poziomie centralnym. Pewnie to także zniechęca wyborców. Trudniej im bowiem wtedy dostrzec, że tu, w "małej ojczyźnie", rzeczywiście decyduje się ich codzienny los.

- A może jednak nie warto przejmować się zbyt dużym wpływem polityki i po prostu pójść głosować?

- Można przypomnieć kilka truizmów: że jeżeli nie wybierzemy odpowiednich ludzi, to sprawy nie pójdą we właściwym kierunku. I że nieobecni nie mają racji. Oczywiście, mam świadomość, że zniechęcenie do udziału w wyborach bierze się także z tego, iż ordynacja często nie pozwala nam wybrać najlepszych. Ale nawet jeśli nie mamy zdecydowanego faworyta, to wybierzmy przynajmniej "mniejsze zło". To lepsze niż nieobecność.