Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo pielęgniarki z Jasła. Skazany na 25 lat więzienia były mąż kobiety założył apelację: - To nie ja zabiłem

Jakub Hap
Janusz G. na jednej z rozpraw w Sądzie Okręgowym w Krośnie
Janusz G. na jednej z rozpraw w Sądzie Okręgowym w Krośnie Tomasz Jefimow
Janusz G. zamordował byłą żonę Halinę i ukrył jej ciało w nieznanym miejscu - tak orzekł Sąd Okręgowy w Krośnie i skazał jaślanina na 25 lat więzienia. Wyrok nie jest prawomocny, bo G. złożył od niego apelację i akta sprawy sprzed sześciu lat trafiły do sądu apelacyjnego. We wtorek okaże się, czy tymczasowy areszt zamieni na więzienie, czy może G. wyjdzie na wolność.

Historią zaginięcia Haliny G., pielęgniarki pracującej w jasielskim szpitalu, przez wiele miesięcy żyło całe Jasło. 52-latka przepadła jak kamień w wodę nocą z 5 na 6 sierpnia 2014 r. Po wieczornej wizycie u sąsiadki i rozmowie telefonicznej z partnerem przygotowywała się do snu w domu przy ul. 17 Stycznia. Na drugi dzień syn kobiety odkrył, że zniknęła, a jej telefon nie odpowiadał. Sprawa od początku wydawała się poważna - w miejscu, gdzie Halina mieszkała, odkryto krew. Była też w samochodzie byłego męża zaginionej, Janusza G., który w 2012 r. ranił ją nożem i na mocy wyroku sądu nie mógł się do niej zbliżać. Mężczyzna usłyszał zarzut najpierw uprowadzenia, a później zabójstwa dawnej partnerki.

G. konsekwentnie przekonywał, że nie wie, co się z nią stało. O swej niewinności zapewniał również w dwóch rozmowach z nami, gdy po niespełna rocznym pobycie w tymczasowym areszcie wyszedł na wolność.Na proces czekał mieszkając na terenie składu złomu przy ul. Floriańskiej, który przez lata prowadził. To tam, zdaniem prokuratury, miał ukryć ciało. Jednak ani w tym miejscu, mimo licznych działań z wykorzystaniem m.in. georadaru i psów tropiących, ani gdziekolwiek indziej na żaden ślad Haliny nie natrafiono. Do przełomu w sprawie nie doprowadził też, mimo szumnych zapowiedzi prowadzący własne dochodzenie detektyw Krzysztof Rutkowski.

Sąd w Krośnie: winny

Akt oskarżenia przeciwko G. gotowy był początkiem 2018 r. Przed sądem jaślanin stanął w marcu roku następnego. Choć wciąż brakowało najważniejszego dowodu na jego winę - zwłok Haliny - śledczy przekonali sąd poszlakami. Nie tylko zabezpieczonymi śladami krwi zaginionej, ale również m.in. nagraniami z kamer monitoringu, które zarejestrowały w feralną noc przejazd dostawczaka oskarżonego trasą między domem, gdzie mieszkała Halina a składem złomu.

Sąd uznał, że G. miał motyw, by zabić. Wyrzucał byłej partnerce przywłaszczenie domu, który dostał w spadku po dziadkach, obawiał się, że po podziale majątku (w chwili zaginięcia kobiety proces w tej sprawie był w toku) zabierze mu także część firmy. Ogłaszając wyrok, sąd przedstawił następującą wersję zdarzeń: Janusz G. zabił Halinę, zadając jej uderzenia w korytarzu domu, a następnie w samochodzie. Ciało miał wywieźć i ukryć w nieznanym miejscu. Orzeczona w marcu br. kara 25 lat więzienia zadowoliła prokuraturę (choć domagała się dożywocia), jednak G. i jego obrońca postanowili walczyć o zmianę wyroku.

- Nie zostały przedstawione dowody wystarczające do uznania bez wątpliwości, że oskarżony popełnił przestępstwo, które mu zarzucono

- tłumaczył na gorąco po odczytaniu wyroku mecenas Krzysztof Mysza, pełnomocnik Janusza G. ustanowiony z urzędu.

Nie krył zastrzeżeń do sposobu prowadzenia postępowania przygotowawczego. Przypominał, że niektórzy świadkowie wycofali zeznania. Kwestionował też naiwne jego zdaniem przekonanie, zgodnie z którym G., chcąc zabić Halinę, podjąłby ryzyko, jakim było posłużenie się zdezelowanym fordem.

