Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Mucha: Pojawiam się i znikam

kmularz
Fot. Archiwum
Z aktorką ANNĄ MUCHĄ rozmawia Marcin Kalita

Urodziła się 26 kwietnia 1980 roku w Warszawie. Studiowała w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Przez rok uczęszczała na zajęcia z aktorstwa w szkole Lee Strasberga w Nowym Jorku. Na ekranie zadebiutowała w wieku 10 lat. Zagrała m.in. w takich filmach i serialach jak: "Korczak", "Lista Schindlera", "Przeklęta Ameryka", "Panna Nikt", "Matki, żony i kochanki", "Młode wilki ½", "Chłopaki nie płaczą", "Prosto w serce", "Usta, usta", "Och Karol 2". Od dziesięciu lat wciela się w rolę Madzi Marszałek w "M jak miłość". Wzięła też udział w programach "Jak oni śpiewają" i w X edycji "Tańca z gwiazdami", którą wygrała w parze z Rafałem Maserakiem. Zasiadała też w jury "You Can Dance - Po prostu tańcz". Prywatnie związana z Marcelem Sorą, z którym ma 2-letnią córkę Stefanię. Niebawem na świecie pojawi się ich drugi potomek.

- Przygodę z aktorstwem zaczynała pani jako dziesięciolatka, i to od bardzo poważnych projektów typu "Korczak" czy "Lista Schindlera". Czy udział w tak trudnych przedsięwzięciach można było traktować jak zabawę, która zaważyła później na wyborze drogi zawodowej?

- Pamiętam, że zdjęcia były podczas wakacji. Wróciłam do szkoły i skarżyłam się, że wakacji nie miałam. Wtedy nauczyciel fizyki powiedział mi, że co by się podczas wakacji nie robiło, to jeśli nie chodziło się do szkoły, to były to wakacje! Na pewno wczesny udział w filmach zdecydował o tym, że musiałam szybciej dorosnąć, nauczyć się odpowiedzialności. Ale czerpałam z tego także dużą przyjemność. A kiedy przyszedł czas wyboru studiów, uciekłam od tego zawodu. Jak się okazuje, zupełnie nieskutecznie.

- Więc właśnie…

- Wtedy wydawało mi się, że będę się zajmować czymś innym niż granie. Dlatego wybrałam socjologię na Uniwersytecie Warszawskim. Po kilku latach, zupełnie przypadkiem, znów znalazłam się na planie i wtedy zrozumiałam, że chyba nie ma większego sensu się przed tym bronić. Dlatego podjęłam decyzję o wyjeździe na rok do Stanów do szkoły aktorskiej Lee Strasberga.

- U nas nie ma dobrych szkół teatralnych?

- Po pierwsze, w polskiej szkole mnie nie chcieli. Po drugie, nie miałam aż tak silnej motywacji, żeby znaleźć się w niej za wszelką cenę. Najlepszą szkołą dla mnie był udział w produkcjach, gdzie na planie mogłam uczyć się od najlepszych i obserwować swoich znakomitych starszych kolegów. A do Stanów pojechałam po to, żeby zainwestować w siebie i móc rozwinąć się w innym kierunku. Bynajmniej, nie po to, żeby robić karierę w Hollywood. Wolę być głową myszy niż pchłą na lwie. Po roku wróciłam, i oto jestem!

- I naprawdę nie liczyła pani na to, że przypadkiem spotka na ulicy Spielberga i powie mu "Cześć, Steven, pamiętasz mnie"?

- Jakoś nie udało mi się wpaść na niego w Nowym Jorku. Może gdybym się bardziej postarała...

- A jak wspomina pani tę współpracę?

- Jako fantastyczną przygodę, podczas której wiele się nauczyłam. Mimo że grając w "Liście", miałam zaledwie 13 lat, starałam się dawać z siebie wszystko. Dzięki temu byłam traktowana na równi z dorosłymi członkami ekipy. Od jakiegoś czasu dziennikarze przypominają mi o tym, że od tamtej pory minęło już dwadzieścia lat. Jeszcze trochę, a będę jedyną żyjącą aktorką z tego filmu!

- W tym roku mija jeszcze jeden mały jubileusz. Z przerwami, ale od dziesięciu lat pojawia się pani w polskich domach jako Magda Marszałek w "M jak miłość".

- Tak, pojawiam się i znikam. Niczym meteor.

- Po pani odmiennym stanie mogę się domyślać, że pani bohaterka pewnie znów zrobi sobie przerwę w zdjęciach. Czyżby kolejna akcja humanitarna?

- Nie tym razem. Niestety, nie mogę zdradzić szczegółów, ale zanim wróciłam na plan serialu, odbyłam bardzo poważną rozmowę z producentem i główną scenarzystką. Powiem tylko tyle, że wzruszyłam się i popłakałam!

