Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Rzeszowa na koniec Europy. Szalona wyprawa 25-letnim busem

Katarzyna Mularz
Pozdrowienia w środku lata z lodowca
Pozdrowienia w środku lata z lodowca archiwum wyprawy
Wysłużony "ogórek" na trasie zepsuł się 27 razy. Łatany sznurkiem i kawałkami szmat, dowiózł jednak studentów na Przylądek Północny.

Ekipa wyprawybusem.pl 2013:
Klaudia Rejman, Magalena Sitarz, Monika Korbecka, Adrianna Lampart, Agnieszka Zakonek, Bartek Kud, Maciej Piotrowski, Patryk Goszczycki.

- Jedziemy na Nordkapp! - wymyślił ktoś z ekipy, a reszta popukała się w głowę. Skandynawia? Daleko i drogo. Tym bardziej jeśli do dyspozycji ma się tylko 25-letniego "ogórka" i studenckie kieszenie, które zwykle świecą pustkami. Skąd wziąć kasę, gdzie spać, co jeść?

Początkowo pomysł objechania północnej Europy wydawał im się nie do zrobienia. Dziś, kiedy pył podróżny opada z wysłużonego volkswagena, nie mają wątpliwości, że przeżyli przygodę życia.

wyprawybusem.pl

Nordkapp to jeden z najdalej wysuniętych na północ punktów Europy i jedna z największych atrakcji turystycznych Norwegii. Z Rzeszowa w jedną stronę to około 3,5 tys. km.

Młodzi rzeszowianie przygotowali jednak ambitny, naszpikowany atrakcjami plan podróży. Dzięki temu trasa wydłużyła się do 10 tys. km, a oni zwiedzili nie tylko Norwegię, ale też Szwecję, Finlandię, Litwę, Łotwę i Estonię.

Studentów spod szyldu wyprawybusem.pl poznaliśmy w redakcji dwa lata temu. Byli właśnie świeżo po zakupie wymarzonego volkswagena T3 caravelle.

Poprzedni właściciel - rzeszowski mechanik - twierdził, że opiekował się nim lepiej niż własną żoną. Niewykluczone, bo 23-letni wówczas samochód był, mimo imponującego przebiegu, w świetnym stanie.

Po drobnych korektach auto było gotowe do drogi.W 2011 r., pod naszym patronatem, studenci objechali kraje południowych sąsiadów, a w 2012 r. - zachodnich, wraz z Francją i Beneluksem.

Z perspektywy czasu mówią, że to były zaledwie "wycieczki". ,b>Prawdziwą wyprawą i szkołą życia okazał się Nordkapp.

Gdzie jest piąty bieg?

- To był wyjazd pod znakiem zepsutego samochodu.,b> Auto "padało" dokładnie 27 razy. Wykorzystaliśmy wszystkie możliwe narzędzia i części, które zabraliśmy ze sobą z Polski. Przydały się nawet szmaty i sznurki - opowiada Bartek Kud, uczestnik wyprawy i kierowca w jednej osobie.

Jeszcze w Polsce przestał działać piąty bieg. W Szwecji, po kolejnej awarii, skrzynię trzeba było podwiązać na sznurku, 50 km przed Nordkapp stracili "jedynkę" i wsteczny, a w końcu "padły" i pozostałe biegi.

Własnoręcznie zreperowana przez dzielnych kierowców skrzynia wytrzymała kolejne dni. Czas na prawdziwą naprawę przyszedł, kiedy przy wyjeżdżaniu ze stacji benzynowej ze starości złamał się drążek zmiany biegów.

- Na prowizorycznym drążku, zrobionym z uciętej brzeszczotem rurki i śledzi od namiotu, jakoś dojechaliśmy do najbliższego warsztatu - opowiada Maciej Piotrowski, drugi kierowca.

Po przebojach ze skrzynią przyszedł czas na zepsuty alternator i starte opony. Był taki tydzień, kiedy właściwie codziennie coś się psuło. - Tylko czekaliśmy, aż w końcu coś "strzeli", a naprawy wliczaliśmy do planu dnia, jak śniadanie czy zwiedzanie - dodaje Bartek.

Waluta międzynarodowa - polska wódka

Na pytanie, co warto zabrać ze sobą do Skandynawii, Magda Sitarz odpowiada natychmiast: wódkę.

- Za dwie butelki dostaliśmy alternator, akumulator, płyn chłodniczy, dwie pary skórzanych rękawic roboczych i sześć ręczników. To bardzo dobra i opłacalna waluta! - tłumaczy.

W Norwegii ceny wódki zaczynają się od 150 zł. Piwo to wydatek ok. 30 zł.

- Byliśmy przygotowani na to, że kraje skandynawskie nie należą do tanich, ale nie sądziliśmy, że będzie aż tak drogo. Najgorsza pod tym względem jest Norwegia. Spotykani po drodze Niemcy czy nawet Szwedzi narzekali na ceny. A co dopiero my? Mimo wszystko podstawowe zakupy udało się robić w marketach, w przyzwoitych cenach. Największym luksusem był chyba kurczak za 20 koron, czyli ok. 10 zł - wylicza Magda.

Maciek dodaje, że ceny sklepowe to i tak pikuś przy tym, na ile Norwegowie wyceniają usługi. Stawka za samo wejście do warsztatu i zawrócenie głowy mechanikowi to jakieś 150 zł, godzina jego pracy - 450 zł. Wymiana opony - 150-200.

Sporo udało im się jednak zaoszczędzić dzięki szczęściu, pomocnym Norwegom i spotykanym Polakom.

