Zaczynał od malowania kominów. Był operatorem spieniarki w wytwórni styropianu. Aż wreszcie znalazł, czego szukał. Teraz tworzy reklamę dla najnowszego filmu Andrzeja Wajdy. W reklamie zagrają: Artur Żmijewski, Jan Englert i Paweł Małaszyński.
- Moja droga zawodowa to wynik lenistwa. Zawsze kombinowałem: co zrobić, aby szybko wykonać swoją pracę i ułatwić sobie życie - mówi Grzegorz Wrona, współwłaściciel agencji reklamowej Studio Zakład z Rzeszowa.
W ciągu 10 lat zrobił karierę w amerykańskim stylu. Od kierowcy do liczącego się w Polsce speca od reklamy.
Przecież nie będę tak wisiał
W czasach licealnych na wakacjach malował kominy i wieże kościelne. - Pamiętam, jak w okresie matury malowaliśmy wieżę kościoła w Dubiecku. Uczyłem się w zakrystii. Zarabiałem wtedy dużą kasę. Kupowałem sprzęt do wspinaczki i jeździłem w Tatry.
Podczas studiów na Uniwersytecie Śląskim nie zrezygnował z pracy na wysokościach.
- Kiedyś przez dwa tygodnie wisiałem na linach na bloku w Stalowej Woli i czyściłem dylatacje. Pomyślałem: Przecież nie będą tak wisiał na tych linach do końca życia. Zjechałem na ziemię i powiedziałem kolegom, że z tym kończę i idę do "normalnej" pracy. Wyśmiali mnie. Założyłem się więc, że za pięć lat będę kierownikiem, za dziesięć będę zarządzał firmą, a za piętnaście założę swoją.
To było w roku 1996. Wszystko się spełniło znacznie wcześniej niż zaplanował.
Proszę mnie zwolnić
Szukał roboty do Urzędu Pacy. Postanowił zaufać losowi.
- Na tablicy wisiało dużo karteczek z ofertami. Zamknąłem oczy i wycelowałem palcem.
I tak został operatorem spieniarki w zakładzie produkującym styropian. Miesięcznie zarabiał tyle, ile w dwa dni pracując na wysokościach. Operatorem był tydzień, bo właściciel firmy zaproponował mu stanowiska zaopatrzeniowca. Później awansował na akwizytora, miał też krótki epizod w dziale marketingu.
- To ciągle nie było to, czego szukałem. Któregoś dnia napisałem list do szefa: "Proszę zwolnić mnie z tej pracy. Nie rozumiem swojej funkcji. Nie chcę żadnego wynagrodzenia".
I odszedł.
To jest właśnie to!
Znalazł pracę w Multifarbie, wtedy jednej z największych spółek w Rzeszowie. - Poprosiłem, aby zatrudniono mnie jako kierowcę. Chciałem trochę odpocząć. Pierwszego dnia rozbiłem samochód służbowy.
Po kilku miesiącach zaproponowano mu stworzenie w firmie działu reklamy i marketingu.
- To był 1999 r. Wtedy reklama i marketing jeszcze raczkowały. Pierwszym pracownikiem, którego przyjąłem do mojego działu, była Magda, moja obecna wspólniczka.
Poczuł, że to jest właśnie to. W ciągu kilku miesięcy jego dział, który świadczył usługi dla innych podległych spółek, zaczął przynosić duże dochody. Tak powstała spółka Creo, której został wiceprezesem. Znowu jednak potrzebował wyjechać w góry. Urwał się na 2 miesiące do Ekwadoru i Kolumbii. Wyszedł powyżej 6 tys. metrów. Gdy wrócił, firmy już praktycznie nie było.
- Założę własną - postanowił. Właściciel Multifarbu stwierdził, że na pewno mu się nie uda. Wrona założył się więc kolejny raz. I znów wygrał.
Jak zakład to Zakład
Stąd też powstała nazwa firmy - Studio Zakład.
- Nie mieliśmy praktycznie nic - wspomina Magda Ungeheuer - Moskwa, współwłaścicielka. - Sprzęt komputerowy kupiliśmy z odroczoną na pół roku płatnością. Za 450 zł kupiliśmy "malucha". Miał 28 lat. Gdybyśmy wtedy znali się choć trochę na ekonomii i prowadzeniu własnej firmy, pewnie nigdy byśmy się na to nie zdecydowali. Czasami niewiedza pomaga.
