Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Apoloniusz Tajner wciąż wierzy w drużynowy medal skoczków narciarskich

Robert Małolepszy
Nz. Apoloniusz Tajner
Nz. Apoloniusz Tajner ANDRZEJ BANAS / GAZETA KRAKOWSKA
Na tydzień przed mistrzostwami świata w Falun pytamy prezesa PZN Apoloniusza Tajnera nie tylko o skoczków, ale też o Justynę Kowalczyk.

- 18 lutego w Falun rozpoczynają się mistrzostwa świata. Zarówno w skokach, jak i biegach na Puchar Świata w tym roku liczyć nie możemy. By obronić sezon musimy w Szwecji... no właśnie, co musimy?

- Ja wierzę, że stać nas na walkę o medale. O tym, że Kamil się w nią włączy, chyba nikt nie ma już wątpliwości, ja wierzę też w drużynę skoczków oraz w Justynę Kowalczyk. Najbardziej w jej medal w drużynowym sprincie z Sylwią Jaśkowiec.

- Pan Prezes jak zwykle bardzo optymistycznie nastawiony.

- Wcale nie jestem takim optymistą. Jak mnie ktoś pyta, jak nastrój przed mistrzostwami, to odpowiadam: nie będę mówił, że super, bo wcale super nie jest. Ciągle brakuje nam stabilizacji. Pracują nad nią zarówno skoczkowie, jak i Justyna. Do mistrzostw świata już jej nie zobaczymy na zawodach. Wyjechała z trenerem Wierietielnym do Włoch i zostanie tam aż do wylotu do Falun. Bardzo mocno wierzę w ich doświadczenie.

- Na który dystans liczy Pan najbardziej, jeśli chodzi o start Justyny? Klasykiem jest tylko bieg na 30 km?

- Bardziej niż na 30 liczę w tej chwili na wspomniany drużynowy sprint. Justynie wbrew pozorom naprawdę niewiele brakowało do ścisłej czołówki, w szerokiej wciąż była. Może więc uda jej się przygotować także na 30. Może na inny start. Nie wiem, jaką metodę przygotowania do mistrzostw wybierze trener Wierietielny. Czy będzie szukał świeżości, czy dołoży ciężkiej pracy. Oni oboje wiedzą najlepiej, czego im potrzeba.
- A jeśli start Kowalczyk nie wyjdzie, wróci bez medalu, to co?

- Na pewno nie my będziemy decydowali co dalej. Ani w kwestii dalszych startów Justyny, ani jej pracy z trenerem. To ona jest gwiazdą, ma doktorat, wielkie doświadczenie, my jesteśmy od zapewnienia jej warunków do pracy.

- W skokach też Kamil Stoch będzie wybierał trenera, gdyby coś jednak poszło nie tak?

- U Kamila wszystko idzie zgodnie z planem. Gdyby nie ta nieszczęsna kontuzja na początku sezonu, na pewno byłby w czołówce, jeśli nie na czele klasyfikacji Pucharu Świata.

- Jest już gotów na walkę o medale. Wciąż chyba brakuje mu stabilizacji, starty świetne przeplata dobrymi.

- Kamil dochodzi do pełni formy. Na Falun na pewno będzie gotów. Sądzę, że już jest, ale koncentruje się wyłącznie na mistrzostwach świata.

- Sugeruje Pan, że odpuszcza niektóre starty?

- Nie. Gdyby mógł, pewnie by wygrywał. Z całą pewnością nie daje jednak jeszcze z siebie 120 procent normy. On wie, że Puchar Świata jest już stracony. Za to dwa medale w konkursach indywidualnych mistrzostw świata jak najbardziej. I to jest dla niego cel numer jeden - do tego szykuje się zarówno mentalnie, jak i fizycznie.

- Czego mu jeszcze brakuje?

- Już tylko czasu, może trochę skoków. Akurat tyle, ile potrzebuje, zostało do mistrzostw. W Falun powinien być w szczycie. A inni mogą już zacząć słabnąć. Już zresztą słabną, jak choćby młodzi Austriacy.
- Kto będzie najgroźniejszym rywalem dla Kamila?

- Zobaczymy, co pokaże Ammann. On znów ma przerwę. A jak wiemy z historii, po powrocie bywa bardzo groźny. Na pewno Prevc. Skacze równo i regularnie. Przy przednich wiatrach bardzo groźni mogą być Norwegowie. Kasai już stracił błysk.

- Co się dzieje ze Schlierenzauerem. To już koniec wielkiego mistrza?

- Trudno powiedzieć. Jak to bywa w skokach, czasem nie wiadomo, o co chodzi. Ja mam wrażenie, że Gregor jest jakby gdzie indziej. Nie wiem, czy on wciąż cieszy się skokami, czy przypadkiem nie myśli już o innych sprawach. Zresztą na wielkich imprezach Gregor zawsze był gdzieś obok.

- Na jakiej podstawie uważa Pan, że nasza drużyna ma szansę na medal?

- Widać oznaki stabilizacji. Mamy już po trzech zawodników w trzydziestce. Pozostali są tuż za nią. Piotrek Żyła wciąż nie jest w stanie skoczyć dwóch równych prób, ale jest tego coraz bliżej, a w jego przypadku oznacza to od razu awans do pierwszej dziesiątki. Są więc przesłanki do tego, by myśleć o medalu w drużynie.

- Rywali będzie jednak dużo...

- I to kolejna szansa. Bo nie ma drużyn, które mocno odstają od reszty. Ani Austriacy, ani Norwegowie, ani Niemcy czy Słoweńcy. Konkurs drużynowy ma swoje prawa i wierzę, że ekipa się zmobilizuje.

- Czy to oznacza, że do tej pory brakowało tej mobilizacji?

- Tak bym nie powiedział. Raczej brakowało im spokojnych głów. Cała kadra, poza Kamilem, płaci za sukces i popularność, jaką zdobyła po dwóch bardzo udanych sezonach.

- Chłopakom odbiła sodówka?

- Nie, ale pojawiły się obowiązki, których do tej pory nie mieli. Sponsorzy mają wymagania - akcje, spotkania, nawet zdjęcia z fanami - to wszystko rozprasza, powoduje, że główny cel gdzieś znika. Nie każdy zawodnik potrafi sobie z tym szumem wokół siebie poradzić. Oni muszą przez to przejść, dojrzeć. Miałem to samo z Małyszem.

- A może są jakieś tarcia finansowe? Część zawodników przeszła do klubu stworzonego przez Kamila Stocha, nie we wszystkich ich rodzimych klubach to się podobało.

- To akurat żaden problem. Jeśli chodzi o podział praw marketingowych, wszystko mamy super poukładane. Wiadomo, kto co sprzedaje. Klub Kamila to świetny pomysł. A że macierzyste kluby zawodników straciły możliwość sprzedaży miejsca na narcie? I tak nie potrafiły ich dobrze spieniężyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24