Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapora to dopiero był dowódca

Norbert Ziętal
Mjr Marian Pawełczak, ps. "Morwa”, wspomina swojego dowódcę z ogromnym szacunkiem.
Mjr Marian Pawełczak, ps. "Morwa”, wspomina swojego dowódcę z ogromnym szacunkiem. NORBERT ZIĘTAL
Przemyscy aktorzy - rekonstruktorzy spotkali się żołnierzem oddziału AK, którego losy odtwarzali w filmie dokumentalnym.

- W filmie odtwarzałem pana postać - mówi do mjr Mariana Pawełczaka, ps. "Morwa" Andrzej Gładysz.

- No to ufam, że dobrze wypadłeś, jako ja - uśmiecha się weteran.

Na przełomie sierpnia i września w Pacławiu pod Przemyślem rekonstruktorzy z różnych stron Polski, w tym z Przemyśla, wystąpili w filmie dokumentalnym o majorze Hieronimie Dekutowskim ps. Zapora. Przeplatany fabularnymi scenami dokument kręci TVN Discovery Historia. Premiera w Kalwarii Pacławskiej, być może jeszcze w grudniu.

- W tym filmie brał udział prawie cały nasz oddział. Ale nie spodziewaliśmy się, że w niedługim czasie spotkamy się z jednym z tych żołnierzy AK, w których role się wcielaliśmy - mówi Mirosław Majkowski, prezes Przemyskiego Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej "X D.O.K."

Przy ognisku w partyzanckiej wiosce

Na spotkanie z majorem Marianem Pawełczakiem jedziemy sporą grupą. Docieramy do Maciejowa w województwie lubelskim. Urocza, śródleśna wioska. Kilkanaście kilometrów od drogi Biłgoraj - Lublin. Zagroda z drewnianym domem, utrzymana w odpowiednim klimacie przez Piotra Lisa z Lubelskiej Grupy Rekonstrukcji Historycznej. Wypisz, wymaluj kwatera partyzancka z lat II wojny światowej.

- Na stałe mieszkamy w Lublinie, ale tutaj urządziliśmy sobie taki zakątek - tłumaczy pan Piotr.

Łatwo go rozpoznać podczas wojennych rekonstrukcji. W polskim mundurze wrześniowym. Charakterystyczna twarz z bujnym wąsem, po bitwie najczęściej "zakrwawiona" i obandażowana. Ktoś musi być rannym.

Zagrałem w filmie pana postać

Przyjeżdża mjr "Morwa", czyli Marian Pawełczak. Postawny, wyprostowany, żwawo wyskakuje z samochodu. Zupełnie nie wygląda na swoje 85 lat. W mundurze oficerskim. Wita się z każdym z osobna, salutuje.

- W filmie odtwarzałam pana postać - chwali się przy powitaniu Andrzej Gładysz ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej "Wrzesień 39".

- Tak? O, to fajnie! No to ufam, że dobrze wypadłeś, jako ja - uśmiecha się mjr "Morwa".

- A ja grałem, niestety, ubeka - lojalne uprzedza Majkowski.

- No, cóż, film to film. Ktoś musiał grać i ubeków, bo inaczej nie było historii - pociesza "Morwa".

Siadamy przy ognisku. Major na honorowym miejscu. Zaczyna się jego opowieść.

Jakiś szczupły i niski ten nasz dowódca

Mjr Hieronim Dekutkowki "Zapora" urodził się w Dzikowie, dzisiejsza dzielnica Tarnobrzega. Żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemny, legendarny dowódca oddziałów partyzanckich AK i Zrzeszenia WiN. Działał na terenie dzisiejszego Lubelskiego i Podkarpackiego. Po wojnie działał w konspiracji antysowieckiej. Aresztowany w 1947 r., przez komunistyczny sąd skazany na siedmiokrotną karę śmierci. Wyrok wykonano w marcu 1949 r. Znienawidzony przez komunistów i aż do końca lat 80. oczerniany przez PRL-owskich publicystów. Rehabilitowany dopiero w 1994 r.

