Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zło ma na imię "dopalacze"

Grzegorz Król
Kto łyka te kolorowe pigułki i pali ziołowe mieszanki? - Lekarze, biznesmeni, przedstawiciele handlowi, robotnicy budowlani, informatycy, trafiają się policjanci i wojskowi... Młodzież stanowi tylko niewielki procent kupujących.
Kto łyka te kolorowe pigułki i pali ziołowe mieszanki? - Lekarze, biznesmeni, przedstawiciele handlowi, robotnicy budowlani, informatycy, trafiają się policjanci i wojskowi... Młodzież stanowi tylko niewielki procent kupujących. Fot. Dariusz Danek
Dopalaczami raczą się przedstawiciele handlowi i robotnicy. Lubią się zaciągnąć policjanci i lekarze, nie gardzą artyści i informatycy. Na razie wszyscy dostali przymusową stopkę. Sklepy pozamykano. Działały legalnie, ale ze złem trzeba walczyć.

Dopalacze oficjalnie sprzedawane są jako materiały kolekcjonerskie, albo... sole do kąpieli. To zwykła ściema. Bo czy kto kiedykolwiek widział klaser wypełniony niebieskimi pigułami i białym proszkiem albo szklaną gablotę wysypaną czymś co przypomina zmielone siano?

Przecież dopalaczy, wbrew wypisanym na opakowaniach instrukcjom, nikt nie zbiera tak, jak pocztowych znaczków albo pudełek po zapałkach. Je się pali, połyka, wciąga przez nos. Dokładnie tak samo jak tytoń, alkohol albo narkotyki.

- Choć w tej całej zabawie jest coś z kolekcjonerstwa - śmieje się Maks. - Tyle, że kolekcjonuje się nie przedmioty tylko wrażenia. Te są różne - jest odlot, jest relaks i luz, są odmienne stany świadomości, a czasem potężny dół. Zależy co kto ma w głowie. Bo z dopalaczami jest jak z wódką - niektórzy nie powinni ich nawet dotykać.

Maks pojawi się jeszcze w tej historii. Bo Maks to stały klient sieci Dopalacze.com.

Klienci

Wydawać by się mogło, że to gówniarze, patologia i życiowi wykolejeńcy. Że to banda półgłówków bez przyszłości albo przyszli podopieczni Monaru. Pewnie trafiają się i tacy, jednak gdyby stanąć przed sklepem i przez chwilę pooglądać klientów, można się nieźle zdziwić. Jeszcze bardziej stojąc w środku i patrząc, jaką kasę przeznaczają na swoje "kolekcjonerskie" pasje.

Do obserwacji najlepszy jest piątek. Wiadomo, zaczyna się weekend. Podjeżdża mercedes, nówka sztuka, cena taka, że raty trzeba by spłacać przez pół życia. Do sklepu wchodzi facet koło czterdziestki. Elegancki, w sportowej marynarce. To, to i to poproszę, a może macie coś nowego. Na stole ląduje sześćset złotych. Dziękuję, pozdrawiam, do następnego razu.

- Wróci za tydzień albo dwa, takich klientów jest wielu. No, może nie z takimi furami, ale ogólnie - z dobrą pracą, kasą na koncie, lubiących się czasem zrelaksować w inny sposób nić picie piwa przed telewizorem. Średnia cena naszych produktów to około 50 złotych. Na to na prawdę nie stać dzieciaków - mówi Krzysztof Smyrski, sprzedawca w jednym z rzeszowskich sklepów z dopalaczami.

18-latki i młodzież to niewielki procent kupujących. Średnia wieku to okolice trzydziestki. Spora część klientów ma rodziny, większość zarabia.

Kim oni są? Kto łyka te wszystkie kolorowe pigułki i pali ziołowe mieszanki?

- Lekarze, biznesmeni, przedstawiciele handlowi, robotnicy budowlani, graficy i informatycy. Trafiają się policjanci i wojskowi. Mam wymieniać dalej? - pyta właściciel kilku sklepów w sieci Dopalacze.com.

