Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabili nam BRATA

Jakub Hap
Lata mijają, ale dla pana Wiesława i pani Haliny śmierć ukochanego brata to nadal krwawiąca, niezabliźniona rana.
Lata mijają, ale dla pana Wiesława i pani Haliny śmierć ukochanego brata to nadal krwawiąca, niezabliźniona rana. Jakub Hap
Ta historia 39 lat temu wstrząsnęła społecznością Ziemi Żmigrodzkiej. 18-letni Władysław Piotrowski z Jaworza poszedł na zabawę do Kątów. Do domu żywy już nie wrócił, skatowane ciało znaleziono w rzece. Mordercy pozostali nieznani...

Dramat rozegrał się zimą - w lutym 1977 r. Nocą, najprawdopodobniej z wtorku na środę. - W remizie w Kątach zorganizowano zabawę. Młodzieży bawiła się na niej masa, z kilku wsi. Korzystając z okazji, imprezy nie były wówczas na porządku dziennym. My poszliśmy tam w kilku. Byłem ja, Władek oraz koledzy. Wiedzieliśmy, że nie zabawimy długo, bo niektórzy z nas, w tym ja, musieli rano wstać do roboty - wspomina okoliczności tragicznych wydarzeń Wiesław Piotrowski, starszy brat Władysława.

Ślady butówWładka po raz ostatni żywego widział około godz. 23. Stał obok przygrywającej do tańca orkiestry. Nic nie wskazywało na to, że kilkanaście, może kilkadziesiąt minut później może wydarzyć się coś złego.

- Jak wyszliśmy z zabawy, było gdzieś koło wpół do dwunastej. Nigdzie nie mogliśmy znaleźć Władka, zaczęliśmy go szukać, ale przepadł niczym kamień w wodę. Gdy dostrzegliśmy na śniegu lekko przyprószone, ale świeże ślady butów, idące w kierunku Jaworza, pomyśleliśmy, że to jego. Cały czas szliśmy za nimi, urwały się tuż przed naszą wsią... Stwierdziliśmy, że brat może wstąpił do kolegi, więc rozeszliśmy się po domach i poszliśmy spać. A tymczasem rano okazało się, że Władek do domu nie wrócił - opowiada pan Wiesław.

Szok o porankuNadzieja, że syn i brat się odnajdzie, umarła już po kilku godzinach. Do Piotrowskich zapukała milicja, by przekazać tragiczną wiadomość. Władysława znaleziono martwego, przy moście nad Wisłoką w Nowym Żmigrodzie. Ciało było zmasakrowane, nikt nie mógł mieć złudzeń, że 18-latek został zamordowany, padając ofiarą nad wyraz brutalnych oprawców.

- Został pobity a następnie, pewnie już jako nieboszczyk, zrzucony z mostu do wody. Sprawcy chcieli w ten sposób upozorować, że się utopił. Ale naciele było mnóstwo śladów pobicia. Można powiedzieć, że twarz i ręce miał skatowane jak sam Chrystus... Na ten most musiał zostać skądś przyciągnięty - spodnie były mocno wytarte, zwłaszcza na kolanach, czubki butów zaś całe zdarte. Kurtka, w której poszedł na zabawę, nigdy nie została odnaleziona - opowiada Halina Forystek, młodsza siostra zabitego. W chwili, gdy zginął, miała 14 lat...

Tragiczna śmierć odbiła się szerokim echem w całej okolicy. Była czymś, co w tych stronach jeszcze się nie wydarzyło i nie miało prawa się wydarzyć. Władek został pożegnany 13 lutego w kościele w Desznicy, trumna z jego ciałem spoczęła w grobie na miejscowym cmentarzu.

Choć milicja formalnie wszczęła śledztwo, by ustalić sprawców, motyw i okoliczności zabójstwa, sprawa nie została wyjaśniona. - Ponoć nawet znaleźli się świadkowie, którzy coś wiedzieli. Ale potem każdy się wyparł, na zasadzie: ja nie pójdę, bo ja mam dzieci, bo mnie podpalą... Ludzie bali się mówić, zwłaszcza, że chodziły słuchy, że w to zabójstwo zamieszana jest milicja. To całkiem możliwe, po latach usłyszałem, że jeden z okolicznych milicjantów tuż przed śmiercią był bardzo niespokojny z jego powodu - mówi Wiesław Piotrowski.

Sprawcy mordu nigdy nie zostali ujawnieni, jednak tak w Kątach, jak i Jaworzu mówiło się o tym, kto mógł za nim stać.

- Wiadomo było, że obrażeń na ciele nie zrobiła jedna osoba. Padały różne nazwiska... Słyszeliśmy, że Władka zabito naprzeciw miejsca imprezy, gdzie wtedy znajdowała się szkoła w Kątach. Tam były piwnice. Oficjalnie nikt niczego jednak nie powiedział, choć rodzice pisali pisma nawet do Warszawy. Odpowiedź zawsze brzmiała: brak dowodów. - Może faktycznie za tym wszystkim stał ktoś z wyższych sfer? - zastanawia się pani Halina.

Dlaczego?!Rodzina Piotrowskich długo nie mogła pogodzić się z tragedią.

- Był taki młody, miał pasje, marzenia. Lubił piłkę nożną, hodował gołębie. Po zdobyciu zawodu kierowcy-mechanika w Jaśle imał się różnych zajęć, przez jakiś czas pracował na Zachodzie. Dlaczego odebrali mu życie? Nie miał wrogów. Pojawiały się spekulacje, że pomylono go z chłopakiem, do którego był podobny. Tego, jak było naprawdę, już się nie dowiemy. Mimo że rodzicom, od lat już nieżyjącym, bardzo zależało, byśmy przynajmniej my zdołali dowiedzieć się, kto zamordował ich syna - wyznaje pani Irena, najmłodsza siostra zmarłego. Brata nie poznała, urodziła się kilka miesięcy po jego śmierci.

Co ciekawe, śmierć 18-latka z Jaworza niektórzy łączą z równie tajemniczą historią, którą przedstawiliśmy w jednym z zeszłorocznych numerów Faktów Jasielskich. Tą opowiadającą o młodym mieszkańcu Krempnej, który zaginął, i nigdy się nie odnalazł. Ponoć mógł być na feralnej imprezie w Kątach, i coś widzieć...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24