Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

75 kilometrów kłopotów w Roźwienicy. Z wybudowanymi drogami coś nie tak!

Andrzej Plęs
Miało być 30 centymetrów nawierzchni z kamienia i piasku, a jest znacznie mniej - dogrzebali się mieszkańcy.
Miało być 30 centymetrów nawierzchni z kamienia i piasku, a jest znacznie mniej - dogrzebali się mieszkańcy. Archiwum
Mieszkańcy donoszą na starostwo, starostwo donosi na inspektora, Centralne Biuro Antykorupcyjne żąda dokumentów, a Bruksela może zażądać zwrotu dotacji. Jest problem z rozliczeniem budowy dróg dojazdowych w Roźwienicy.

Już pierwsze dni po rozstrzygnięciu tego przetargu wróżyły, że bezboleśnie nie będzie. Doniesienia do prokuratury i CBA podpowiadały, że z przetargiem na budowę 75 kilometrów dróg dojazdowych do pól w gminie Roźwienica jest coś nie tak. Wówczas prokuratura nie dostrzegła niczego „nie tak” i odmówiła wszczęcia dochodzenia, CBA też nie podjęło tematu.

A potem zaczęła się budowa, podczas której Urząd Gminy w Roźwienicy wziął się za łby ze Starostwem Powiatowym w Jarosławiu, czyli inwestorem. Urzędowi, ale też części mieszkańców gminy, nie podobało się, jak inwestycja jest prowadzona, mieli swoje oczekiwania.

Starostwo odpowiadało, że jest projekt, ono płaci i nie zamierza ani spełniać, ani finansować zachcianek gminy. Gmina alarmowała, że wykonanie ma się nijak do projektu, że to partactwo. Starostwo odpowiadało, że wszystko dzieje się „zgodnie z prawem”, a inwestycja jest pod kontrolą inspektora i projektantów.

Mieszkańcy Roźwienicy wychodzili na drogi, fotografowali roboty, co rusz alarmowali starostwo i organy ścigania. A starostwo robiło swoje, czyli drogi. Robota się skończyła, inwestor dokonał odbioru robót na piśmie, odbiór pokazywał czarno na biały, że wszystko gra - i dopiero wtedy mieszkańcy gminy wylegli na nowiutkie nawierzchnie z kamienia i piasku, zaczęli w nich grzebać.

Tu i ówdzie dogrzebali się, że miało być 30 centymetrów nawierzchni, a jest znacznie mniej. Czyli albo inwestor pokpił sprawę, albo wykonawca zarobił na tym, czego nie sypnął na drogę, czyli o-szwabiono podatnika. Bardziej europejskiego niż polskiego, bo w przytłaczającej części to Unia Europejska zapłaciła za remont dróg.

W Roźwienicy powiedzieli, że tak tego nie zostawią. I że nie pozwolą zamieść afery pod dywan. Znów zaczęły się interwencje w starostwie, wizyty w urzędzie marszałkowskim, który unijną dotację przyznał, i doniesienia do prokuratury z kilkudziesięcioma podpisami mieszkańców:

„Składamy zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa niedopełnienia obowiązków oraz niegospodarności w związku z realizacją prac poscaleniowych...” - uderzyli w starostwo. Bo starostwo - zapewniają - wiedziało o fuszerce, a jednak kasę wykonawcy wypłaciło. Za 30 centymetrów nawierzchni, której nie ma, zapłaciło. Za położenie geowłókniny, której nie ma, też zapłaciło.

- Każdy odcinek robót pan inspektor miał sprawdzać, kontrolować jakość, ilość, zgodność z projektem, wreszcie podpisał protokół odbioru, a wtedy nie mamy innego wyjścia, jak zapłacić wykonawcy za wykonaną robotę - tłumaczy Tadeusz Chrzan, starosta jarosławski. - Mogłem nie zapłacić i narazić budżet powiatu na całość plus odsetki. Miałem umowę z wykonawcą, dokument odbioru, miałem faktury. To co miałem zrobić?

Zrobił to, co zapowiedział: zatrudnił niezależnego audytora, który pogrzebał w roźwienickich drogach i sporządził raport. A raport mówi, że z drogami jest coś mocno nie tak. To starosta wezwał inspektora, który nadzorował budowę, i zażądał od niego wyjaśnień. W końcu złożył zawiadomienie do prokuratury. Na inspektora, którego wcześniej starostwo - w wyniku konkursu -zatrudniło do nadzoru nad budową.

Drogi przez mękę

„Z przeprowadzonej analizy konstrukcji nawierzchni wynika, że na badanych drogach dojazdowych występują niezgodności pod względem ilości zużytego materiału i wykonanych warstw” - alarmuje raport audytora z firmy Geoserv. I wylicza, że tam, gdzie miało być 30 cm nawierzchni, jest czasem 8 cm, czasem 12, a gdzieniegdzie - ponad 20 cm, ale 30 niezmiernie rzadko się zdarza.

Dla mieszkańców sprawa była jasna: ktoś zarobił na niewykorzystanym, a opłaconym przez starostwo materiale. A starostwo szastało publicznym groszem, płacąc za coś, co nie zostało zrobione. Na raport audytora odpowiedział inspektor i wykonawca. Też na piśmie.

W raporcie, sporządzonym przez wykonawcę dróg, stoi, że „rzucona” na grunt nawierzchnia wszędzie ma swoje 30 albo prawie 30 cm. Z położenia geowłókniny, rzeczywiście, zrezygnowano, bo okazało się, że kłaść nie ma sensu. A nie ma sensu, bo grunt pod planowanymi drogami jest niestabilny, trzeba by go wzmocnić gruzem albo żwirem, przecież to dodatkowy koszt. Kto za to zapłaci? Przecież nie Unia Europejska.