Historyjka o policjantach
Opowiada Krzysztof: Nasz kumpel w Katowicach przeszkolił nowego pracownika i zostawił go w sklepie. Wpada dwóch gliniarzy w mundurach. Chłopak nieco spanikował, a tu nagle jeden z nich pyta: - Jest już "Taifun"? - No, dojechał. - Świetnie, to przyjdę po służbie.

Wojna

Dopalacz uzależnia

Ostrzega dr Elżbieta Lichota, toksykolog ze Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie:

- Przynajmniej raz w tygodniu trafia do nas osoba, która zażyła dopalacz. Zwykle młody człowiek przyznaje się, że zażył specyfik i podaje jego nazwę. Trafia do nas z określonymi objawami. Jest to: pobudzenie, niepokój i wysokie ciśnienie. To bzdura, że działanie dopalaczy trwa tak krótko, że rodzice nie są w stanie rozpoznać czy dziecko zażyło specyfik. Objawy utrzymują się zwykle kilka godzin, więc jeśli rodzic ma z dzieckiem dobry kontakt, zauważy, że coś jest nie w porządku. Taką osobę zatrzymujemy na obserwację na izbie przyjęć albo kierujemy na odział. Robimy badania toksykologiczne i ambulatoryjne np. EKG. Próbujemy oznaczyć substancje, które znajdują się w składzie dopalaczy. Niestety, czasem lekarze są bezradni, bo składu większości dopalaczy po prostu nie znamy i nie wiemy, z czym mamy do czynienia. Te specyfiki są na rynku tak krótko, że trudno też mówić o skutkach zażywania. Długotrwałe stosowanie ma negatywny wpływ na serce, mózg, wątrobę i nerki. Poza tym nie oszukujmy się: dopalacz uzależnia. kj

Dziś jest już środa, od soboty biznes nie działa. Stoimy pod zaplombowanym przez Sanepid sklepem niedaleko rzeszowskiego Rynku. Miał go właśnie otwierać, ale odradził mu to prawnik.

- To jest chore. W tym piśmie - pokazuje nakaz zamknięcia sklepu wystawiony przez Sanepid - jest jedenaście błędów formalnych. Popatrz, przecież oni nie wpisali nawet odbiorcy. Tyle, że jakbym teraz otworzył sklep, to policja może mnie zamknąć na 48 godzin, a nie mam na to czasu. Muszę jakoś podatki i wypłaty ludziom zapłacić.

Problem w tym, że wszystkie papiery leżą w środku. Faktury VAT, pieniądze dla pracowników.

- Ja to widzę tak - kontynuuje. - Zbliżają się wybory, więc rządzącym przydała by się jakaś spektakularna akcja. Padło na dopalacze, które okrzyknięto największym Złem. Nagle zaczęły się pojawiać informacje o zatruciach, ktoś niby przez to umarł, co szybko okazało się nieprawdą. Grunt, że w mediach pięknie podkręcono temat. Zrobił się wielki szum, a wtedy wyszedł Tusk i wypowiedział wojnę. Klasyka - siły dobra kontra Zło. Jak w jakimś westernie albo "Gwiezdnych wojnach".

Od soboty w całej Polsce na przymusowe bezrobocie trafiło tysiące ludzi z "kolekcjonerskiego" biznesu. Szefowie sieci na swojej stronie zamieścili licznik. Pokazuje on szacowaną wartość odszkodowania, jakiego zażądają od państwa za przymusową przerwę. W czwartek przed południem wynosiło ono 17 736 000 zł. W tym czasie państwo straciło na podatkach 6 031 000 zł. Kwoty cały czas rosną.

Historyjka o ładnych urzędniczkach

Opowiada Mateusz (drugi ze sprzedawców): Jak policjanci i panie z sanepidu przyszli w sobotę, to wystawiłem im krzesełka. Usiedliśmy przed sklepem, rozmawialiśmy. Im ta cała działalność raczej nie przeszkadza, ale muszą wykonywać polecenia z góry. Kurcze, fajnie się gadało. Szczególnie te urzędniczki z Sanepidu lubimy, to na prawdę ładne dziewczyny.

