Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zgwałcona dziewczyna przeżywa dramat, a sąd ciągle każe jej zeznawać

Andrzej Plęs
Każde przesłuchaniem w sądzie to dla niej nawrót koszmaru. Nie wytrzymała, wylądowała w szpitalu psychiatrycznym.
Każde przesłuchaniem w sądzie to dla niej nawrót koszmaru. Nie wytrzymała, wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Dariusz Danek
Od tamtej nocy minęło dwa lata. Krysia ciągle nie może się otrząsnąć, nie jest w stanie o tym gwałcie mówić. Tymczasem sąd każe jej opowiadać. Ze szczegółami. Publicznie niemal, bo na sali sądowej. A ona ma tylko 16 lat...

Fragment raportu Fundacji Dzieci Niczyje z lutego 2010:
"Mimo znacznej poprawy warunków przesłuchiwania dzieci w ostatnich latach, małoletni pokrzywdzeni nadal nie są objęci dostateczną ochroną. Tryb określony w art. 185a kpk, zapewniający jednokrotne przesłuchanie dziecka-ofiary przestępstwa na posiedzeniu z udziałem biegłego psychologa, dotyczy wyłącznie dzieci do 15 roku życia, pokrzywdzonych określonymi rodzajami przestępstw. Nie ma on ponadto zastosowania do dzieci-ofiar czynów nieletnich. Małoletni pokrzywdzeni są nadal przesłuchiwani w miejscach do tego niedostosowanych (np. na salach rozpraw, na komisariatach policji) oraz przez osoby nieprzygotowane do prowadzenia przesłuchań dzieci. Z kolei dzieci nieobjęte ochroną z art. 185a kpk są przesłuchiwane wielokrotnie w jednym postępowaniu karnym".

Nie daje sobie rady ze wspomnieniami. Z samą sobą nie daje sobie rady. W końcu - za radą psychologów - wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Specjaliści mówią zgodnie: dopóki wymiar sprawiedliwości będzie uporczywie przywracał dziewczynce koszmarne wspomnienia, o żadnej skutecznej terapii mowy być nie może.

Ale wymiar sprawiedliwości głuchy jest na apele psychologów, nawet na ich pisemne opinie: Krysia ma zeznawać. A Krysia na dźwięk słów: sąd, zeznanie, oskarżony, świadek, prokurator, sędzia - cała się trzęsie.

Pęknięta rodzina

Nie układało się między Markiem i Renatą, nawet jeśli mieli trójkę dzieci, nie układało się. W niewielkiej miejscowości pod Tyczynem pewnie wszyscy to widzieli, ale w niewielkich miejscowościach głośno się o tym nie mówi. Renata w końcu poskarżyła się policji, że mąż bije, jak popije, wyzywa, straszy... Wycofała skargę, bo obiecał, że więcej nie będzie. A potem bił nadal, to nie wytrzymała, odeszła. Do innego mężczyzny.

Tylko starsza córka, z wyroku sądu, została przy niej. Młodsza i syn zostali z ojcem. Wtedy ojciec zabronił dwojgu młodszym dzieciom kontaktować się z najstarszą siostrą. Już o kontakcie z matką nie mówiąc. A kiedy matka przyjeżdżała do młodszych dzieci w odwiedziny, ojciec wywoził je do konkubiny, pod Jarosław.

Krysia nie chciała tam jeździć. Ojciec kazał im mówić do tej kobiety "mamo", a ta kobieta wyraźnie jej, Krysi, nie lubiła.

Dorośli pili, a Krysia musiała pracować w jej gospodarstwie. I był tam syn tej pani, dorosły już Robert.
To był styczeń 2008 rok. Krysia przebierała się do snu, kiedy wszedł podpity Robert, zaczął ją obmacywać. Krzyczała, on nie przestawał, nikt nie przyszedł z pomocą. A on tylko śmiał się. Wtedy skończyło się na strachu i obrzydzeniu. Tym bardziej nie chciała tam jeździć, ale ojciec kazał. A potem zło zaczęło przyjeżdżać do niej, bo młodszy brat Roberta zaczął pracować z ojcem.

