Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabili naszego tatę

Krzysztof Urbański
Maria Gamracy nie może zrozumieć, dlaczego włoscy karabinierzy skatowali akurat jej męża. - Przecież innych wypuścili?!
Maria Gamracy nie może zrozumieć, dlaczego włoscy karabinierzy skatowali akurat jej męża. - Przecież innych wypuścili?! Krzysztof Urbański
Dlaczego!? - to pytanie Maria Gamracy z Chorzelowa pod Mielcem zadaje sobie kilka razy dziennie. Dlaczego włoska policja brutalnie pobiła jej męża. To fakt, że pracował na czarno. Ale przecież jakoś musimy utrzymać ósemkę dzieci. A oni zgnietli mu kość czaszki. Zmarł 5 listopada we włoskim szpitalu.

Józef Gamracy wyjechał do Włoch w październiku 2002 roku. Próbował zarabiać w każdy możliwy sposób. Na utrzymaniu miał ośmioro dzieci, a jedyne pieniądze, za jakie żyła jego rodzina, to 800 złotych zasiłku. Problemy z robotą zaczęły się kilka lat temu, po likwidacji miejscowego PGR, gdzie pracowali oboje z żoną. Wówczas Gamracy zaczął tułaczkę po świecie w poszukiwaniu zarobku. Był w Austrii, Czechach, Grecji i na Ukrainie. Ostatnią pracą było mycie szyb i lusterek na jednym z rzymskich skrzyżowań, kilkaset metrów od placu świętego Piotra. Razem z kilkoma innymi Polakami spał w namiotach pod mostem Vittorio Emanuele II. Mycie szyb zaczynali wczesnym popołudniem, a kończyli około 4 nad ranem.
- Najbardziej przeżyliśmy ubiegłoroczne święta Bożego Narodzenia. Mąż dzwonił do nas z Rzymu i razem płakaliśmy, bo nie udało się spędzić tych dni razem - opowiada pani Maria. W sierpniu tego roku pojechał do niego 18-letni syn Grzegorz, który miał mu pomóc w pracy.
Polacy w kajdankach
28 października, tuż przed południem, pod most, gdzie spali Polacy, zajechały radiowozy karabinierów. Brutalnie skuto Polaków kajdankami i wrzucono do samochodów. Zawieziono ich na posterunek. - Syn opowiadał, że karabinierzy gwizdali na nich, lżyli i wyśmiewali się z nich - opowiada pani Maria. Potem siedmiu Polaków przewieziono na inny komisariat, skąd po czterech godzinach karabinierzy wypuścili Grzegorza i trzech innych mężczyzn. Wychodząc z komisariatu Grzegorz widział ojca po raz ostatni.
Kilka godzin Grzegorz czekał na ojca pod mostem. Nie przyszedł. Wieczorem następnego dnia wrócił pod most kolega ojca - Janek, którego karabinierzy właśnie wypuścili. Co się dzieje z Józefem? Janek opowiadał, że przenieśli ich do pojedynczych, sąsiadujących ze sobą cel. Słyszał za ścianą krzyki, hałasy i jęki kolegi. Według jego relacji, Józefa brutalnie bito przez kilka godzin.
- Potem zawołali Janka i powiedzieli, że mojemu mężowi coś się stało - mówi Maria Gamracy. Janek widział, jak karabinierzy podtykali nieprzytomnemu Józefowi do podpisania jakieś włoskie pismo.

O własnych siłach?!

Grzegorz razem z ojcem pracował w Rzymie. On widział ojca żywego jako ostatni.
Grzegorz razem z ojcem pracował w Rzymie. On widział ojca żywego jako ostatni. Krzysztof Urbański

By utrzymać ósemkę dzieci Józef Gamracy tułał się za robotą po całej Europie. Dziś zostali sami. (fot. Krzysztof Urbański)Grzegorz swojego ojca znalazł w szpitalu. Tłumaczka ze szpitala w Rzymie wyjaśniła mu, że dokument, który miał podpisać Józef, to oświadczenie, że posterunek karabinierów opuścił o własnych siłach. Tymczasem karetka zabrała go nagiego i nieprzytomnego. W miejscu, gdzie Gamracy miał się podpisać, były zygzaki nie przypominające żadnej z liter. Nie mówiąc o imieniu czy nazwisku. Po kilku dniach, nie odzyskawszy przytomności, Józef Gamracy zmarł. Oficjalnie powodem śmierci była ostra niewydolność układu oddechowego i krążenia. A przecież Józef Gamracy nigdy nie chorował na serce!
- Syn usłyszał fragment rozmowy lekarzy ze szpitala, w którym leżał Józef. Mówili, że kość czaszki była dosłownie wgnieciona do środka, co spowodowało nieodwracalne uszkodzenia mózgu - opowiada Maria Gamracy.

Niech odpocznie w kraju

Jola z portretem taty
Jola z portretem taty Krzysztof Urbański

Grzegorz razem z ojcem pracował w Rzymie. On widział ojca żywego jako ostatni. (fot. Krzysztof Urbański)Rodzina postanowiła za wszelką ceną sprowadzić zwłoki do Polski. - Tyle się tułał po świcie, więc niech choć spocznie w kraju - mówi ze łzami w oczach pani Maria.
Sprowadzenie ciała kosztowało rodzinę 7,5 tysiąca złotych. Kolejne 600 euro trzeba było zapłacić za wydanie potrzebnych dokumentów. Tymczasem do domu Gamracych przyszedł komornik. Zrezygnował z zajęcia czegokolwiek, bo w domu zobaczył tylko stary telewizor i dziecięce zabawki.
- Ale przecież on może w końcu wrócić - płacze pani Maria.

Wszczęto wreszcie postępowanie

Po śmierci Józefa Gamracego nie zostało wszczęte postępowanie wyjaśniające. Taka procedura została uruchomiona dopiero po kilku tygodniach, gdy rodzina o całej sprawie powiadomiła wydział konsularny polskiego MSZ. Sąd w Rzymie najprawdopodobniej wyda decyzję o ekshumacji zwłok i przeprowadzeniu sekcji. Jednak taka decyzja musi czekać ponad dwa miesiące na uprawomocnienie. Do tego czasu rodzinie Gamracych pozostaje wciąż zadawać sobie pytanie bez odpowiedzi "dlaczego"?

Możesz pomóc

[obrazek5] Jola z portretem taty (fot. Krzysztof Urbański)Gazeta Codzienna "Nowiny" zwraca się z prośbą do każdego, kto mógłby pomóc rodzinie Gamracych. Utworzono konto, na które można wpłacać pieniądze. PEKAO S.A. I/O Mielec 10701568-2079936-2221-0202, Maria Gamracy, 39-331 Chorzelów, blok 765/71

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24