Pani Magdalena z Rzeszowa kilka tygodni temu zarejestrowała jednoosobową firmę. Formalności w Urzędzie Miasta załatwiła w ciągu jednego dnia. W specjalnym punkcie wpisała przedsiębiorstwo do elektronicznej ewidencji prowadzonej przez ministerstwo gospodarki. Rejestracja firmy nie kosztowała jej ani złotówki. Kilka dni temu dostała list z Krajowego Rejestru Pracowników i Pracodawców w Warszawie.
"Ureguluj opłatę"
- W piśmie, które wygląda jak urzędowy monit wzywają mnie do zapłaty 115 zł w nieprzekraczalnym terminie 7 dni. Opłaty domagają się za wpisanie firmy do ich rejestru. Dopiero drobnym druczkiem pod wypełnionym blankietem wpłaty można doczytać, że to oferta handlowa i wpłata nie jest obowiązkowa - mówi nasza Czytelniczka.
Okazuje się, że pani Magdalena nie jest jedyną adresatką pisma z KRPiP. Firma w podobny sposób działa w całej Polsce. Bazuje na tym, że jej nazwa do złudzenia przypomina Krajowy Rejestr Pracodawców i Pracowników z Bielska-Białej. Bielski portal zrzesza opinie na temat firm, które mogą być pomocne np. przy wyborze przyszłego pracodawcy. Działa bezpłatnie, a jego właściciel zarabia tylko na umieszczanych w nim reklamach. Z szacunków pracowników bielskiej firmy wynika, że przedsiębiorca z Warszawy mógł wysłać listy do kilkunastu tysięcy osób.
- My sami odbieramy codziennie setki telefonów od osób, które wysłały im pieniądze. Tłumaczymy, że to inna firma i nie mamy z nią nic wspólnego, ale często na niewiele się to zdaje. Ludzie zarzucają nam oszustwo, od kilku miesięcy przeżywam z tego powodu gehennę - denerwuje się właścicielka bielskiej firmy.
Czytaj za co płacisz
Paweł Międlar, rzecznik Komendanta Wojewódzkiego Policji w Rzeszowie nie jest zaskoczony sposobem działania warszawskiego przedsiębiorcy.
- To kolejny sposób zarobkowania na ludzkiej naiwności. Osoba, która dostanie takie pismo może je wyrzucić do kosza, nie musi niczego płacić. Niestety, jeśli to zrobi, policja ma ograniczone pole manewru, bo w świetle prawa nie dochodzi tu do oszustwa. Co prawda drobnym drukiem, ale jest zaznaczone, że to oferta dobrowolna - tłumaczy Międlar.
- To prawda, taki zapis utrudnia dochodzenie swoich praw - potwierdza Radomir Stasicki, rzecznik praw konsumentów przy Urzędzie Miasta Rzeszowa. - Wprawdzie każdy klient ma prawo stwierdzić, że podjął decyzję pod wpływem błędu i na tej podstawie żądać zwrotu pieniędzy, ale ewentualny zwrot gotówki zależy tylko od dobrej woli odbiorcy przelewu - dodaje.
Prezes: Nie łamiemy prawa
Michał Gawiński, prezes spółki rozsyłającej pisma nie ma sobie nic do zarzucenia i podkreśla, że jego firma działa zgodnie z prawem. Przyznaje, że zdarzają się klienci, którzy mają problem z właściwym zrozumieniem pisma.
- Ale chociaż jest ich niewielu, już cztery razy zmienialiśmy jego treść. Proszę jednak zrozumieć, że my działamy zarobkowo i trudno oczekiwać, abyśmy w materiałach promocyjnych informowali, że nie trzeba nam płacić pieniędzy, skoro to komercyjna usługa. To tak, jakby hipermarket w swojej gazetce napisał, że ma rowerki po 400 zł, ale nie trzeba ich kupować - broni się Gawiński. I zapewnia, że w ciągu 10 miesięcy od daty zapłaty można z usługi zrezygnować. - Wystarczy wysłać do nas pismo z taką informacją, a oddamy pieniądze co do złotówki.
Pod lupą prokuratury
Mimo tego na wniosek właścicieli firm sprawą zajęli się już policjanci i prokuratorzy m.in. z Torunia, Bielsko-Białej, Warszawy i Katowic. - My prowadzimy postępowanie pod kątem oszustwa poprzez wprowadzanie ludzi w błąd. Do tej pory zgłosiło się do nas ok. sto osób, które twierdzą, że zostały oszukane przez firmę z Warszawy. Każda z nich wpłaciła na jej konto 115 zł - informuje Marta Zawada-Dybek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?