To był koniec maja 2008 roku, kiedy Damian z jej ojcem wrócili z roboty do ich domu pod Tyczynem. Popili, a nocą, kiedy Krysia była już w piżamie, do jej pokoju wtoczył się Damian. Znów krzyczała i wyrywała się, jak wtedy, kiedy zaatakował ją starszy brat Damiana. Był znacznie silniejszy, zdarł z niej piżamę, z siebie ściągnął spodnie i runął na nią. Wszedł ojciec, zapytał, co się dzieje. Zobaczył Damiana leżącego na jego 14-letniej córce, uśmiał się i wyszedł. I następnego dnia kazał jej jechać na rodzinne wesele, zachowywać się normalnie i nikomu nie mówić, co zaszło, bo jej "nogi z dupy powyrywa".

Zachowywała się normalnie, nikomu nie powiedziała, tylko wychodziła popłakać do ubikacji w domu weselnym.

Uciec od koszmaru

Nawet ze starszą siostrą o tym nie mówiła. Z Zosią i tak ojciec zabronił jej się widywać. Ale spotykały się w drodze do szkoły, czasem umawiały się na rowery. Krysia od zawsze wspominała siostrze, że nie chce mieszkać z ojcem, że krzyczy, że rzuca za nią garnkami, bo jej gotowanie mu się nie podoba, pranie też nie, że od suk i kurew wyzywa.

Jeszcze bardziej nie chciała mieszkać po tej majowej nocy. Z początkiem czerwca wyznała siostrze, że albo to się skończy, albo się powiesi, albo nałyka tabletek.

Skończyło się, bo pewnego dnia prosto po szkole uciekła do matki.

- Zaczęła klękać, płakać, że w życiu nie wróci do ojca. Powiadomiłam policję, że gdyby ojciec zgłosił zaginięcie dziecka, to dziecko jest ze mną - opowiada pani Renata. - W strasznym stanie była. Poszliśmy do lekarza, lekarz zasugerował, że potrzebna będzie pomoc psychologa.

U psychologa Krysia "pękła". I też nie na pierwszej sesji.

Żarna sprawiedliwości

Matka wpadła w szał. Zadzwoniła do byłego męża, ten wszystkiego się wyparł.

- Ale kiedy dwa dni później w prokuraturze składałam doniesienia o gwałcie, to okazało się, że on już poprzedniego dnia zawiadomił policję - dziwi się pani Renata. - Potem tłumaczył, że z obawy, że ja doniosę na niego.

Nie uchroniło go to przed odpowiedzialnością. W akcie oskarżenia stoi Damian (z zarzutem obcowania płciowego z nieletnią), Robert (doprowadzenie do innej czynności seksualnej) i ojciec (psychiczne i fizyczne znęcanie się nad córką). Dwóch pierwszych dostało od sądu trzymiesięczny areszt tymczasowy. I kiedy pani Renata składała doniesienie, nie miała pojęcia, że rozpętała dla Krysi koszmar. Nie tego dla niej chciała, tylko sprawiedliwości.

- Córka znalazła się pod stałą opieką psychologów, zaczynało być z nią lepiej - mówi. - Potem wszystko runęło...

W lipcu 2008 roku pierwsze przesłuchanie. Nie w "niebieskim pokoju", gdzie nieletniej ofierze gwałtu może łatwiej byłoby wyrzucić z siebie koszmar. Od razu przed sądem, gdzie obrońcy oskarżonych mogli ją przy wszystkich na sali pytać jak i gdzie dwaj bracia wkładali jej ręce i co wtedy czuła. I o jeszcze gorsze rzeczy. Krysia uprosiła tylko sędziego, żeby podczas jej zeznań ojciec nie był obecny na sali. Przy nim nie potrafiła o tym mówić.

- Obecna przy tym pani psycholog wyszła z sali sądowej, trzymając się za głowę - relacjonuje pani Renata.

