Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamulony zalew na Wisłoku w Rzeszowie to bomba ekologiczna

Bartosz Gubernat
Aby przywrócić zalewowi funkcję rekreacyjną i przeciwpowodziową, potrzeba minimum 8 mln zł.
Aby przywrócić zalewowi funkcję rekreacyjną i przeciwpowodziową, potrzeba minimum 8 mln zł. Archiwum
Eksperci szacują, że z zalewu na Wisłoku trzeba wyciągnąć już ponad 1,5 mln m sześc. mułu.

- Stan zbiornika jest coraz gorszy. W tej chwili mułu jest tak dużo, że niewielkie łódki typu optymist mogą pływać tylko blisko zapory, albo w rejonie klubu kajakowego, w miejscu głównego nurtu rzeki. Na pozostałym obszarze trudno jest nawet poruszać się kajakiem, bo wiosło zanurzone w wodzie utyka w mule. Gdybym popłynął tam żaglówką, na pewno osiadła by na mieliźnie - mówi Sławomir Gołąb z Rzeszowa, żeglarz.

Zalew na Wisłoku powstał w 1971 roku. Miał pełnić funkcję przeciwpowodziową i rekreacyjną. Przez wiele lat spełniał swoje zadanie. Sławomir Gołąb wspomina, że kiedy w 1981 roku zdawał tu egzamin na sternika, żaglówki korzystały z całego akwenu, który w dodatku sięgał jeszcze dalej w kierunku wschodnim. Dopiero na przełomie lat 80. i 90. nieco go zwężono i częściowo odmulono. Ponieważ zapora została skonstruowana tak, że wodę z zalewu puszcza górą, muł płynący z nurtem rzeki osadza się na dole. W tej chwili jest go tak dużo, że zdaniem ekologów stanowi ogromne zagrożenie na rzadkich gatunków roślin i zwierząt. Bez podjęcia stanowczych działań w ciągu kilku lat może zagrozić także ujęciom wody - miejskiemu na osiedlu Zwięczyca i temu na wysokości Lisiej Góry, wykorzystywanemu przez WSK.

Koszt odmulania zbiornika metodą tradycyjną szacuje się na ok. 60 mln zł. Zdaniem ekspertów, aby przywrócić mu walory rekreacyjne i użytkowe, trzeba wyciągnąć z dna od 1,5 do 2 mln m sześc. mułu. - Na szczęście na rynku pojawiły się metody, które pozwalają znacznie obniżyć koszty takiej operacji. Niedawno oglądaliśmy na Słowacji pracę urządzenia przypominającego olbrzymi rękaw. Jego wydajność jest bardzo duża i co najważniejsze, na brzegach nie trzeba tworzyć tzw. osadników, do których odsysa się muł. Materiał jest od razu dzielony na kruszywo, żwir i śmieci - mówi Stanisław Homa, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska i Rolnictwa Urzędu Miasta Rzeszowa.

Sprzęt odpowiadający za wyciągnięcie z rzeki urobku mieści się na niewielkiej, 20-arowej działce. Rękaw zasysający muł może mieć z kolei nawet 2 km długości. Koszt sprzętu to ok. 8 mln zł. Przy ponad 450 mln zł, jakie Rzeszów przeznaczył w tym roku na inwestycje to niewiele. Niestety miasto nie jest właścicielem zbiornika i nie może wydać na ten cel pieniędzy.

- Dlatego sprawę odmulania prowadzi właściciel zalewu - Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Krakowie. Pieniądze chce pozyskać z programu zabezpieczenia przeciwpowodziowego dorzecza górnej Wisły. W tym roku jest na to duża szansa, bowiem przychylnie na sytuację zalewu patrzy pełnomocnik rządu do spraw realizacji tego programu - wojewoda małopolski Jerzy Miller - mówi dyrektor Homa.
Urzędnicy liczą, że za pieniądze z programu uda się kupić refuler, który na zalewie będzie stacjonował na stałe. Dzięki temu olbrzymią operację wyciągania mułu trzeba będzie przeprowadzić tylko raz, a później wystarczy ograniczyć się tylko do doraźnej konserwacji zbiornika.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24