Relaks

Maks by sobie chętnie zapalił "Taifuna". Przyszedł właśnie, prosto po pracy. Z rękami w kieszeniach i nadzieją, że może zniknęły te przeklęte plomby na drzwiach.

- Człowieku, wcześniej paliłem zioło. Dopalaczom do trawy co prawda daleko, ale odkąd powstał ten sklep, cieszę się jak dzieciak. Nie muszę wchodzić w konflikt z prawem, nie nabijam kasy mafii, chłopaki płacą podatki. Więc nie wiem o co chodzi z tą całą akcją.

Maks ma 31 lat i dzieciaka, który niedawno zaczął mówić. Pytam go, czy chciałby, żeby ten dzieciak za 15 lat jarał jakieś świństwo i wylądował po tym w szpitalu.

- Za 15 lat to ja mam nadzieję, że będę sobie mógł posadzić legalnie parę krzaków konopi na działce. A o mojego dzieciaka się nie martw. Wychowam go jak trzeba.

- To po co palisz?

- A po co ludzie chodzą do baru na piwo? Każdy się relaksuje w inny sposób. Wole zapalić i posłuchać muzyki, albo pójść z małym na huśtawki. Trochę to może mało edukacyjne, ale tak jest, nie będę ściemniał.

Historyjka o staruszkach
Opowiada Krzysztof: To była chyba najlepsza akcja w ciągu istnienia sklepu. Przyszła para, tak koło siedemdziesiatki, wnuczek ich przyprowadził. Prawdziwa klasa, dziadek w białym garniturze, wyglądał jak Humphrey Bogart, ze swoją kobietą z "Casablanki", tylko że 40 lat później. Facet mówi, że ma stwardnienie rozsiane i pyta czy nie mam marihuany, bo słyszał, że to pomaga. Co miałem zrobić? Skierowałem go do Czech.

Śmierć

Gazety okrzyknęły ludzi siedzących w dopalaczowym biznesie "sprzedawcami śmierci". Codzienne donoszą o kolejnych zatruciach. Coś w tym musi być.

- Na bank ludzie trafiają do szpitala - przyznaje właściciel sklepu. - I to nie od miesiąca, tylko od początku działalności. Nie mówię, że tak nie jest. Tyle, że jest to znikomy odsetek ludzi biorących dopalacze - kilka przypadków na dziesiątki tysięcy osób. Mogę się założyć, że większy problem to zatrucia alkoholowe. No ale przecież z procentów państwo trzepie kasę na akcyzie, więc tematu nie ma.

Przekonuje też, że nikt się nie zatruł produktami z jego sieci. Problem widzi w podróbkach i dopalaczach produkowanych metodą chałupniczą. I w... działalności państwa.

- Rząd nie reguluje obrotu tymi środkami - tłumaczy Krzysztof Smyrski. - Są sieci, które ściągają z Chin półprodukty i zamiast w laboratorium mieszają je po piwnicach. Ma kopać, więc sypią na oko. Substancji aktywnej w 0,2 grama gotowego produktu jest zaledwie 5 miligramów. Więc łatwo się pomylić.

- Poza tym, tak na zdrowy rozum - czy ktoś kto trafia do szpitala, przyzna się, że naćpał się czymś, co kupił od dilera na czarnym rynku? Nie. Powie, że jest na dopalaczach - dodaje.

Historyjka o trawniku
Opowiada Mateusz: Wyobraź sobie, że masz trawnik pod blokiem, po którym cały czas chodzą ludzie. W końcu wydeptują ścieżkę, taką, że trawa tam nie wyrośnie przez następne dwa sezony. Zły gospodarz wybuduje tam ogrodzenie, dobry - brukowany chodnik. Nasz rząd jest za pierwszym rozwiązaniem. Tyle, że ono nic nie da - ludzie zawsze sięgali i będą sięgać po używki. Lepiej żeby robili to legalnie czy nabijali kasę dilerom?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24