Potem było jeszcze jedno przesłuchanie przed sądem i nawrót koszmaru. Żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy, a ich adwokaci robili wszystko, żeby uchronić podopiecznych przed karą. Najprościej byłoby dowieść, że Krysia zmyśla, jest pod wpływem matki, chce się mścić na ojcu...

A w licznych ekspertyzach psychologicznych stoi: dziewczynka nie konfabuluje, swoje spostrzeżenia opiera na swoich doświadczeniach. Nawet biegła psycholog sądowa to potwierdza. A biegły lekarz potwierdza urazy narządów wewnętrznych dziewczynki. Ale sąd, na wniosek obrońców, każe dziecku na nowo opowiadać przebieg tamtej nocy. Ze szczegółami.

Albo sprawiedliwość albo zdrowie

Przed świętami bożonarodzeniowymi 2009 roku matka nawet nie powiedziała córce, że na styczeń Sąd Rejonowy w Rzeszowie wzywa ją na kolejną rozprawę. Po co dziecku taki prezent pod choinkę? Powie jej po Nowym Roku.

Powiedziała, bo musiała. Psychologowie potem napisali: "...na wspomnienie o zbliżającej się rozprawie sądowej natychmiast zaczyna płakać, staje się cała drżąca i roztrzęsiona, wypowiada się głosem załamującym się, a nawet przekazuje informacje o nachodzących ją myślach samobójczych".

Opinia psychologów trafiła do akt sprawy. A w lutym tego roku Krysia trafiła do szpitala psychiatrycznego. Szpitalni psychiatrzy opiniowali: "Istnieje bardzo duże ryzyko, że w konsekwencji dalszych przesłuchań, tj. przypominania i odtwarzania po raz kolejny traumatycznych dla pacjentki faktów i zdarzeń, mogą u niej wystąpić zaburzenia psychiczne typu depresja, fobia, zaburzenia nerwicowe, zaburzenia odżywiania, bulimia, anoreksja. Nie jest wskazane kolejne przesłuchanie".

I ta opinia trafiła do rzeszowskiego sądu rejonowego. W odpowiedzi sąd rejonowy wysłał świadkowi - Krysi kolejne wezwanie na kolejne przesłuchanie. Na kwiecień 2010. Nawet oskarżająca prokuratura wnioskowała o odrzucenie żądań adwokatów o kolejne przesłuchanie Krysi. Sąd miał inne zdanie. Matka Krysi napisała do Rzecznika Praw Dziecka, biuro rzecznika odpowiedziało, że sąd jest niezawisły.
- Czy musi dojść do tragedii, żeby ktoś oprzytomniał? - pyta matka.

Można było skorzystać z opinii psychologów i nie jechać do sądu, ale wtedy sąd wyznaczyłby kolejną datę przesłuchania. Jak to się nie skończy, to dziewczynka nigdy nie wyjdzie z traumy - psychologowie są pewni. A nie skończy się, dopóki nie usatysfakcjonuje sądu zeznaniami. Błędne koło.

Pojechały z matką na kwietniową rozprawę.

- Dostała w szpitalu środki uspokajające, ale i tak była blada, roztrzęsiona i płakała - opowiada pani Renata. - Na wezwanie czekałyśmy przed budynkiem. Nie chciała wcześniej wejść do środka, bała się spotkania z ojcem i tymi dwoma.

Na sali skład sędziowski, prokurator, biegła psycholog, obrońcy oskarżonych. Na zewnątrz czekało rozdygotane dziecko. I wtedy jeden z obrońców poprosił o przełożenie rozprawy, bo ma pogrzeb w rodzinie. Sąd się zgodził i dla sądu, prokuratury i adwokatów było tego dnia po wszystkim. Nie dla Krysi i jej matki. Dziewczyna wróciła do szpitala i po kolejną partię antydepresantów. W szpitalu czeka na wezwanie na kolejne przesłuchanie.

Dwa lata pod opieką psychologów i psychiatrów, na prochach spędza dzień za dniem. A z każdym następnym wcale nie jest dalej o tamtej nocy sprzed dwóch lat. I zbliża się kolejne przesłuchanie...

Niektóre imiona zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24