Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

15-latka z 4-letnim braciszkiem uciekła z domu. Pokonali 50 kilometrów, ich poszukiwania trwały całą noc

Agata Dziekan-Łanucha
Babcia drży o wnuczkę, bo boi się, że znów może spróbować ucieczki.
Babcia drży o wnuczkę, bo boi się, że znów może spróbować ucieczki. Fot. Agata Dziekan-Łanucha
Prawie pięćdziesięciu policjantów i strażaków przez całą noc poszukiwało 15-letnią Julię i jej 4-letniego brata Wiktora z Jezior pod Sandomierzem. Dzieci znalazły się nad ranem u babci w podmieleckich Jaślanach. Samotnie pokonały... 50 kilometrów.

- Serce omal mi nie stanęło, gdy o 2 w nocy w drzwiach zobaczyłam Julię z Wiktorkiem w wózku - szlocha pani Józefa. Jej 15-letnia wnuczka postanowiła uciec z domu. Alibi miał być 4-letni braciszek. Rodzicom powiedziała, że bierze go na spacer.

Kobieta kręci głową. Z bólem w sercu przyznaje, że Julia jest lekkomyślna. I czasem, jak strzeli jej coś do głowy, to od razu to realizuje, bez zastanowienia.

Zabrała braciszka

Dziewczynka wyszła z domu w Jeziorach pod Sandomierzem w środę ok. godz. 18. W spacerowym wózku zabrała 4-letniego braciszka. Prawdopodobnie pierwszy odcinek drogi pokonała autobusem.

Tyle ustalili sandomierscy policjanci. Rodzice zawiadomili ich o zaginięciu dzieci ok. godz. 23. Julię i Wiktora szukało całą noc prawie 50 policjantów i strażaków.

- Rano dostaliśmy informację, że dzieci są u dziadków w Jaślanach. 50 km od swojej miejscowości! Zaraz przyjechał po nie ojciec - informował kilka godzin później oficer prasowy mieleckiej komendy Dariusz Paluch.

- Policja była u mnie przed północą. Ale wtedy o Julii nic nie wiedziałam - pani Józefa mówi, że ze zdenerwowania nie mogła zasnąć. Czekała też na kolejną wizytę policji.

- Dlatego pukanie w drzwi o 2 w nocy mnie nie zdziwiło. Otwieram… A tu oni! - kobiecie zaczyna drżeć głos.

Środek nocy, zimno, a Wiktorek miał na sobie tylko spodenki i podkoszulek.

- Dobrze, że chociaż Julcia okryła go swoją bluzą - dopowiada.

Wnuczek usnął babci na rękach. Pani Józefa w domu nie ma telefonu. Dopiero rano od sąsiada zadzwoniła do rodziców, że dzieci są u niej.

Julia jest trudnym dzieckiem

Kobieta mówi, że do Jaślan rodzeństwo dotarło "okazją", ale Julia niewiele chciała mówić. Dziewczynka ostatnio jest bardzo zamknięta. Takie znikniecie trafia się jej już drugi raz. Wnuczka lubi odwiedzać dziadków, bo są dla niej serdeczni. I czasem parę groszy od nich dostanie. Babcia przyznaje, że dziewczynka jest "trudna". Nie chodzi do szkoły.

Informacje o nieobecnościach potwierdza Marzanna Kwiecień, dyr. gimnazjum w Sulisławicach, do którego powinna chodzić 15-latka: - Chodziła we wrześniu, trochę w październiku. Od tego czasu nie była ani razu. Zgłosiliśmy sprawę do Sądu Rodzinnego. Jest w toku.

Dyrektorka dodaje, że wizyty w domu nic nie dały. Matka albo nie otwierała drzwi, albo nie chciała rozmawiać. A przecież jeszcze w ubiegłym roku Julia była dobrą uczennicą.

Rodziną zajmuje się sąd

- W tej rodzinie jest także kilka innych problemów, w tym choroba psychiczna jednego z rodziców. Dziewczynka ma poważne powody, żeby opuszczać lekcje - mówi Marzanna Młodożeńca, kierownik Wydziału Rodzinnego Sądu Rejonowego w Sandomierzu.

Sąd zajmuje się rodziną, ale jeszcze żadne decyzje nie zapadły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24