Janusz G. postanowił zeznawać

Nad apelacją rzeszowski sąd apelacyjny pochylił się na początku grudnia. Na rozprawie obrońca G. przekonywał, że śledztwo było prowadzone nierzetelnie, tak, aby za wszelką cenę uprawdopodobnić zarzut bazujący na poszlakach. Przypomniał o wątpliwościach sądu pierwszej instancji, gdy próbował dociec, w jaki sposób ślady krwi mogły znaleźć się w samochodzie oskarżonego.

Przywołując dane statystyczne dotyczące tajemniczych zaginięć sugerował, że Halina, jako osoba o atrakcyjnej aparycji mogła paść ofiarą porwania. A dowodem na to, że wyszła z domu o własnych siłach ma być zachowanie psów tropiących, które - jak twierdzi mecenas Mysza - podejmują trop przede wszystkim na podstawie zapachu ludzkich stóp. Pełnomocnik Janusza G. podważał też wiarygodność niektórych świadków. Wnosząc o uniewinnienie podsumował: „Lepiej uniewinnić zbrodniarza, niż skazać niewinnego”.

Krośnieńska prokurator Beata Piotrowicz, która sporządziła akt oskarżenia, nie zgodziła się z żadnym zarzutem obrony.

Przyznała, że sąd okręgowy bazował na poszlakach, ale - jak stwierdziła - w przypadku tej sprawy „ciąg poszlak (...) to dające się udowodnić i logicznie wytłumaczyć fakty, które stanowią ścisły ciąg zdarzeń kierujący winę na oskarżonego”.

Prokurator Piotrowicz zauważyła też, że mecenas Mysza poddaje w wątpliwość wiarygodność trzech świadków, a łącznie przesłuchano ich 150.

Najbardziej zaskakującym momentem rozprawy było jednak wystąpienie samego Janusza G. Mężczyzna, który zarówno w toku postępowania prokuratorskiego, jak i procesu w sądzie okręgowym milczał (pomijając prośbę o uniewinnienie przed samym wyrokiem), w końcu postanowił zabrać głos. Mówił ponad godzinę.

Odnosząc się do poszlak, jakimi kierował się krośnieński sąd, podkreślał między innymi, że świadek, który miał widzieć w pobliżu domu przy ul. 17 Stycznia osobę o posturze Janusza G., nigdy nie stwierdził, że widział właśnie jego, a "osobnik" zarejestrowany przez monitoring, jadący białym transitem podczas dwunastominutowego przejazdu nie byłby w stanie ukryć ciała. G. zauważył także, że na terenie składu złomu śledczy nie znaleźli nic, co stanowiłoby podstawę do wiązania go z zaginięciem Haliny. A rozpatrywanie w kategoriach dowodu ujawnionej przez policjantów krwi - jedynie ośmiu małych śladów, mniejszych od kropli - jest irracjonalne.

Mężczyzna nie krył żalu do prokuratury, która w jego opinii od początku postępowania działała w sposób stronniczy.
Narzekał, że w tymczasowym areszcie nie stworzono mu warunków, by w spokoju mógł zapoznać się z uzasadnieniem wyroku pierwszej instancji i przygotować apelację. Docenił za to... warunki bytowe, na jakie może liczyć za kratkami. Zaznaczył, że są komfortowe (centralne ogrzewanie, smaczne posiłki, toaleta w celi).

- Ale to złota klatka, a nawet kanarek w złotej klatce długo nie wytrzyma

- skwitował enigmatycznie.

Podobnie jak w rozmowach z nami G. utyskiwał, że przez bezpodstawne oskarżenia został zniszczony jako człowiek, zniweczono również wszystko, czego dorobił się prowadząc zakład, obecnie zostawiony na pastwę losu.

Sąd apelacyjny dwukrotnie przeanalizował akta sprawy, ale - jak tłumaczył przewodniczący składu orzekającego - po emocjonalnych wystąpieniach na sali rozpraw miał pochylić się nad nimi jeszcze raz. Wyrok zapadnie 22 grudnia. Do tego dnia G. pozostanie w areszcie.


ZOBACZ TAKŻE:Po awanturze domowej w Przemyślu ojciec zamknął się z dzieckiem w pokoju. Policja pojmała mężczyznę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24