Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arkadiusz Baran: nie przyszedłem robić za gwiazdę

Tomasz Ryzner
Arkadiusz Baran po latach wrócił do Stali Rzeszów.
Arkadiusz Baran po latach wrócił do Stali Rzeszów. archiwum
Rozmowa z Arkadiuszem Baranem, byłym piłkarzem Cracovii, Termaliki Nieciecza, od kilku tygodni ponownie zawodnikiem II-ligowej Stali Rzeszów.

- Nie ma pan już zdrowia na pierwszą ligę?

- Nie jest tak źle. Liczę, że znowu tam zagram, właśnie ze Stalą Rzeszów. Ta drużyna ma potencjał, a ja zrobię wszystko, żeby pomóc jej w wygrywaniu.

- Wiosną z Termaliką Nieciecza mógł pan awansować do ekstraklasy.

- Niektórzy sądzą, że odpuściliśmy na finiszu, albo dostaliśmy zakaz awansu. Nic z tych rzeczy. W szatni była załamka, gdy uciekł nam awans. Przełomowy był mecz z Flotą Świnoujście. Wygrywaliśmy 1-0, by przegrać w końcówce. Wtedy coś pękło w zespole.

- Dlaczego schodzi pan na niższy szczebel?

- Po pierwsze nie miałem jakichś konkretnych ofert z wyższych lig. Po drugie już w lutym przeniosłem się z rodziną na stałe do Rzeszowa i stąd dojeżdżałem do Niecieczy. Kiedy skontaktowałem się z trenerem Ryszardem Kuźmą, Stal od razu miała u mnie pierwszeństwo. Jestem wychowankiem JKS-u Jarosław, ale w Stali grałem już w wieku młodszego juniora. To było chyba w 1995 roku.

- Rozumiem sentyment do Stali, ale jak pan zniesie drastyczne zmniejszenie zarobków?

- Dam radę. Na życie wystarczy, a że nie odłożę, trudno (śmiech). Znam realia w II ligi lidze i nie oczekiwałem kontraktu na poziome z poprzedniego sezonu. Co miałem zarobić na piłce, to chyba już zarobiłem.
- Cracovia, a raczej profesor Janusz Filipiak bywał hojny?

- Na początku w Cracovii była tylko trzecia liga. Kontrakty nie były Bóg wie jakie, ale szliśmy w górę. Doceniałem to, co mam, tym bardziej, że przez 10 ostatnich lat wypłatę zawsze miałem na czas. Oby tak do końca przygody z piłką (śmiech).

- Słowem Cracovia to przygoda życia.

- Spędziłem tam najlepszy okres. Rok po roku awansowaliśmy z trzeciej ligi do ekstraklasy. Jako beniaminek mogliśmy nawet zdobyć prawo gry w pucharach. Na Amice Wronki prowadziliśmy 2-0, ale w kilka minut straciliśmy 3 gole i puchary uciekły.

- Jakie inne mecze zapadły panu w pamięć?

- Sporo tego było. Pamiętam ten z pierwszego sezonu w ekstraklasie. Derby z Wisłą na Reymonta. Po drugiej stronie Żurawski, Frankowski, Cantoro, Szymkowiak. Mieli roznieść nieznanych chłopców z Cracovii, a skończyło się bezbramkowym remisem, choć pół godziny graliśmy w osłabieniu.

- Wykorzystał pan swoją szansę w sporcie?

- Nie wypada mi narzekać. Kiedy pojawiłem się w Cracovii nie sądziłem, że będę tam aż 8 sezonów, że pogram w ekstraklasie. Kiedy przychodziły awanse z moim przyjacielem Piotrkiem Gizą żartowaliśmy, że teraz przyjadą wagony z nowymi piłkarzami i trzeba się będzie zwijać. A jednak się trzymałem. Nawet wtedy, gdy pozyskiwano reprezentantów kraju wychodziłem w pierwszym składzie.
- Podobno Cracovia na pożegnanie dała panu dożywotni karnet na mecze.

- Też o tym słyszałem i do dziś czekam na ten karnet (śmiech). Pożegnanie z Cracovią było kulturalne, ale skromne, polegało na uścisku dłoni prezesa Filipiaka. W tym samym momencie odszedł Cabaj i Pawlusiński. Od tamtego czasu trwa budowa nowej drużyny. Teraz wrócił trener Stawowy, więc może w końcu przyjdą wyniki.

- Wróćmy do Stali. Od kogoś, kto zagrała ponad setkę meczów w ekstraklasie kibice będą wymagać.

- Nie przyszedłem do Stali robić za gwiazdę, wywyższać się, ale zdaję sobie sprawę, że gdy źle kopnę piłkę, pojawią się różne komentarze. Zaszedłem do ekstraklasy nie dzięki temu, że kiwałem po trzech-czterech rywali i strzelałem gola do pustej bramki. Piłka nie przeszkadza mi w grze, coś umiem, ale to ambicja, waleczność zaprowadziła mnie tak wysoko.

- Nie wątpię, 6 lat temu został pan najostrzej grającym piłkarzem ekstraklasy. Dowodem 10 żółtych i 2 czerwone kartki.

- Pamiętam, porównywali mnie wtedy do Tomka Hajty. Kartek było sporo, ale nikomu nogi nie urwałem. Połowy z tych kartek dziś sędziowie pewnie by nie pokazali. Zresztą te czerwone też dostałem w następstwie żółtych. Za boiskowego zabijakę się nie uważam.

- Kiedyś przestanie pan grać. Co wtedy?

- Gdy ostatnio miałem miesiąc wolnego, nie mogłem sobie znaleźć miejsca, nie byłem sobą. W końcu będzie trzeba skończyć z ligowym graniem, ale piłka to pasja na całe życie. Jak zawieszę buty na kołku, spróbuję trenerskiego chleba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24