Przenosimy się w czasy wojny. Najpierw Pawełczak zostaje wywieziony na przymusowe roboty do Niemiec, do Magdeburga i Wolmirsleben. Ucieka. Później ponownie trafia na przymusowe roboty, tym razem do Lubeki. I znów ucieka.

W 1943 r. rozpoczyna się jego przygoda z oddziałem leśnym AK. Wówczas w organizacji tworzył się Kedyw, czyli Kierownictwo Dywersji. Morwa tam dostaje przydział. Pod koniec wojny trafia do oddziału mjra "Zapory". Pod jego komendą działa do końca wojny, a potem walczą z nowym okupantem ze Wschodu.

"Zapora" czyli Hieronim Dekutowski był ciechociemnym. Najpierw razem z innymi polskimi oficerami przeszedł szkolenie w Anglii. Potem, we wrześniu 1943 r., został przerzucony samolotem do okupowanej Polski, aby wspomagać konspirację.

- W telewizji, w niedzielę wieczór, leci teraz serial "Czas honoru". Dość wiernie przedstawia służbę tych żołnierzy - mówi jeden z rekonstruktorów.

Przy ognisku pojawia się gorąca kawa zbożowa. Napełniamy menażki grochówką.

Morwa opowiada: - Pamiętam, jak jeden z patrolu "Kordiana" przywiózł komendanta ("Zaporę" - red.). Jak go zobaczyłem, pomyślałem sobie: kurcze, szczupły, niewysoki, wąs na jeża, włosy na zapałkę. Jak ktoś taki może być naszym dowódcą. Jednak szybko wszyscy doceniliśmy jego umiejętności dowódcze.

Szacunek przez kilkadziesiąt lat

O Dekutowskim nie powie inaczej jak komendant. Podczas kilkugodzinnej opowieści tylko dwa lub trzy razy wyrywa mu się określenie "Stary". Ale bynajmniej nie jest to prześmiewcze określenie dowódcy, lecz jeden z kilku jego pseudonimów.

- To niewiarygodne jak ten człowiek z szacunkiem odnosi się do swojego dowódcy. Po tylu latach. To było całkiem inne pokolenie - nie może się nadziwić Majkowski.

Morwa wspomina, że już po pierwszych akcjach przekonali się, iż "Zapora" to nietuzinkowy dowódca. Doskonale planował każdą akcję. Aby ponieść jak najmniej własnych strat, nie zaszkodzić terenowi, a jak najwięcej szkód wyrządzić wrogowi.
Pomimo niezbyt imponującej sylwetki, miał donośny głos.

Major wspomina: - Kiedyś siedzimy na akcji. My czekamy i Niemcy też. Zapora krzyczy: Tęcza ogień. I na tę komendę, faktycznie skierowaną tylko do "Tęczy", strzelają i Polacy, i Niemcy. A potem, gdy "Zapora" krzyczy: wstrzymaj ogień, to przestajemy strzelać i my, i Niemcy.

Zapora tylko do broni przywiązywał większą wagę. Inne sprawy miały mniejsze znaczenie. Do najedzenia się wystarczało mu jajko. Chodził w za dużych butach.

- Mocno przeżywał, gdy któryś z kolegów zginął. Żegnał się z nim, jakby grzebał własnego brata - opowiada Morwa.

Nareszcie mogą komuś opowiedzieć prawdę

Spotkanie przy ognisku planowane było na trzy, cztery godziny. Trwa już sześć i końca nie widać. Dopiero nadchodząca noc i październikowe zimno wymusza koniec zwierzeń.

- Fajnie jest mówić do kogoś, kto chce słuchać - żegna nas Pawełczyk.

Krzysztof Silkowski z Lubelskiej GRH, która zorganizowała wojskowy piknik z weteranem, mówi, że takie spotkania są konieczne.

- Tych ludzi jest coraz mniej, dlatego tak cenne są dla nas ich relacje. Oni też są zadowoleni, że mogą mówić do ludzi naprawdę zainteresowanych ich historią - tłumaczy Silkowski.

- Jesteśmy pod wrażeniem - podkreśla Majkowski. - Takie spotkania będziemy je organizować również na naszym terenie. I wyszukiwać ludzi, którzy mogą nam przekazać swoje wojenne relacje. To doskonała forma patriotyzmu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24