Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żydzi przyjeżdżają do Rymanowa, by uczcić pamięć przodków, by odnaleźć ich domy

Ewa Gorczyca
Jak co roku, 13 sierpnia, ostatnią drogą Żydów z rymanowskiego getta przeszedł marsz pamięci.
Jak co roku, 13 sierpnia, ostatnią drogą Żydów z rymanowskiego getta przeszedł marsz pamięci. Tomasz Jfimow
Choć minęło prawie 70 lat, Marian Szczurek wciąż potrafi wymienić imiona całej rodziny Druckerów. Do końca życia będzie go prześladował widok Mendla, biorącego od niego kromkę chleba, a chwilę później - upadającego na drogę z głową przestrzeloną przez hitlerowca.

85-letni dziś Marian Szczurek wychowywał się w Rymanowie, w czasie wojny mieszkał w niedalekiej Lubatowej. Druckerowie byli ich najbliższymi sąsiadami.

- Pamiętam, jak w 1942 roku przyszli do moich rodziców, pożegnać się - opowiada. - Moja mama prosiła Izydora: nie jedźcie do Rymanowa, my was dobrze ukryjemy. Ale on bał się skorzystać z pomocy. Mówił: jesteśmy na liście, jak się nie zgłosimy Niemcy będą nas szukać, i tak nas znajdą. I pojechali.

Marian, wtedy młody chłopak, zdołał przedrzeć się przez straż i przedostać się do rymanowskiego getta, by zobaczyć się z Druckerami. Izydor powiedział mu wówczas: wracaj do domu, uprzedź rodziców, że w nocy przyjdę do was z Ruchcią. To była najmłodsza córeczka. Miał nadzieję, że chociaż ją jedną uda się przechować.

- Czekaliśmy, ale nie dotarł do Lubatowej - opowiada Szczurek. - Zabito ich w lesie. Dowiedzieliśmy się gdzie leżą, ale strach było iść po ciała...

Jednym z tych którzy przeżyli, jest 85-letni Moses Barth.
Jednym z tych którzy przeżyli, jest 85-letni Moses Barth. Tomasz Jefimow

Mariana Szczurka do końca życia będzie prześladował widok Mendla, biorącego od niego kromkę chleba, a chwilę później - upadającego z głową przestrzeloną przez hitlerowca. (fot. Tomasz Jefimow)Śmierć za kromkę chleba

Ten dzień, 13 sierpnia 1942 roku, był ostatnim dniem istnienia rymanowskiego getta. Niemcy zebrali na Rynku ok. 1500 Żydów z Rymanowa i okolicy. Przez wiele godzin trzymali w upale, bez wody, potem popędzili na stację kolejową do odległego o ponad 5 kilometrów Wróblika Szlacheckiego. Tam stały już bydlęce wagony.

Ale nie dla wszystkich było w nich miejsce. Na transport czekali trzy dni, w skwarze, bez jedzenia i picia, nie zdając sobie sprawy z tego, co z nimi będzie. Tylko doktor Emanuel Frenkel nie wsiadł do pociągu śmierci. Wybrał śmierć z własnej ręki. Popełnił samobójstwo, krzycząc do Niemców. - Zobaczycie, i tak zostaniecie pokonani!

Marian Szczurek jakiś czas potem przekonał się, że Mendel Druker jednak żyje. Niemcy nie wywieźli go, jak innych mężczyzn, do obozu w Bełżcu, gdzie czekały na nich komory gazowe. Młody Żyd był mocny, a hitlerowcom potrzebna była darmowa siła robocza. Wcielili go do komanda.

- Pewnego dnia na drodze z Krosna do Miejsca Piastowego zobaczyłem grupę pracujących Żydów - opowiada lubatowianin. - Rozgarniali kamienie. Wśród robotników rozpoznałem Mendla. Mój kolega, Janek, miał w torbie chleb. Wziąłem tobołek od Janka i ukradkiem, żeby Niemiec nie zauważył, podałem Mendlowi. On usiadł w rowie i zaczął od razu jeść. Taki był głodny.

- I wtedy… - 85-latkowi zaczyna drżeć głos, ociera ręką oczy. - Podszedł do Mendla ten szwab, który pilnował robotników. Strzelił mu w głowę. Za tę jedną kromkę, dla której ośmielił się przerwać pracę.

To był ostatni raz, gdy widział kogoś z rodziny Druckerów. - Ale wiem, że Herman przeżył. Po wojnie pojechał do Ameryki. W Chicago założył warsztat krawiecki.

Dla Malki Shachan-Doron Rymanów to miasteczko dzieciństwa matki.
Dla Malki Shachan-Doron Rymanów to miasteczko dzieciństwa matki. Tomasz Jefimow

Jednym z tych którzy przeżyli, jest 85-letni Moses Barth. (fot. Tomasz Jefimow)Domu przy Pięknej już nie ma

Jednym z tych, co przeżyli, jest też 85-letni Moses Barth. 68 lat po tym, jak jego ojca, matkę, ciotkę i resztę rodziny Niemcy popędzili w ostatnią drogę i wsadzili do pociągu śmierci, odwiedził Rymanów. I chociaż Mosze i Maniek nie zapamiętali się z dzieciństwa, po latach spotkali się tu jak przyjaciele.

Bo z kim Moses mógłby wspominać dawne lata? Poniedziałkowy targ na rynku, gdy przez rżenie koni i muczenie krów przebijał się donośny głos handlarza. "Lepy na muchy po 10 groszy, najlepsze lepy na muchy…".