- Znaleziony przez naszych rodaków mechanik-złomiarz za alternator "zawołał" właśnie dwie butelki wódki, w jednym z warsztatów policzono nam najniższą możliwą stawkę tylko dlatego, że pracował tam Polak. Opony z kolei jak nowe znaleźliśmy na złomie. Całe szczęście, bo w Norwegii komplet z wymianą kosztuje około 2 tysięcy złotych. Wymieniliśmy je w warsztacie w jakiejś wioseczce zabitej dechami. Czarnoskóry mechanik, który nas obsługiwał, był właśnie świeżo po wycieczce do... Rzeszowa - dodaje ze śmiechem Maciek.

Zima w środku lata

W Skandynawii nie należy nastawiać się na zwiedzanie muzeów pokroju Luwru i podziwianie znanych zabytków. Z całą pewnością jednak można liczyć na zapierające dech w piersiach krajobrazy.

- Do Polski wróciliśmy z czterdziestoma gigabajtami zdjęć i taką samą ilością filmów. Ciężko było przestać fotografować - opowiada Agnieszka Zakonek. - Czy coś nam się nie podobało? Największym rozczarowaniem było chyba Oslo - mdłe i bez klimatu. Piękny za to jest Sztokholm. Choć tam nie jedzie się po to, żeby oglądać miasta. Najpiękniej jest, jak się z nich wyjedzie.

Z zaplanowanych punktów podróży nie udało się zrealizować tylko trzech, i to głównie ze względu na pogodę. Sierpień to w Skandynawii ostatni dzwonek na tego typu wyprawy.

W ciągu dnia jest chłodno, nocą - po prostu zimno. Ani rusz bez czapki, szalika i kurtki. Oglądanie widoków utrudniają wszechobecne mgły, a chodzenie po skałach - padający deszcz. Pogoda jest kapryśna i zmienna.

- Dużą przygodą było wejście na Kjerag - punkt widokowy i jednocześnie znane z przewodników miejsce, w którym między dwiema skałami zaklinował się ogromny kamień. W połowie drogi zaczął jednak padać deszcz, widoczność zmniejszyła się do kilku metrów, a adrenalinę podnosiły strome urwiska. To był test dla zgranej grupy, bo naprawdę było ciężko - podkreśla Magda.

Z kolei w Rovaniemi zabrakło właśnie... załamania pogody.

- Nie było śniegu, nie było klimatu - dodaje Magda. - Wioska św. Mikołaja jest dość interesująca, ale to raczej miejsce dla rodziców z dziećmi. My zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie, wrzuciliśmy list do skrzynki, i to było na tyle atrakcji.

Ogromne wrażenie zrobił na nich Przylądek Północny, znany z charakterystycznego kształtu globusa uplasowanego tuż nad stromą skarpą. Kiedy tam wjeżdżali - około północy - było jeszcze jasno. Godzinę później nastał nowy dzień.

- Nie było nocy, jaką znamy. Po prostu nieco się ściemniło, a po chwili znowu zaczęło być jasno. Tam też przywitał nas śnieg i stado dzikich reniferów, czyli coś, na co czekałam całą drogę - śmieje się Agnieszka.

W sumie po drodze zwiedzili kilkadziesiąt fascynujących miejsc. Zgodnie twierdzą, że Skandynawia to jedno z piękniejszych miejsc na Ziemi.

Bus jedzie dalej?

Zapytani o przepis na dobrą wyprawę, podkreślają, że podstawą jest organizacja. Oni o wyjeździe myśleli wiele miesięcy wcześniej, dzięki temu udało się zdobyć sponsorów, a wśród nich m.in. firmy odpowiadające za przeprawy promowe z Polski do Szwecji i Finlandii do Estonii. Nauczeni doświadczeniem, zabrali także wałówkę, którą podgrzewali na kuchence gazowej.

- Po ostatnim roku wiedzieliśmy, że nie da się długo pociągnąć na pasztetach z puszki. Teraz mieliśmy dość urozmaicone menu i jedzenia z Polski starczyło na miesiąc - mówi Magda.

- Spaliśmy "na dziko" - w namiotach na parkingach. Kraje skandynawskie mają specjalne miejsca parkingowe dostosowane do niezwykle popularnych tam camperów. Są ławki, stoliki, bywają łazienki - dodaje Agnieszka.

Przyszłym podróżnikom radzą zabrać ciepłe ubrania, nie robić planu "na styk", bo na pewno coś nie wyjdzie, rezerwować wcześniej promy (korzystali z kilkunastu), nie planować bardzo długich przejazdów i zaopatrzyć się w mapę z zaznaczonymi wzniesieniami, które bywają naprawdę spore, a dla niektórych samochodów mogą okazać się trudne do pokonania.

No i trochę czystej. Na wszelki wypadek.

Na pytanie, co dalej z wysłużonym busem, na razie nie potrafią odpowiedzieć.
- Miałem taki tydzień, że chciałem nim do fiordu wjechać, ale mimo wszystko nie wyobrażam sobie, że mielibyśmy się go pozbyć - wyznaje Bartek.

- Przed ewentualną wyprawą trzeba będzie oszacować koszt jego naprawy. Nie wiemy, jak to będzie za rok, ale jeśliby się udało, chcielibyśmy gdzieś pojechać. Gdzie? Bałkany, Ukraina, Wielka Brytania? - zastanawia się Magda.

***

Do Polski wrócili bez przygód. Z drogi SMS-ami wysłali do domów specjalne zamówienie na obiad. Na co ma się ochotę po miesiącu włóczęgi?

- Na ruskie pierogi!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24