To zrezygnowano z geowłókniny na rzecz stabilizacji gruntu. Wszystko, żeby zmieścić się w kosztorysie. W ogóle to kilka razy zmieniano projekt: nie robiono tego, co w wersji pierwotnej miało być zrobione, robiono coś, czego w tej wersji w ogóle nie było.

- Zawsze przy akceptacji projektantów i starostwa powiatowego - zapewnia Stefan Naleśnik, inspektor nadzoru budowlanego, na którego starostwo właśnie doniosło do prokuratury. - Za każdym razem musieliśmy uzyskiwać zgodę starostwa, które reprezentował pan Marian Muzyczka. A poza tym - wykonawca często dokonywał prac, których życzył sobie wójt gminy.

Który przecież nie był inwestorem i nie płacił za robotę. Marian Muzyczka, naczelnik wydziału inwestycji i zamówień publicznych w jarosławskim starostwie, tłumaczy, że w końcu musiał wystosować do wykonawcy pismo, w którym uprzedza, że starostwo nie zapłaci za prace, których nie zleciło. Kolejny powód, by gmina rzuciła się do oczu starostwu, nie bez wzajemności. I dodaje, że tuż po rozstrzygnięciu przetargu na te roboty zaczęły się donosy do CBA i prokuratury.

- Mnóstwo czasu spędziłem na składaniu zeznań, widocznie komuś zależało na tym, żeby unieważnić wyniki tego przetargu, żeby prace dostała inna forma - sugeruje.

A to był dopiero początek.

Szukanie winnego

Audyt na drogach powiedział jasno: są nieprawidłowości. Zaczęło się szukanie winnych tych nieprawidłowości. W Urzędzie Gminy w Roźwienicy i wśród mieszkańców gminy stanowisko jest jasne: starostwo zawaliło. Nie dopilnowało interesu, choć wielokrotnie zwracano mu uwagę na to, że wykonawca „odwala fuszerkę”. Starostwo nie poczuwa się do winy - przecież w drodze konkursu wyłoniło inspektora, który miał je reprezentować i który w odbiorze inwestycji potwierdził, że wszystko jest w porządku.

W doniesieniu do Prokuratury Rejonowej w Jarosławiu starosta napisał: „Rozmiar uchybień i skala nieprawidłowości, w tym zastosowanie materiałów budowlanych nie ujętych w projekcie o znacznie niższych parametrach użytkowych, winno zostać zauważone przez sprawującego nadzór inwestorski inspektora nadzoru budowlanego, a zatem podpisujący protokół odbioru Pan Stefan Naleśnik poświadczył nieprawdę w zakresie wykonanych robót budowlanych”.

I nazwał to „fałszerstwem intelektualnym”. Stefan Naleśnik po raz kolejny tłumaczy, że żadnego fałszerstwa nie było, bo każda zmiana na budowie akceptowana była przez starostwo, na co są potwierdzenia w protokołach.

Z kolei w urzędzie marszałkowskim, który przyznał na inwestycję unijną dotację, zapewniają, że dla nich partnerem jest starostwo i jeśli coś jest nie tak, to starosta winien być pociągnięty do odpowiedzialności, bo to on składał w urzędzie marszałkowskim przez siebie podpisane dokumenty o wypłaty.

Jakby bałaganu mało jeszcze było, z roszczeniami występuje Zygmunt Sanakiewicz, którego firma wygrała przetarg i budowała drogi. I mówi, że w wyniku zmian projektowych na życzenie inwestora wykonał roboty na sumę o milion złotych większą, niż było to w pierwotnym kosztorysie. I oczekuje, że starostwo mu ten milion zapłaci, bo na wszystko ma potwierdzenie. A jak starostwo nie zapłaci, to niewykluczone, że pójdzie z tym do sądu.

Okazuje się, że roźwienickimi drogami zainteresowało się też Centralne Biuro Antykorupcyjne. W piśmie z połowy listopada zwraca się do jarosławskiego starostwa „o niezwłoczne przekazanie”: wykazu gruntów, na których prowadzone były prace, informacji, kto był inwestorem, informacji o tym, jak przebiegał przetarg, i o wykonawcy robót też. Zakres zainteresowania CBA sugeruje, że biuro doszukuje się szwindlu już na etapie wyboru wykonawcy.

Temat 75 kilometrów dróg w Roźwienicy wywołuje w jarosławskim starostwie lekką nerwowość. Bo że były nieprawidłowości - to mówi audyt, urząd gminy w Roźwienicy i chór mieszkańców, którzy widzieli, jak idzie robota. Kto tym nieprawidłowościom jest winien - ma ustalić prokuratura i - ewentualnie - potwierdzić sąd.

Pozostaje problem finansowy. Bo przecież Bruksela sfinansowała lwią część z tych ok. 10 mln zł, jakie wydano na inwestycję. A Bruksela nie lubi, kiedy coś brzydko pachnie wokół inwestycji, na którą daje pieniądze. I może zakwestionować wypłatę, a wtedy urząd marszałkowski może od starostwa zażądać zwrotu dotacji. Dla budżetu powiatu to może być decyzja rujnująca. Drogi zostaną. Choć miejscowi gospodarze mówią, że strach na nie wjechać cięższym sprzętem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24