Los im sprzyjał. Wrona spotkał swojego byłego szefa z pierwszej pracy. Właśnie rozstał się ze wspólnikiem i miał wolne pomieszczenia w Głogowie. Szybko się dogadali.
- To była praca w amerykańskim stylu - opowiada Wrona. - Garaż i robota przez 24 godziny na dobę. Udało nam się zrobić trochę materiałów reklamowych dla kilku firm. Wszystko, co zarobiliśmy, inwestowaliśmy w sprzęt. Nie byliśmy agencją reklamową, ale bardziej działem marketingu do wynajęcia. Sprzedawaliśmy idee, pomysły.
Po kilku latach postanowili zainwestować w siedzibę.
- Kupiliśmy stary dom przy ul. Warszawskiej z... babcią, która miała tu zagwarantowane mieszkanie do śmierci. Zaprzyjaźniliśmy się. Po iluś tam wspólnie zjedzonych porcjach pierogów babcia zdradziła nam, że chętnie zamieszkałaby w domu spokojnej starości, żeby mieć opiekę. Ale była na liście dwusetna. Udało nam się załatwić dla niej miejsce. Do dzisiaj ją odwiedzamy.
W wielki świat
Szukali nowych wyzwań. Podpisali kontrakty z kilkoma dużymi firmami farmaceutycznymi. Jako pierwsi na Podkarpaciu zaczęli robić reklamy na taśmie filmowej. Spodobało się. Wtedy zdecydowali, że zainwestują w swoje wykształcenie. Wrona dostał się do Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Teatralnej i Telewizyjnej w Łodzi.
- To było jedno z naszych najlepszych posunięć - przyznaje Wrona. - Zyskaliśmy nowe możliwości, aby wyprzedzać konkurencję.
Pewnego dnia zadzwonił telefon. Ogólnopolska firma z branży telekomunikacyjnej zaproponowała im udział w konkursie na opracowanie wyglądu ich samochodów służbowych. Konkurs wygrali.
Wrona: - Zasugerowano nam jednak, abyśmy zrezygnowali z realizacji, bo - jako nieznana firma z jakiegoś tam Rzeszowa - na pewno sobie nie poradzimy. Mieliśmy więc dwa wyjścia - sprzedać nasz projekt za duże pieniądze albo powalczyć. Odpowiedzieliśmy, że albo my to zrobimy, albo zabieramy projekt do domu. Zgodzili się.
To był kontrakt życia. Oblepili reklamami 300 samochodów.
Kręcą dla Wajdy
Przed nimi kolejne wyzwanie. Największe. Wygrali konkurs na kampanię reklamową dla filmu Andrzeja Wajdy "Post mortem. Opowieść katyńska".
- Mamy już zaakceptowany scenariusz, pomysł na kampanię bilbordową i trzy telewizyjne spoty reklamowe. 30-sekundowe spoty będą pokazywane we wszystkich ogólnopolskich stacjach telewizyjnych - chwali się Wrona.
Bohaterem każdego spotu będzie inny aktor. Zagrają same gwiazdy: Artur Żmijewski, Jan Englert i Paweł Małaszyński.
- Wystąpią w mundurach oficerskich z okresu II Wojny Światowej, a zdjęcia będą kręcone we współczesnej scenerii. Np. w centrum handlowych czy na lotnisku - tłumaczy Wrona.
On sam będzie reżyserem. Zdjęcia rozpoczną się na przełomie kwietnia i maja. Telewizja pokaże spoty od połowy sierpnia.
Co dalej
Często zadają sobie pytanie: Czy reklama to jest to, co chcemy robić całe życie?
- Na razie robimy to, co nam przynosi satysfakcję i na czym możemy zarobić. Być może za kilka lat będziemy robić co innego - mówi tajemniczo Ungeheuer.
- Zawsze byłem pozytywnie zakręcony i mam nadzieję, że tak mi zostanie - dodaje Wrona.
W sierpniu wybiera się na Madagaskar. Dostał zaproszenie od znajomego misjonarza. Raz na 7 lat odbywa się tam wielkie rytualne święto.
- Może uda mi się zrobić z tego film?
A może tam wpadnie na kolejny życiowy pomysł? Albo znów się założy...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?