Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barbara Barnaś-Vasilev z Dębicy odzyskała dzieci, uprowadzone przez męża

Paulina Sroka
Barbara Vasilev: - Moja radość nie zna granic. Zaczynamy normalne życie
Barbara Vasilev: - Moja radość nie zna granic. Zaczynamy normalne życie Fot. Paulina Sroka
Po 16 miesiącach Barbara Barnaś-Vasilev z Dębicy odzyskała swojego 7-letniego syna Pawła. W maju z Bułagarii przywiozła córkę Nikoletę. Teraz rodzeństwo znowu może bawić się razem.

- Cieszę się bałaganem w domu, śmiechem, a nawet kłótniami moich dzieci - mówi pani Barbara. - Nareszcie jesteśmy razem. Wciąż trudno mi w to wszystko uwierzyć…

Wspomnienia jak koszmar

Walka między Barbarą a jej mężem Todorem Vasilevem o Pawła i jego 9-letnią siostrę Nikoletę rozpoczęła się w kwietniu ub.r. Wtedy to ojciec uprowadził dzieci do Bułgarii. Ona szukała pomocy w sądzie, który zdecydował, że na czas trwania sprawy o przyznanie opieki nad dziećmi Nikoleta i Paweł mają przebywać z matką.

Orzeczenie opatrzono klauzulą natychmiastowej wykonalności. Mimo to dzieci nie wróciły do mamy. Wkrótce polski sąd przyznał jej opiekę nad dziewczynką i chłopcem. Podobne orzeczenie wydał bułgarski wymiar sprawiedliwości. Ojciec jednak za nic nie chciał oddać dzieci i wyroki nie były egzekwowane.

Pod koniec maja pani Barbara poleciała do Asenowgradu (miasto w Bułgarii) odzyskać swoje dzieci. Tamte wydarzenia wspomina jak najgorszy koszmar. Nie chciała odbierać córki i syna siłą. Jednak dwie pierwsze, polubowne próby nic nie dały.

W efekcie ojcu i jego rodzinie odebrano tylko Nikoletę. Gdy Paweł był już w rękach pracownicy konsulatu, rozwścieczony tłum Bułgarów wyszarpał chłopca. Todor uderzył żonę i dotkliwie ugryzł ją w policzek. Polka wróciła do Dębicy tylko z córeczką. Na synka musiała czekać trzy długie miesiące.

Jedziemy po Pawełka

Upragniony telefon z konsulatu zadzwonił w drugiej połowie sierpnia.

- Proszę rezerwować bilet do Sofii. Jedziemy po Pawełka - usłyszała w słuchawce i kolejne dni były dla Barbary jednym wielkim oczekiwaniem. Nie przespała kilku nocy, zastanawiając się, co czeka ją w Bułgarii. Radość przeplatała się ze strachem. W głowie pojawiały się najgorsze scenariusze. Konsulowi obiecała dyskrecję, więc o zbliżającej się podróży wiedziała tylko najbliższa rodzina.

W czwartek (tydzień temu), wreszcie wylądowała w stolicy Bułgarii. Po synka miała pojechać następnego dnia, ale wszystko potoczyło się błyskawicznie. - W drodze z lotniska powiedziano mi, że akcja została przyspieszona - opowiada Barbara Vasilev.

- Kilka godzin później wjechaliśmy już na teren salonu samochodowego koło Asenowgradu, gdzie zatrzymano mojego męża.

Nikoleta, Nikoleta!

Tym razem Bułgarzy wszystko starannie przygotowali. Akcję prowadzono profesjonalnie. Na parking salonu nie miał wstępu nikt z zewnątrz, nawet dziennikarze.

- Pawełek był spokojny, zgodził się na propozycję pani psycholog, żebyśmy wyszli z salonu. Wtedy mąż zaczął krzyczeć, pokazywał kajdanki. Synek się przestraszył, zaczął płakać. Szybko stamtąd uciekliśmy - opowiada pani Barbara.

Jak wyglądał jej pierwszy kontakt z synem?

- Powiedział mi: ja chcę zostać z tatą, nie chcę jechać do Polski - wspomina kobieta. Ale już chwilę potem 7-latek pozwolił się mamie pocałować i sam chętnie obdarował ją całusem. - Ten całus miałam przekazać Nikoletce - uśmiecha się kobieta.

Do Dębicy pani Barbara przywiozła pogodnego chłopczyka, który w niczym nie przypominał przerażonego dziecka, jakie zobaczyła w bułgarskim salonie samochodowym.

- Zanim weszliśmy do domu, w kuchennym oknie pojawiła się Nikolka - opowiada pani Barbara. - Paweł zaczął wykrzykiwać: Nikoleta, Nikoleta hura! Nikoleta! Aż cały trząsł się z radości. Brakuje mi słów, żeby opisać ich powitanie. Zresztą wszystkim rzucał się na szyję - babci, cioci, wujkowi.

Nareszcie prawdziwy dom

Od tamtych wydarzeń minął już tydzień. Gdy rozmawiamy z panią Barbarą, Paweł i Nikoleta bawią się tuż obok, w ogrodzie. Co jakiś czas przybiegają do mamy albo do ukochanej cioci Ani. Później znikają w domu, by zjeść przygotowany przez babcię obiad.
- Moja radość nie zna granic - mówi wzruszona Barbara Vasilev. - Zawsze dbam o porządek, a teraz cieszę się bałaganem, widokiem porozrzucanych zabawek, dziecięcych ubrań. Bo dom nareszcie stał się prawdziwym domem.

Szczęśliwa mama podkreśla, że chociaż dzieci tyle przeżyły, zachowują się zupełnie jak ich rówieśnicy. Zdążyły się nawet pokłócić.

- Ale tylko trochę - zapewnia Nikoletka.

Zaczynamy normalne życie

Każdy dzień z nimi dla Barbary Vasilev to nadrabianie 1,5 roku rozłąki.

- Pawełek sam chętnie się przytula, całuje mnie. Wszyscy powtarzamy sobie nawzajem, jak bardzo się kochamy - opowiada kobieta. - Nikolka od powrotu mówi do mnie "mamuniu". Paweł zwraca się do mnie zwykle "mamo", ale coraz częściej, odruchowo naśladuje siostrę.

Co dalej? - Zaczynamy normalne życie - mówi pani Barbara i dodaje, że rodzeństwo od września idzie do szkoły. Córka ma już komplet książek, wszystkie potrzebne przybory. Pawełek w środę pierwszy raz odwiedził swoją nową szkołę.

- Ja bardzo lubię się uczyć - przekonuje chłopczyk. Pytają o tatę? - Nie. Ja im tego nie zabraniam. Sama też nie poruszam tematu. Bardzo bym chciała, żeby miały z nim kiedyś kontakt. Na razie trudno mi przewidzieć, jak on się zachowa - mówi Barbara. - Wciąż otrzymuję od męża bardzo nieprzyjemne telefony. On nie rozumie, że skrzywdził swoje dzieci, mnie, naszych rodziców, siebie…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24