- Ze szczęścia?

- Niech to na razie pozostanie tajemnicą. Ale mam nadzieję, że widzowie będą przeżywać perypetie razem z moją bohaterką. A będzie się działo!

- Gra pani w filmach, serialach, kiedyś prowadziła audycje radiowe, pisała felietony prasowe…

- Sporo tego było. Jakiś czas temu zdarzył mi się nawet epizod związany z polityką, ale do tego nie chcę wracać.

- Co panią najbardziej inspiruje?

- Płodozmian. Jestem z natury społecznicą. Podejmowałam się różnych wyzwań, bo wydawało mi się, że mogę zmieniać świat. Dzisiaj kierują mną inne priorytety i ten świat ogranicza się raczej do mojego podwórka. A wracając do płodozmianu… Od ponad dwudziestu lat wykonuję ten sam zawód i nie mogę powiedzieć, żebym się kiedykolwiek nudziła. Wciąż zaskakują mnie kolejne wyzwania, i to jest właśnie w tym wszystkim najfajniejsze.

- Jednym z takich wyzwań była zapewne rola lesbijki w filmie "Och, Karol 2".

- Sama ją sobie wybrałam. Początkowo zaproponowano mi inną postać. Kiedy jednak spotkaliśmy się z reżyserem, Piotrkiem Wereśniakiem, poprosiłam go, żeby rozważył moją sugestię. Bardzo się cieszę, że się zgodził. Ten film jest dla mnie szczególny. Przede wszystkim zbudować swoją postać na tle tylu fantastycznych i pięknych koleżanek było dla mnie, rzeczywiście, olbrzymim wyzwaniem. Poza tym był to po dziesięciu latach mój powrót na duży ekran. W Polsce szczęściem jest być w ogóle aktorem pracującym, ale udział w fabule to prawdziwa nobilitacja. Podobnie jak granie w teatrze czy najpopularniejszym serialu.

- No i po raz pierwszy nie musiała się pani całować z facetami!

- Niektórych kolegów z planu wspominam bardzo miło, więc nie mam powodów do narzekania. Mam nadzieję, że oni też.

- Teraz też pracuje pani na planie nowego filmu kinowego.

- Bardzo się z tego cieszę. To "Sąsiady" w reżyserii Grzegorza Królikiewicza. Tym bardziej jestem szczęśliwa, bo w pracy stykam się z takimi osobowościami jak: Ewa Błaszczyk, Katarzyna Herman, Jacek Poniedziałek, Ewa Dałkowska i… Mariusz Pudzianowski. Pamiętam zabawną sytuację z udziału w castingu. Kiedy reżyser zdecydował się powierzyć mi tę rolę i opadł już cały gwiezdny pył, powiedziałam, że bardzo mi miło, ale czy zdaje sobie sprawę z tego, że kiedy będziemy kręcić zdjęcia, będę w dość zaawansowanej ciąży. Na to rzucił "Baaaaardzo dobrze! To znacznie podkreśli charyzmę i charakter tej postaci"!

- Wyrozumiałość twórców godna podziwu.

- To prawda. Najczęściej aktorka, która zachodzi w ciążę, idzie w odstawkę. Jestem wyjątkową szczęściarą, bo ze względu na mój odmienny stan zmieniono scenariusz spektaklu "Single i remiksy". Także produkcja "M jak miłość" losy mojej bohaterki i plan zdjęciowy przygotowywała niejako pode mnie. Jestem im wszystkim za to bardzo wdzięczna.

- Bardziej czuje się pani Bykiem czy Świrem?

- Zodiakalnie oczywiście Bykiem. A Świr Roku to rzeczywiście - prócz wyróżnień w szkolnych konkursach recytatorskich - pierwsza nagroda jaką dostałam. Kiedyś komplementem szczególnego rodzaju obdarowała mnie mama, która powiedziała: "Anka, ty nie jesteś artystką, ty jesteś rzemieślnikiem". I dokładnie tak siebie odbieram. Jestem aktorką zadaniową. Kiedy się czegoś podejmuję, to traktuję swoje zadanie bardzo poważnie i staram się je wykonać najlepiej jak tylko potrafię. Nie jestem typem nieprzewidywalnej artystki i być może przez to coś mnie w życiu omija. Nie wiem.

- Czego można pani życzyć, mając na względzie zmiany, jakie za chwilę nastąpią w życiu osobistym?

- Przede wszystkim, żebyśmy się kochali i wszyscy byli zdrowi.

- Zdradzi nam pani, kto wkrótce do was dołączy?

- Jest to jedna z wielkich niespodzianek także dla mnie. Zbyt dużo osób pyta i chce wiedzieć, więc pomyślałam sobie, niech ten intymny szczegół do chwili rozwiązania należy tylko i wyłącznie do tej istotki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24