Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdrada, kasa i seks, czyli ciężka praca detektywa w.... burdelu

Andrzej Plęs
W jednym z burdeli pani zaczęła mojego współpracownika lizać po twarzy, gryźć w ucho - opisuje trudy pracy detektyw Przyboś.
W jednym z burdeli pani zaczęła mojego współpracownika lizać po twarzy, gryźć w ucho - opisuje trudy pracy detektyw Przyboś. Tomasz Wilczkiewicz
Albo to panie są zdecydowanie bardziej podejrzliwe, albo panowie dużo częściej uprawiają "skok w bok". Przynajmniej takie spostrzeżenia ma rzeszowski detektyw Józef Przyboś.

- Od lat zdecydowanie więcej mam spraw o zdrady i na ogół dotyczą przedstawicieli płci brzydkiej - podkreśla. - Na dziesięć spraw, siedem dotyczy mężczyzn. Najczęściej mam przyjemność podglądać ludzi między 30 a 40 rokiem życia. Prawie wcale nie śledzę rolników, robotników, pracowników banków, mało też jest budżetówki. Chyba mało zarabiają lub szkoda im pieniędzy na detektywa, albo wolą nie wiedzieć, co robi partner.

Zdecydowanie więcej jest zleceń jest od tzw. biznesu. Tu jest kasa, więc jest high life, zdecydowanie większe możliwości mniej lub bardziej przygodnego i w ogóle - pozamałżeńskiego seksu.

Ewa podejrzewa

Czterdziestoletnia kobieta wprawdzie zachowała resztki niegdysiejszej urody, ale zaczęła tracić poczucie własnej kobiecej wartości. Głównie za sprawą niewiele od niej starszego męża Stanisława, który w biznesie siedział niewielkim, ale stabilnym, kasą szastał i zawsze lubił się podobać. Może to był kryzys wieku średniego, ale ostatnio lubił się podobać bardziej niż zwykle.

Ewa zawsze podejrzewała Staszka o zdrady, bolała w cichości ducha, że regularnie bywa w agencjach towarzyskich. Jakby mieszkali w mieście wojewódzkim, pewnie towarzysko "rozeszłoby się po kościach", a i standardy obyczajowe miejskie są inne. Nawet na Podkarpaciu.

A oni na wsi mieszkali, gdzie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, a pierwszą - po telewizji - rozrywką, jest obgadywanie bliźnich. O Stach u lokalnym biznesmenie lubili mówić szczególnie, bo to szczególna dla miejscowych postać.

W dodatku proboszcz na kazaniach Staszka nie oszczędzał, choć jego imię i nazwisko z kazalnicy nigdy nie "spadło" I tak wszyscy wiedzieli o kogo chodzi. Ewa przestała wytrzymywać znaczące spojrzenia sąsiadek i znajomych, te półsłówka pełne treści i te uśmiechy, kiedy wspominano jej męża.

Dla Przybosia zlecenie Ewy było z początku kolejnym, rutynowym i mało ekscytującym zadaniem zawodowym. Okazało się wyjątkowym doświadczeniem.

- Ruszyłem za Staszkiem i mogę zdecydowanie stwierdzić, że takiej sprawy od początku mojej działalności jeszcze nie miałem - ocenia Przyboś.

Rajd po zamtuzach

- W sumie odwiedziliśmy z moim pracownikiem, no i ze Staszkiem, 9 agencji towarzyskich - dodaje Przyboś. - Notowaliśmy każdą wizytę i każdą reakcję Staszka. Wynikało z tego, że w ciągu dwóch miesięcy naszej obserwacji, głównie w piątki i soboty, Staszek skorzystał z usług siedemnastu pań.

Może lokalny przedsiębiorca chciał zacierać ślady, może był żądny coraz to nowych wrażeń, ale korzystał z przybytków o różnych standardach.

- W jednych agencjach była kultura, spokój, ładne dziewczyny - opisuje detektyw. - W niektórych dzikie tańce na rurze, alkohol lał się obficie, dziewczyny niezbyt atrakcyjne, a przy tym "na żywca" lazły na chłopów.

On sam i pracownik biura za każdym razem zmieniali charakteryzację. Skutecznie, bo Staszek nie połapał się, że jest śledzony. Nie połapały się też ciężko pracujące "agentki" agencji, dla nich facet to klient, więc dwóch dodatkowych panów w przybytku znaczyło zysk.

I nawet nie przeszkadzało im, że obaj detektywi mają a to sztuczne brody, a to peruki, widać panie przywykły, że do takiego lokalu panowie przychodzą incognito.

- W jednym z nich pani kusząco zaatakowała mojego współpracownika, zaczęła go lizać po twarzy, gryźć w ucho - opisuje trudy pracy Przyboś. - W końcu zębami oderwała mu kawałek brody i musiał na chwilę wycofać się z akcji.

Dowody... powalające

Ewie bardzo zależało na tym, żeby "kwity" na męża były mocne. Dlatego, że bardzo chciała na sprawie rozwodowej doprowadzić do orzeczenia, że rozpad małżeństwa zaistniał z winy męża. Im mocniejsze, tym mniej wątpliwości miałby sędzia. A tym bardziej - pani sędzia. Będzie krótko, a dla Staszka - kosztownie.

I "kwity" były niepodważalne, rozwód został orzeczony już na drugiej rozprawie, winnym został Staszek. Ewa osiągnęła to, co chciała: koszty sądowe opłacił były mąż, a ona dostaje od niego miesięcznie 8 tys. zł alimentów. Inwestycja w rajd detektywów po zamtuzach już dawno się zwróciła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24