Z kim przywoływać nazwiska znajomych, którzy dawno pomarli, słowa śpiewanych przed wojną piosenek? Jak choćby ta, popularna po śmierci Marszałka Piłsudskiego, którą Moses Barth zaczyna cicho nucić: "to nieprawda, że ciebie już nie ma, to nieprawda. - Ciągle jeszcze pamiętam - uśmiecha się.

Domu przy ul. Pięknej, w którym wychowywał się Mosze, już nie ma. - Stał tam, nieopodal bożnicy - pokazuje z żalem Barth.

Odszukał inne znajome budynki.

- Ojciec był znanym na okolicę blacharzem - opowiada. - Dachy, które zrobił, do dziś się trzymają - podkreśla z dumą. Ale smutnieje, dodając, że tego, co dla niego najważniejsze, już w Rymanowie nie odnajdzie. - Moi koledzy poszli do nieba…- rozkłada ręce.

[obrazek4] Dla Malki Shachan-Doron Rymanów to miasteczko dzieciństwa matki. (fot. Tomasz Jefimow)Dzięki Bogu jestem dziś tutaj

Trzeba mieć wielką wolę życia, żeby przetrwać, jak Moses Barth. Przetrwać ciężką harówkę w komandzie, do którego wcielili go Niemcy (dzięki temu uniknął komory gazowej). Przetrwać obóz w Pustkowie, Oświęcimiu, Matuhausen, Bergen-Belsen, Hannowerze. Tyle, że koszmar Holokaustu ciągle powraca we wspomnieniach.

- W obozach wrzucaliśmy do dołów martwe ciała, było ich tyle, że Niemcy nie zdążyli spalić. W kuchni znalazłem ludzką kość, więźniowie rosyjscy z głodu posuwali się do kanibalizmu - opowiada.

Z getta w Rzeszowie wyskoczył przez okno unikając kuli. Myślał wtedy, że po wojnie wróci do Rymanowa, opowie wszystko ojcu, pokaże skąd skoczył.

- Nie wiedziałem, że moich rodziców już nie ma - mówi. - Ale ja, dzięki Bogu jestem dziś tutaj. Jest ze mną mój syn i moje wnuki.

Opowieści matki o Polsce

Dla Malki Shachan-Doron Rymanów to miasteczko dzieciństwa matki. Tylko ona ocalała z całej rodziny, bo przed likwidacją getta wywieziona została na Syberię. Przeżyła wojnę.

Malka i jej brat urodzili się już w Izraelu. Malce opowieści matki o Polsce zapadły w serce tak głęboko, że gdy trzy lata temu po raz pierwszy przyjechała do Rymanowa, poczuła się, jakby wróciła do domu.

Spotkała Misię, koleżankę matki z jednej ławki. Odszukała Halinę, której ojciec pracował w piekarni dziadków. Pokochała zieleń wzgórz otaczających okolicę.

- Tam, gdzie mieszkam jest wokół pustynia - skarży się. - A tu jest inny świat, inna atmosfera.

Malka swoje uczucia tłumaczy prosto.

- Ja w Izraelu żyję od 60 lat. A Żydzi w Rymanowie byli przez pięć wieków. To moi przodkowie. Dlatego czuję, że to tutaj są moje korzenie. Dodaje, że ten trudny życiorys czasem jej ciąży. - Bo w Izraelu jestem Polką a w Polsce - Żydówką - mówi i zaprasza nas na przyrządzoną własnoręcznie gefilte fisz, czyli rybę po żydowsku.
Potrzeba powracania do wspomnień

Moses Barth zanim przyjechał do Rymanowa, nie mógł spać. Nie tylko dlatego, że dla 85-latka i jego rodziny była to wielka wyprawa. Także dlatego, że po latach miał poprowadzić Kabbalat. Przypominał sobie dawne psalmy, uczył słów modlitwy i pieśni.

- To było niezwykłe wydarzenie - podkreśla Michał Lorenc ze Stowarzyszenia Spotkania Rymanów. - Po raz pierwszy od 75 lat w synagodze zabrzmiały psalmy śpiewane przez Żyda urodzonego w Rymanowie.

Lorenc, który od trzech lat współorganizuje Dni Pamięci o Żydowskiej Społeczności Rymanowa przekonał się, że tak jak rymanowscy Żydzi mają potrzebę powracania do wspomnień, tak starsi mieszkańcy Rymanowa mają potrzebę mówienia o swych dawnych sąsiadach.

- Czasem są to wesołe anegdoty, zasłyszane od starszych, czasem zwykłe opowieści z podwórka, a czasem tragiczne, jak te związane z likwidacją getta - mówi Lorenc. - Mieszanka chwil dobrych i gorszych, jak to u sąsiadów. Nawet gdyby chcieli o tym zapomnieć, to się nie da. Nie da się wymazać wspólnej historii.

Co roku, w rocznicę likwidacji rymanowskiego getta, wyrusza marsz pamięci. W tym roku 85-letni Marian Szczurek szedł w nim ramię w ramię z 84-letnim Mosze Barthem.

Michał Lorens opowiada, że potomkowie tych, dla których była to ostatnia droga, przyjeżdżając do Rymanowa, zawsze próbują odnaleźć miejsce, gdzie był rodzinny dom.

A jeśli szczęśliwie dla nich zdarzy się, że jeszcze stoi, wtedy pukają do drzwi. Zazwyczaj ludzie zapraszają ich do środka. Ale ciągle są jeszcze tacy, którzy boją się otworzyć drzwi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24